sobota, 17 czerwca 2017

6. " - Nie jestem już z Simone... - Wreszcie Oluś, wreszcie..."

        Kilkanaście godzin w samochodzie odbiło się na moim stanie fizycznym, jak i  tak samo na psychicznym. Nie radzę sobie z niczym, co postanowił postawić na mojej drodze los. Nie mogę patrzeć na siebie nawet w lusterku samochodowym, jednak jestem do tego zmuszona, muszę przecież bezpiecznie prowadzić, dotrzeć do domu. Tylko tam być może uda mi się pozbierać myśli, poradzić sobie z tym wszystkim, co działo się przez ostatni czas. Co ja najlepszego narobiłam? Gdybym... gdybym nie pozwoliła zabrać się do Polski, nic by się nie wydarzyło, nie miałabym tylu problemów, które pojawiły się właśnie teraz, przede wszystkim nie znienawidziłabym mężczyzny, którego myślałam, że kocham. Życie to jedno wielkie bagno, inaczej nie da się tego wszystkiego określić. Mówią, że życie to największy dar, jednak co mi po tym wszystkim, co niby jest dla mnie dobre, skoro najpierw czeka na mnie ból, którego niekiedy nie da się już znieść, który wbija nóż w samo serce. Takie jest własnie życie, przede wszystkim sprawia ból, ale kto by się tym przejmował, każdy myśli tylko sobie. Z życiowych rozterek wyrywa mnie dźwięk dzwonka. Modlę się, aby to nie był Simone, bo nie mam ochoty na kolejne kłótnie z nim. Nie chcę z nim rozmawiać... nie chcę go znać.
     Nie odbieram telefonu, pomimo nachodzących mnie kolejnych połączeń. Boję się sprawdzić, kto chcę się ze mną skontaktować, bo jestem pewna, że ktokolwiek by to był, miałby do mnie jakieś niezrozumiałe pretensje. W końcu tylko to ostatnio słyszę, każdy ma mi coś do powiedzenia, czego nie chciałabym słyszeć. Jednak ten dźwięk jest przeraźliwie drażniący, chociaż jest nim Black to black, to mam ochotę wyrzucić telefon przez szybę i jechać spokojnie dalej. Decyduję się zatrzymać na najbliższej stacji benzynowej. Idę zakupić kawę, która w pierwotnym zamiarze miała mnie postawić na nogi, jednak sprawiła, że jestem bardziej ospała. Mimo wszystko siadam do samochodu i spoglądam na wyświetlacz telefonu, gdzie widzę około 20 nieodebranych połączeń. Nie jest mi dane sprawdzić, kto jest tak nachlany, bo dostaję połączenie od Sebastiana.
         - Hej...
         - Czemu nie odbierasz?! Jestem już w drodze na lotnisko! - krzyczy mi do słuchawki tak, że od razu odsuwam telefon od uszu i czekam aż przestanie krzyczeć.
          - Nie mogłam odebrać... - wreszcie dochodzę do głosu.
        - Przez prawie godzinę? Na treningu powinnaś być, a nie! - znów to samo. Nie ma to jak wydrzeć się na Olimpię, przecież to sprawia ogromną przyjemność!
         - Ale nie jestem, bo wracam do Polski - czuję pierwsze łzy spływające po policzkach.
     - Ale jak to do Polski? - jest cholernie zdziwiony, ale ja sama też jestem, że się na to zdecydowałam.
          - Normalnie. Jak każdy człowiek. W moim przypadku samochodem. Więc nie musisz się fatygować do Włoch, będę za kilka godzin w Polsce.
         Rozłączyłam połączenie, rzuciłam telefon na siedzenie obok i starałam się skupić na drodze, która momentami wydawała się naprawdę trudna, szczególnie wtedy, gdy po moich policzkach ciekły łzy, a oczy były od nich napuchnięte. Nie chcę przecież od życia wiele, nie chcę ogromnych pałaców, wersalskich ogrodów, basenów i księcia z bajki. Chcę tylko odrobinę szczęścia, które mnie spotka i zostanie na dłużej, nie zostawi po kilku godzinach, nie będzie tylko moim złudzeniem. Wszyscy wokół odnaleźli swoje miejsce na ziemi, każdy z nich ma przy sobie osobę, którą kocha. Rodzice mają siebie, Sebastian Magdę, Mateusz też jest już od dłuższego czasu z jedną dziewczyną, niektóre dziewczyny z mojej byłej drużyny miały już nawet dzieci, a ja jestem odrzutkiem, nawet będąc z Simone nim byłam, po prostu nie pozwalałam, żeby słowa innych do mnie docierały. Wszystko przelatywało przez moje myśli bez żadnego odzewu. Byłam zamknięta w tamtym świecie...
          Szwajcarskie drogi zaskakiwały masą zakrętów, które jakoś musiałam pokonać. Drogi prowadzące zboczami gór, gdzie wokół nie było niczego, były idealnym miejscem dla mnie. Mogłam włączyć muzykę na cały głośnik i nikomu nie przeszkadzać. Równie swobodnie co ja mogły czuć się płynące po moich policzkach łzy. Nic nie było w stanie ich zahamować, więc zaprzestałam ciągłego ocierania ich mokrym już rękawem. Nie byłam w stanie nawet dobrze widzieć drogi. Musiałam się zatrzymać. Sama. Na pustkowiu. W odpowiednim dla siebie miejscu. Moje myśli odbiegły od tego miejsca, powędrowały za to w miejsce, gdzie pragnęłabym być. Zaczęłam myśleć o Olim, o tych wszystkich dziecinnych przykrościach, które mi wyrządził, o rudych włosach, pozdzieranych kolanach po treningach, paście we włosach na każdym obozie, siniakach po jego mocnych zbiciach. Patrząc na to z perspektywy czasu dziwię się sobie, że mu się nie potrafiłam postawić. Ale nawet teraz z pewnością zrobiłabym wszystko, byleby poczuć się szczęśliwa, a tak niewątpliwie się przy nim czułam. Doskonale pamiętam moment, w którym zabrał swoją walizkę i wyszedł z mojego domu. Byłam smarkulą, a mimo to płakałam za nim, jakby powiedział mi, że z nami koniec, że odchodzi, że nie mnie kocha, a przecież nigdy nie powiedział nawet, że kocha. Za dużo myślę, zdecydowanie za dużo myślę!
          Zatrzymuję się na poboczu, nie mam siły. Ani na dalszą jazdę, ani rozmyślanie nad bezsensem życia. Opieram głowę na kierownicy, zamykam oczy. Znów pojawiają mi się przed oczami obrazy sprzed kilku godzin, gdy Simone... Nienawidzę go! Te kilka godzin temu dla mnie umarł, nie ma go i nie będzie. Powoli dochodzę do siebie, w tym czasie minęły mnie trzy samochody, jedyne, jakie spotkałam przez całą drogę. Ale cóż w tym dziwnego, górska droga, noc i ja pędząca z jednego piekła do drugiego. Chociaż... Polska to mój dom, to najlepsze chwile mojego dzieciństwa, to rodzicie, Mateusz, Sebastian i... Oliwier. Jego teraz brakuje mi najbardziej. Wiele razy pamiętam, jak mimo całej złości, którą do siebie żywiliśmy, w trudnej chwili to on potrafił najlepiej podnieść mnie na duchu. Ostatnio zrobił to pięć lat temu. Mój były chłopak okazał się dupkiem, za moimi plecami kręcił z inną panną, rodzicie byli blisko rozstania się, kłócili się bez przerwy, a mnie czekał najważniejszy w życiu wybór, czy chce wyjechać i grać we Włoszech czy nadal gnić w polskim zespole. Spotkaliśmy się wtedy z Olim w Spale, ja przyjechałam tam na badania, on trenował z kadrą B, świat dopiero zaczynał go poznawać. Widzieliśmy się wtedy po raz pierwszy odkąd bylismy na tej samej imprezie, do tej pory unikaliśmy siebie nawzajem. Oboje byliśmy zaskoczeni swoją obecnością. Udało się jednak spędzić ze sobą w normalny sposób czas. Poświęcił mi nawet swój wolny czas, który powinien spędzić z rodziną w Częstochowie, gdzie czekała na niego pewnie i dziewczyna. Zostaliśmy praktycznie sami w całym ośrodku, gdzieniegdzie plątali się tylko lekkoatleci. Doskonale pamiętam ostatnią noc, którą początkowo spędziliśmy na balkonie mojego pokoju, popijając piwo z pobliskiego supermarketu. Wtedy wypiłam go zdecydowanie za dużo i stało się. Przespaliśmy się ze sobą. Drugi raz zrobiliśmy to będąc kompletnie pijani. Gdy się obudziłam, miałam dwie myśli. Jedna kazała mi zostać przy nim, wtulić się w umięśnione ramię i z powrotem zasnąć, druga paląca ze wstydu kazała uciekać jak najdalej. Mimo wszystko nie żałowałam tego, co się stało.
         Wtedy uciekłam. Teraz robię to ponownie, lecz z innego powodu i od innej bliskiej mi osoby, która już dla mnie umarła. Oliwier mnie nie skrzywdził, to raczej ja go skrzywdziłam. Odeszłam nie zostawiając żadnego słowa wyjaśnienia, a on tamtej nocy traktował mnie wyjątkowo, jak najwartościowszy klejnot, jak kogoś, kogo się kocha... Nie ważne, czas ruszyć w dalszą podróż. Podnoszę głowę z kierownicy, przekręcam kluczyk i ruszam tam, gdzie moje miejsce, do Częstochowy. Przez całą dalszą drogę telefon dzwonił tylko raz. Mama chciała się dowiedzieć, co się dokładnie stało, jednak przekonałam ją, że to nie jest rozmowa na telefon. Nie chcę nikomu mówić o tym, co zrobił mi Simone, to pozostanie tajemnicą. Powoli dopadało mnie zmęczenie, coraz częściej mrużyłam oczy, jednak tablica oznajmująca, że jestem już w Częstochowie od razu mnie ożywiła. Zatrzymałam się pod domem rodziców, w przednim lusterku starałam się ukryć sine, podpuchnięte oczy i wreszcie ruszyłam z torbą podróżną do domu. Jak się okazało w domu był tato i zestarzały już Franek, który pomerdał ogonem na mój widok i wrócił do wylegiwania się na kanapie bez ruchu. Przywitałam się ze zdziwionym ojcem, informując, że zarówno sprawa we włoskim zespole, jak i związek z Simone są już skończone. Zaskoczenia na jego twarzy wcale mnie nie dziwiło, nawet uśmiech po wiadomości o rozstaniu z Włochem mnie nie zdziwił. Tato nigdy go nie trawił. Spytał tylko, co teraz z moją karierą, jednak na to mu nie potrafiłam odpowiedzieć. wzięłam swoje rzeczy i poszłam na górę. Po drodze dostałam jeszcze SMS'a od Sebastiana, że będzie za godzinę u mnie i że musimy porozmawiać. Z tą myślą weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Nie wiem nawet kiedy, ale zasnęłam. 
         - Oli, mała, jestem już. Ciii... - Obudziłam się cała rozpalona i przerażona w ramionach Sebastiana, który uratował mnie przed Simone, który nawiedził mnie w koszmarze. Gonił mnie, a ja nie mogłam uciec, stałam w miejscu, choć z całych sił chciałam biec. Mocno wtuliłam się w Ignaczaka, rozpłakałam się. Dopiero teraz dotarło do mnie to wszystko co się stało, zaczęłam się brzydzić własnego ciała. - Oli, co się stało we Włoszech?
         - Nie chcę o tym rozmawiać - wykrztusiłam z siebie, odwracając się do niego plecami. - Nie jestem już z Simone...
       - Wreszcie Oluś, wreszcie... - Położył się obok i mocno przytulił. Zawsze wiedział, kiedy mnie po prostu przytulić i o nic nie pytać, znał mnie jak mało kto. Był przy mnie. Jak prawdziwy przyjaciel.


                                                                            ~*~



Maniek: Cześć! Któż to wrócił na bloga? Dwie piękne panie, które zmyły się na 2 LATA! 
Przyznać się! Jest tu ktoś, kto był z nami dwa lata temu i kontynuuje opowieść? :) 
Nie wiem jak wy, ale ja stęskniłam się za blogowaniem i Dzuzeppe z pewnością podzieli moje zdanie ;) Czy jest sens tłumaczyć się z naszej nieobecności? Nie wydaje mi się, każdy czasami potrzebuję przerwy, nawet mogę pokusić się o cytat "Nothing in this world happens without a reason", co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że nic nie dzieje się bez przyczyny i tak było w naszym przypadku :) Osobiście, wypaliłam się, nie miałam najmniejszej ochoty na pisanie, ale przerwa bardzo dobrze na mnie wpłynęła i wracam z nowymi pomysłami! Mam nadzieję, że zostaniecie tutaj na dłużej i chętnie będziecie czytać nasze opowieści, których może pojawić się wiecej na naszych profilach :)

Dzuzeppe: Witam Was moje drogie, jeśli jeszcze któraś z Was tu zajrzała! <3 Nie było nas tu ogrom czasu, jednak ta historia nie umarła w naszych głowach i sercach. Co więcej, to nie jest jedyny rozdział, który się tu pojawi. Mogę was zapewnić, że nie próżnowałyśmy przez ostatnie tygodnie i mamy trochę zapasu i mam nadzieję, że uda nam się Was nie zawieść. Pamiętajcie, że to co jest w nas nie umrze nigdy, może jedynie na chwilę się uśpić, ale z czasem obudzi się ze wzmożoną siłą! :D Razem z Martą postaramy się, żeby w naszym przypadku tak właśnie było :D
Do następnego Robaczki! <3

6 komentarzy:

  1. Hej :) wiecie jak się ucieszyłam że się coś tu ukazało :) wracajcie będę czytać ;) Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mogłyśmy sprawić ci radość :* Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na nas :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ale miła niespodzianka!:D warto jednak wchodzić raz na jakiś czas na stare blogi :) liczę teraz ze jak jesteście zmotywowane to dowiem się jaki koniec będzie miała ta historia :D (oby było jeszcze duużo rozdziałów:) )
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka jest juz napisane, ale jeszcze dużo przed nami :D Myślę, że się nie zawiedziesz :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się od ucha do ucha na takie komentarze <3

      Usuń