wtorek, 28 lipca 2015

5. "Simone, co się z nami dzieje?"

      Włochy. Kraj słońca, ciepła, spowolnienia płynącego czasu, lenistwa, makaronów, pizzy. Dla niektórych miejsce wybawienia od nieszczęść, kłopotów, dla innych przysporzenie ich w jeszcze większym stopniu. Kraj ten może stać się swego rodzaju ucieczką od problemów, jednak od niech nie da się uciec, one zawsze dopadną człowieka pod tą czy inną postacią. Niekiedy nie wiemy nawet, kiedy kłopoty o problemy pojawiają się w tym pozornie lepszym świecie. Tego nie da się wyczuć na samym początku, uświadamiamy sobie ich wagę dopiero w momencie, gdy nie możemy sobie już z nimi poradzić, gdy przerastają nas, gdy już nic nie da się zrobić. Italia miała być i dla mnie oderwaniem się od polskich problemów, jednak to właśnie tu wpadłam w jeszcze gorsze, które są pochodnymi tych pierwszych. Pewnie, gdyby to wszystko się nie wydarzyło, nie wpadłabym z tą chorą relację z Simonem. Może potrafiłabym odnaleźć się w świecie i nic nie psułoby kilkakrotnie mojego poukładanego świata, jak działo się do tej pory?
      Wrócić do Włoch miałam dopiero po sylwestrze, wracam jednak już teraz, kilka dni przed świętami. Telefon wyłączyłam już dawno, kiedy wsiadałam do samolotu, a od tej pory nie mam odwagi z powrotem uruchomić urządzenia. Najbardziej bałam się tego, jak na moje pojawienie się w mieszkaniu zareaguje mój narzeczony, choć w zasadzie sama nie wiem, czy pierścionek na moim palcu nadal znaczy to samo, co kilka tygodniu temu. Przez cały lot nie mogłam skupić się na niczym innym, niż na pocałunku z Oliwierem. Jego oczy w tamtej chwili płonęły, choć kolorem bardziej przypominają wodę. Miał w sobie tyle siły, energii, zdecydowania. Niczym nie przypominał chłopak sprzed lat. Te kilka sekund, gdy mogłam skryć się w jego ramionach, poczuć się tak, jakby świat się zatrzymał, jakby otoczenie nie miało żadnego znaczenia. Poczułam się wtedy, jak księżniczka, dotychczas zamknięta w wieży, która wreszcie spotkała się ze swoim księciem i mogła go pocałować. Choć przez tą krótką chwilę byłam księżniczką, nie miałam problemów, kłopotów, zmartwień. Liczył się tylko on, teraz jednak czas wrócić do rzeczywistości, czas spotkać się z Simonem.
        - Oli? - zdziwienie na jego twarzy było ogromne, połączone jednocześnie z triumfalnym uśmiechem. - Znudziło ci się w Polsce? Czy może sami cię wyrzucili? - Nawet teraz potrafił mi dogryźć, nie mógł być choć przez chwilę miły, nie potrafił udawać, że się cieszy. Beznamiętnie odszedł od drzwi, wpuszczając mnie do środka. 
         - Nie możesz chociaż udawać, prawda? - zostawiłam walizkę w przedpokoju i zajrzałam głębiej. Chlew. Tylko tyle można było powiedzieć na widok tego, co zobaczyłam w całym mieszkaniu. Po podłodze walały się puste butelki i puszki, pudełka po chińszczyźnie czy pizzy. Simone był bałaganiarzem, przed moim wyjazdem ja wszystko sprzątałam, a kiedy został na kilka dni sam, to zrobił chlew. - Simone, co się z nami dzieje? - zapytałam jakby w ścianę, nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, a jedynie dźwięk zamykanych drzwi. 
         Zabrałam się powoli za sprzątanie, choć nie powinnam, w każdej chwili kontuzjowane plecy znów mogły dać o sobie znać. Robiłam jednak wszystko, by mieszkanie znów wyglądało schludnie, by można było w nim swobodnie przejść i nie kopnąć walających się śmieci. Za oknem rozpętała się burza, było grubo po północy, siedziałam sama na kanapie, czekając, aż wreszcie drzwi wejściowe się otworzą i stanie w nich mój narzeczony. Ten związek nie ma sensu, ale nie pozwala mi myśleć o Oliwierze, nie pozwala wracać do przeszłości. Nigdy nie traktowałam go poważnie, zawsze w głowie krążyła mi myśl, że to jedynie chwilowa znajomość, że nie potrwa to długo, że za kilka miesięcy rozejdziemy się w różne strony i zapomnimy o sobie, jednak trwamy już razem prawie dwa lata, a w mojej głowie co jakiś czas pojawiają się obrazy, które ukazują nasz wspólną odległą przyszłość. Przeważają jednak te, które ukazują nasz koniec. Przez ostatnie kilka tygodni wydarzyło się chyba zbyt wiele, żebyśmy mogli znów czuć się przy sobie dokładnie tak samo, jak przed kilkunastoma miesiącami, kiedy spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Wiedziałam, dlaczego się mną zainteresował, jednak myślałam, że z czasem coś do mnie poczuł, w końcu mówił mi to, mówił, że mnie kocha, a ja wierzyłam, że kocham go tak samo. Teraz jednak nic nie jest już tak, jak było, a moje uczucia to jedna wielka zbieranina zamknięta w worku. Może najlepiej będzie, jeśli po prostu wybiorę coś spontanicznie?
     - Martwiłam się o ciebie - powiedziałam, gdy wreszcie zjawił się w mieszkaniu i usiadł obok mnie. - Simone, co się z nami dzieje? - powiedziałam już drugi raz dzisiejszego dnia.
       - A co ma się dziać? - spojrzał na mnie, odrywając na chwilę oczy od ekranu telewizora.
     - Nie udawaj, że tego nie widzisz... Nie ma już nas... Od dawna jesteśmy ty i ja, osobno. - Podniosłam się z miejsca, nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, nie miałam ochoty patrzeć na niego, nie miałam ochoty kontynuować tej rozmowy. Myślałam, że on również, jednak po chwili ujrzałam go opierającego się o drzwi do sypialni. Położyłam się na łóżku, chciałam go zignorować, jednak on nadal stał w progu i obserwował mnie, nie widziałam tego, ale czułam jak jego wzrok sunie po moim ciele. - Czego chcesz? - odwróciłam się i podniosłam na łokciach. Uśmiechał się jedynie kpiąco. Zaczął rozpinać swoją koszulę, jednocześnie patrząc mi w oczy. 
       - Udowodnię ci, że nie ma ciebie i mnie... Jesteśmy my, kochanie...
       - Simone?
       Koszula opadła bezwładnie obok niego na ciemnych panelach, po których stąpał w moim kierunku. Nie rozpoznawałam w nim tego samego człowieka, za którego byłabym w stanie oddać wszystko i ze wszystkiego zrezygnować. Jego tęczówki nie miały w sobie ani krzty miłości, czułości, tego ciepła, za które go pokochałam, które mnie uwiodło. Nie miał w sobie nic z mężczyzny, którego kochałam, był kimś innym, kimś całkowicie mi nieznajomym. Usiadłam na łóżku, podsunęłam kolana blisko klatki piersiowej. Patrzyłam bezwładnie na to, co dalej zrobi, jak szybko znajdzie się obok mnie i skrzywdzi moje ciało i umysł. Do oczu momentalnie podeszły mi łzy, zaczęły powoli wypływać kącikami i spływać strumieniem w dół po mojej twarzy. Kiedy znalazł się tuż obok mnie na łóżku, miałam jeszcze ostatnią okazję, by uciec. Musiałam tylko zerwać się z materaca i pobiec w kierunku drzwi tak szybko, ile miałam sił w obolałych mięśniach po kilkugodzinnym oczekiwaniu narzeczonego. Musiałam tylko chwycić za klamkę, wybiec z mieszkania i uciekać jak najdalej, gdziekolwiek, byleby Simone nie mógł mnie znaleźć. Wszystko szło po mojej myśli. Zerwałam się z łóżka, dodatkowo odpychając Włocha od siebie, dotarłam do drzwi, nawet je otworzyłam, jednak w tej samej chwili poczułam, jak łapie mnie za nadgarstek, jak mocno pociąga do tyłu i rzuca gdzieś w okolice łóżka. Potem pamiętam tylko dwa uczucia. Ból i pogardę zarówno dla swojego ciała jak i mężczyzny, który mnie wykorzystał. Brutalnie wykorzystał. 
        Kiedy odzyskałam świadomość, wokół mnie nie było nikogo, leżałam na łóżku, słyszałam dźwięk opadających kropel wody na dno prysznicowego brodzika. Bolało mnie wszystko, nadgarstki powoli zaczynały robić się sine, na udach widniały liczne zadrapania i siniaki, z kącika ust chyba ciekła mi krew, bo czułam jej metaliczny smak. Podniosłam się z miejsca z nadal cieknącymi z oczu łzami i pospiesznie zaczęłam się ubierać w dżinsy i wyciągniętą dresową bluzę. W amoki zaczęłam szukać swojej torebki, pośpiesznie wrzucałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy i dokumenty, zachowując przy tym ciszę. Dopiero w swoim samochodzie poczułam się bezpieczna, jednak wszystko wróciło do mnie w zdwojonej sile, wszystko zrozumiałam. Mężczyzna, który kiedyś była całym moim światem, właśnie mnie zgwałcił! Czym prędzej odpaliłam silnik i ruszyłam z miejsca nie oglądając się za siebie. Już nigdy tu nie wrócę, nigdy nie pozwolę, by Simone mnie dotknął, by nawet przebywał w moim otoczeniu. Napisałam jeszcze krótkiego SMS-a do swojego managera, żeby rozwiązał kontrakt z klubem i ruszyłam w podróż do domu, do Częstochowy. Chcę wrócić do przeszłości i pozwolić sobie na to, by odnalazła swoje miejsce w teraźniejszości.



~*~


Maniek: Co tu się dzieje? Mam nadzieje, że nie wystraszyłyśmy Was na tyle, abyście opuściły historię Olimpii. Wręcz  przeciwnie, zaciekawiłyście tym co miało miejsce :) Aż tak strasznie nie wyszło, co?
Musimy podziękować Dzuzeppe, która ratuje tego bloga! Więc teraz wszyscy piszemy w komentarzach jak wspaniała jest Dzuzeppe i jak bardzo ją  uwielbiamy! ♡

Dzuzeppe: Maniek, nie podlizuj się, ja tu jeszcze i twoje skrzydła rozwinę :D Szczerze się przyznaję, że gdy to teraz publikujemy jestem po napisaniu jednego z kolejnych rozdziałów tutaj, który uwaga!!! wyszedł mi najlepiej od nie wiem kiedy :D No naprawdę będę samochwałą, ale za jakieś 2/3 tygodnie będziecie ryczeć ;P
Chcę wrócić na dobre, także jeśli macie ochotę sprzedać mi swoje opowiadanko do czytania, to zapraszam na gg 15696793 :D


Facebook    Ask   Instagram     snapchat - kari199813

sobota, 4 lipca 2015

4. "To byłoby magiczne uczucie."

      Powrót do kraju, to nie tylko powrót do Sebastiana, ale przede wszystkim powrót do rodziców, których ostatni raz widziałam pod koniec wakacji. Brakowało mi szczerych rozmów z mamą, spacerów po okolicy z tatą, godzin spędzanych na dworze z Mateuszem, który powoli stawał się mężczyzną. Miałam to, czego brakowało mi w dzieciństwie, kiedy tato jeszcze o mnie nie wiedział, kiedy mama nie miała odwagi mu powiedzieć. Nie mam jej jednak za złe tego, że nie zrobiła tego wcześniej, to był jej wybór. Może i przez ten czas straciłam najpiękniejsze lata z tatą, ale mama robiła wszystko, żeby mi go nie brakowało. Patrząc z boku na to, jaką wielką frajdę miał w momencie, gdy na świat przyszedł Mati, było mi smutno, jednak tato, od kiedy mnie poznał, nie pozwalał mi czuć się źle, nie okazywał tego, jak krótko mnie zna. Teraz jednocześnie cieszyłam się na spotkanie z nimi, jak i bałam się, że nadal mają mi za złe to, że przyjęłam oświadczyny Simona. Może nie mówili wprost, że go nie lubią, ale ja wiedziałam to, jedynie na nich patrząc. Widzieli mnie u boku kogoś innego, kto już dawno przestał na to miejsce pasować moim zdaniem. On był już dla mnie wspomnieniem.
      Sebastian uparł się, że pojedzie do Częstochowy razem ze mną, żeby spotkać się z moimi rodzicami, choć widuje ich częściej ode mnie. Nie dałam jednak rady, żeby przekonać go, że moja samotna podróż dobrze mi zrobi. Jeśli któreś z Ignaczaków się na coś uprze, to nie ma zmiłuj, nie wygrasz z nimi. Dodatkowo jeszcze Sebastian jechał ze mną jakby do pracy, w końcu już jutro hit Plusligi, więc wręcz musiał tam być. Takim oto sposobem w piątkowe popołudnie zapukałam do drzwi rodzinnego domu. Cholernie się bałam, sama chyba do końca nie wiem czego, w końcu chyba zdenerwowanie za zaręczyny nie trwałoby tak długo. Po chwili drzwi uchyliły się, usłyszałam radosne szczekanie Franka, a moim oczom ukazała się mama. Od razu wiedziałam, że złość, którą żywiła do mnie, minęła. Objęła mnie z całych sił, a po chwili poczułam silne ramię taty, obejmujące nas obie. Niekiedy, gdy byłam sama we Włoszech, żałowałam, że postanowiłam tam wyjechać, grać w siatkówkę, być z daleka od moich najbliższych. Brakowało mi rodziców, starego, schorowanego psa, rozwrzeszczanego brata, zwariowanego przyjaciela. Brakowało mi nawet wspomnień. Dlatego w tej chwili chciałam, żeby czas się zatrzymał, żeby było tak idealnie, jak jest teraz, żeby m wiedziała, że niczego nie psuję, nigdzie nie uciekam, nic mnie nie krzywdzi. Chciałabym móc mieć czarodziejską różdżkę i zaczarować świat, by już nikt, nigdy nie zepsuł mojego skomplikowanego świata jeszcze bardziej.
     - Witaj w domu córeczko.
     - Witaj tato.
    Razem z Sebastianem zostaliśmy przyjęci dokładnie tak samo, jak kilka dni wcześniej przez jego rodziców. Gdy tylko w domu pojawił się Mateusz, nie oderwał się do późnego wieczora od Ignaczaka, który w naszym domu czuł się naprawdę dobrze. Mężczyźni co jakiś czas poruszali temat jutrzejszego meczu, tato i młody ekscytowali się tak mocno, że razem z mamą śmiałyśmy się z nich, w końcu to tylko mecz, nawet nie mój, więc nie muszą go tak przeżywać. Nie spodziewałam się tego, że będą chcieli wyciągnąć mnie na ten pojedynek, nie chciałam w ogóle oglądać męskiej siatkówki, jednak to było niemożliwe, całe moje otoczenie nią żyło. Spojrzenie czterech par oczu utkwionych centralnie we mnie spowodowało, że musiałam się zgodzić. Nawet mama się ucieszyła, choć chwilę wcześniej namawiała mnie na wspólne zakupy w trakcie meczu. Kiedy proponowała mi bezcelowe chodzenie po sklepach, chciała się zapewne o wszystko wypytać, więc cieszyłam się, że nie będę musiała tłumaczyć się jej ze wszystkich swoich błędów, które niewątpliwie nadal popełniam. Nienawidzę kłamać, gdy rozmawiam z nią, jednak o pewnych sprawach z mojego życia wie tylko jedna osoba i na pewno nie jest nią mama. Nie potrafiłam powiedzieć jej o tym, jaka byłam głupia, jak potrafiłam się nieodpowiednio zakochać, jak czułam się potem upokorzona. Jednak nie żałuję niczego co wydarzyło się przed laty. 
     Po kolacji rozeszliśmy się do swoich sypialni. Długo przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Cień światła padającego przez szybkę w drzwiach oświetlał regał, na którym stały moje statuetki, puchary, na tablicy korkowej przypięte wszystkie dyplomy i medale. Stało tam jeszcze coś, najmilsza pamiątka z czasów licealnych, pluszak z niebieskimi oczami, z napisem "Kocham Cię". W końcu nie mogłam już bezczynnie się na niego patrzeć, wstałam z miejsca, chwyciłam go w dłoń i wróciłam do łóżka. Tak, jak lata temu, położyłam się na boku z zabawką przy twarzy. Przez chwilę poczułam się tak, jakbym wróciała do tamtych lat, jakbym znów czuła te charakterystyczne perfumy, ten zapach ciała. Przysunęłam się do pluszaka, zamknęłam oczy. Zrobiłam coś głupiego, wyobraziłam sobie, że nie jestem sama, że On jest obok, że mnie obejmuje, całuje w czoło, że to wszystko, co się wydarzyło, nie miało nigdy miejsca, a my nadal jesteśmy razem szczęśliwi. Potrzebowałam tego, marzyłam o tym, pragnęłam tego. Jednak nie miałam nawet podstaw, by sądzić, że jeszcze kiedyś będzie tak wspaniale, jak wtedy.
    - Olimpia, musisz coś zjeść! - gdy tylko przekroczyłam drzwi do kuchni, mama od razu przypomniała mojemu żołądkowi, że  jest pusty. - Nie dość, że nie wstałaś na śniadanie, to nawet na obiad się spóźniłaś! - To fakt, była prawie 14, gdy spojrzałam na zegarek na lodówce. - Masz dwie godziny, potem już wychodzimy - zniknęła za drzwiami do piwnicy.
     - Witam śpiącą królewnę - Sebastian pocałował mnie w policzek. - Wszędzie dobrze, ale w domu śpi się najlepiej, prawda? - kiwnęłam jedynie głową, pochłaniając obiad. - Twój tato i Mateusz od rana sobie miejsca znaleźć nie mogą - zaśmiał się - a ty co? Olewasz sprawę - poczochrał mi włosy, zajrzał do lodówki, pochwycił pasterek sera i usiadł na przeciwko mnie.
    - Jestem brudna? - zaprzeczył. - Więc nie wiem, trzecie oko mi na czole wyrosło, że się tak przyglądasz?
     - Nie... Olka, On tam będzie.
     - Ja też tam będę - wstałam z miejsca. - Nie zamierzam rezygnować z miłej soboty spędzonej z rodziną i przyjacielem tylko przez to, że On tam będzie. To już przeszłość... - chciałam okłamać samą siebie? Może. Wyszłam z kuchni, podreptałam na górę i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.
     Punktualnie na dziesięć minut przed rozpoczęciem pojedynku zasiadłyśmy z mamą na miejscach, tato i Mati stali przy płycie boiska i rozmawiali z trenerem Częstochowskiego AZS-u, Piotrem Gruszką. Być może na meczu jest jego córka, Marysia, która wystawia mi piłki w reprezentacji. Wzrokiem omiatam rozgrzewających się zawodników. Po częstochowskiej stronie widzę młodego Jarosza, Ruciaka, Czarnowskiego, Bartmana, ale też i Antka Winiarskiego, który rozwija się pod bacznym okiem naszych trenerów. Z wielką ciekawością zerkam na drugą stronę boiska. Młody Gruszka zagra dziś po raz pierwszy przeciw swojemu ojcu, do tego, Wlazły, Zagumny, Winiarski... Pożałowałam w ciągu jednej sekundy tego, że zechciałam w tym momencie spojrzeć na zawodników. Pożałowałam, bo spojrzałam w Jego oczy. Pożałowałam, bo On zrobił to samo. Pożałowałam, bo moje serce znów zabiło niebezpiecznie szybko, bo kąciki ust samoczynnie uniosły się do góry, bo poczułam, że wszystko znów wraca. Świat na chwilę przestał się liczyć, błękit jego oczu zmusił mnie do nieodrywania wzroku od tych przenikliwych tęczówek. Były magnetyczne, jakby jedyne na całej kilkutysięcznej hali. Może było to kilka sekund, może cała wieczność, zanim Świderski nie podszedł do Niego i przerwał jego rozgrzewkę. Może to wszystko było jedynie złudzeniem i tak naprawdę nie patrzył na mnie, a na kogoś siedzącego obok. Pewnie na siedzącą blisko mnie jego możliwą dziewczynę. Przecież to niedorzeczne, żeby poczuł się tak samo, jak ja. Oboje nie jesteśmy już zakochanymi w sobie gówniarzami, teraz jesteśmy dorośli, inni. Nic nie jest takie, jakie było. 
     Cały pojedynek od tego momentu toczył się jakby poza moją rzeczywistością, poza moim światem, którym stała się jego osoba, jego zachowanie, jego ataki, przyjęcia, serwy, obrony, bloki, a przede wszystkim jego błękitne oczy. Siedziałam na swoim miejscu, słyszałam stłumiony dźwięk, widziałam rozmazany obraz, miałam dreszcze, gdy tylko był przy piłce. Bałam się tego, co się ze mną dzieje, nie potrafiłam zapanować nad swoich zachowaniem, nie potrafiłam przestać skupiać na nim uwagi, nie chciałam wyrwać się ze świata marzeń. Nie zorientowałam się nawet, kiedy mecz zakończył się zwycięstwem gości, Jego zwycięstwem, Jego nagrodą MVP, Jego uśmiechem. Dopiero w tej chwili otrząsnęłam się, wstałam z miejsca, chwyciłam kurtkę, zeszłam na dół. Znałam tę halę, więc bez problemu dostałam się  do podziemi, w których są szatnie, ale i boczne wyjście. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, zamknąć się w pokoju, schować w swoim świecie. Chciałam, ale nie mogłam. Nawet nie wiem, kiedy ktoś objął mnie gwałtownie ramieniem, dłonią zakrył usta, otworzył jakieś drzwi i wciągnął do środka. Chciałam się wyrwać, jednak nie miałam szans nawet jako wysportowana kobieta, ten ktoś był silniejszy, większy, nie miał na sobie koszulki, a ja czułam ciepło, bijące od jego ciała.
     - Co ty tu robisz? - usłyszałam Go, był tuż obok mnie, stał naprzeciwko i lekko się uśmiechał. Wydoroślał. Kiedyś był jedynie wyrośniętym dzieciakiem, którego kochałam, teraz stał się mężczyzną, nie kościstym chłopaczkiem, ale mężczyzną. - Powiedz mi, skąd się tu wzięłaś?!
     - Myślisz, że już nawet na mecz nie wolno mi przyjść, bo co, bo mam zawsze ciebie unikać? Z jakiej racji? Bo co, bo mnie skrzywdziłeś? Bo musiałam przez ciebie wyjechać z kraju? Bo nie mogłam spać nocami? Bo całe moje dalsze życie uczuciowe to klapa? Bo mój narzeczony jest ze mną dla ładnej buźki? No odpowiedz mi, dlaczego mam cię unikać?! - Nie spodziewałam się tego, do czego się posunął. Nie spodziewałam, że zrobi coś dokładnie tak samo, jak lata temu. Nie podejrzewałam, że zrobi to teraz. Pocałował mnie, gwałtownie, mocno, zachłannie. Tak, jak nigdy wcześniej. Przyparł mnie do ściany, jedną dłonią skrępował moje ręce, drugą wplótł we włosy. Jednocześnie był cholernie stanowczy, pewny siebie, taki, którego jeszcze nie znałam. Jednak z każdą sekundą słabł, luzował uścisk, stawał się podatny na moje zachowanie. On, porządnie zbudowany mężczyzna, świetny siatkarz, twardziel. Oliwier Winiarski. - Czego ode mnie znów chcesz? - mój głos drżał, z oczu płynąć znów zaczęły łzy, nie miałam siły, żeby się wyrwać, nie chciałam nawet opuszczać jego ramion. - Oliwier, czego?!
      - Przepraszam... - puścił mnie, odsunął się, zsunął się w dół po ścianie, schował twarz w dłoniach. - Nie wiem, co się ze mną dzieje, Oli - był roztrzęsiony, na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Wydawał się, jak bezbronne dziecko, które nie potrafi ustawić wieży z kloców, nie wie, jak połączyć wszystkie elementy. Nie potrafiłam stać bezczynnie obok niego, nie mogłam patrzeć na płynące po jego policzkach łzy, nie chciałam sama się przy nim rozpłakać. - Kiedy zobaczyłem cię na hali... Oli, wszystko przestało się liczyć. Po każdej akcji miałem ochotę podbiec do ciebie, przytulić się, jednak musiały wystarczyć mi jedynie spojrzenia w twoją stronę, twoje nikłe uśmiechy... Przepraszam... - uklęknęłam przed nim, chwyciłam twarz w swoje dłonie, zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
      - To ja przepraszam, że dopuściłam do tego, żebyśmy się spotkali. 
    Przybliżyłam swoją głowę do jego czoła, oparłam swoje o to jego i spojrzałam w jego smutne, zaszklone oczy. Wyglądały jak ocean, nawet słabe oświetlenie w pomieszczeniu pozwalało mi doskonale widzieć w nich ból, smutek, rozpacz. Przymknęłam swoje powieki, dotknęłam nosem jego nosa, poczułam się jednocześnie wspaniale i okropnie. Odsunęłam głowę, spojrzałam jeszcze raz na niego, delikatnie musnęłam jego czoło. Chciałam go pocałować, jednak nie mogłam. To byłoby magiczne uczucie. Czujesz się wtedy, jakbyś był gdzie indziej, jakby otoczenie stało się rozmytą mgłą bez końca, jakbyś unosił się w powietrzu, te kilka centymetrów nad ziemią. Z czasem zaczynasz jednocześnie kochać i nienawidzić to uczucie. Zaczynasz, bo nie daje ci spokoju. Jak najszybciej podniosłam się z kolan, chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam, zostawiając go samego w pomieszczeniu.
       - Gdzie jedziemy? - usłyszałam pytania miłego, starszego pana z przodu pojazdu.
       - Na lotnisko.
     Nie spodziewałam się, że będę chciała to zrobić, nie potrafiłam sama siebie zrozumieć, że zdołałam się przyznać po tylu latach do tego, że go... kocham. Najgłupszą rzeczą, którą mogłam zrobić w tej chwili, było pocałowanie Go. Ale przecież jestem głupia. Przecież chciałam tego, więc gwałtowne przylgnięcie do jego drżących warg było mi potrzebne, jak tlen ogniu, jak woda i słońce roślinom. Jednak rośliny niekiedy usychają, tak jak ja teraz. W drodze do piekła, do Włoch.


                                       ~*~

Maniek: Wielki powrót? No może nie taki wielki, ale powrót jest :) Nie wiem czy jest nawet sens przepraszać, skoro już któryś raz z rzędu znikamy bez słowa, ale kultura tego wymaga i sama tego od siebie wymagam! Więc, przepraszamy z całego serca, że nas nie było :) Ale jesteśmy ludźmi, mamy prywatne zobowiązania, co nie oznacza, że nie tratujemy bloga na poważnie! Ja, osobiście, traktuję bloga jak formę rozrywki, dla was i dla siebie :) 
Poza tym, co tu się dzieje u Olimpii, z którą dawno się nie widzieliśmy? Mamy meczyk, mamy mężczyznę, rozterkę miłosną... hm? Typowe, czyż nie? :) Ale Ola to silna kobieta, z pewnością sobie poradzi :]

Dzuzeppe: Bo my już chyba tak mamy, że przerwa od pisania działa na nas mobilizująco ;) Nie gniewajcie się :* Piekło dla Olimpi to wyjazd do Włoch czy życie obok swojej miłości? Jak uważacie? Co czeka na nią we Włoszech, co czekać będzie na nią w Polsce, gdy już wyjedzie... To wszystko przed nami :P Całuję Was mocno i obiecuję, że teraz już wrócę, nie wiem, czy ktoś będzie chciał jeszcze czytać ale wrócę :*

Fanpage Dzuzeppe        Ask Dzuzeppe

niedziela, 8 marca 2015

3. "Nigdy nie uciekaj bez słowa, bo w przyszłości będziesz tego okropnie żałować..."

     Gdy wyjeżdżałam z Polski, chciałam jak najszybciej zamknąć za sobą wszystkie drzwi, wszystkie niedokończone sprawy. Nie potrafiłam spojrzeć niektórym ludziom w oczy, powiedzieć, że wyjeżdżam, że już więcej się nie spotkamy, nie zamienimy ze sobą choćby jednego słowa, nie złożymy życzeń na święta. Teraz jednak przyjdzie mi zobaczyć ich znowu, spojrzeć także w te znienawidzone niegdyś oczy, usłyszeć paraliżujący głos, poczuć raniący dotyk. Muszę jednak stawić czoła rzeczywistości, muszę pokazać, że z Olimpią Łomacz nie opłaca się zadzierać, że z nią się nie wygra. Aczkolwiek boję się wszystkiego, co może spotkać mnie najpierw w Rzeszowie, potem w Częstochowie, a potem w innych miejscach, w których zostawiłam niedokończone sprawy. Tak, jak nigdy nie lubiłam powrotów z wszelkiego rodzajów obozów do domu, tak teraz kompletnie nie wiem, co przyniesie mi los, jak powinnam przygotować się na każdą ewentualność, co odpowiadać na zadawane pytania, jednak w głębi duszy cieszę się, że dałam się przekonać na powrót.
      Sebastian uważnie prowadzi samochód, jednak znajduje ułamki sekund, by spojrzeć na mnie ukradkiem, uśmiechnąć się pokrzepiająco. Jest moim oparciem, moją motywacją, by wreszcie stanąć na nogach. Nawet teraz, w chwili, którą powinien poświęcać swojej narzeczonej, jest ze mną, bo chce mi pomóc, bo wie najlepiej, co jest dla mnie najlepsze, czego potrzebuję naprawdę. Nie raz ratował mnie z opresji, ukrywał w swoim świecie przed złem w postaci rodziców, nieodwzajemnionej miłości, przytrafiających się kontuzji, dosłownie wszystkiego, co nagle spadało na moje barki, a czego nie potrafiłam udźwignąć, czemu nie potrafiłam stawić czoła. Kilka lat temu zastanawiałam się, jakim cudem nie czuję do niego nic więcej poza ogromną przyjaźnią, której nie da się zrozumieć, jeśli nie jest się nami, jeśli nie zna się całej historii naszej znajomości, jeśli nie pamięta się wszystkich radosnych słów, jak i tych, które raniły najmocniej. Nikt nie zrozumie, jak wiele zmieniło się w nas samych, odkąd się poznaliśmy, jak mocno ewaluowały nasz poglądy, plany na przyszłość, cele życiowe, priorytety. Zmieniliśmy się cali my. Przeszliśmy drogę od niedojrzałych nastolatków do pewnych siebie, dorosłych ludzi, którzy nie stracili łączącej ich przyjaźni.
     - Brakowało mi ciebie, wiesz? - uśmiechnął się do mnie, stawiając przede mną niezdrowe jedzenie typu fastfood oraz parującą kawę. - Kiedyś wystarczyło zadzwonić i kilka godzin później już się widzieliśmy, a teraz... 
     - Sebastian, przecież, jak byłam we Włoszech, nic się nie zmieniło, również wystarczało kilka godzin i widzieliśmy się. - Upiłam łyk ciepłego napoju i zajrzałam do papierowej torebki z naszym pożywieniem. Nie miałam odwagi, żeby spojrzeć mu prosto w oczu, więc grzebanie w torebce było najlepszym wyjściem. - Poza tym, teraz jestem obok. Wykorzystajmy ten czas. Dzwoń do Magdy, żeby wolne sobie organizowała i jedziemy gdzieś! - ożywiłam się wreszcie, wpadając na pomysł wspólnego wyjazdu. Twarz młodego Ignaczaka rozjaśniła się, kąciki ust delikatnie uniosły się do góry.
      - Myślisz, że to dobry pomysł? Nasza trójka, jak za dawnych, dobrych czasów? - roześmiał się na wspomnienie wszystkich naszych wspólnych wojaży. 
     - Myślę, że to najlepsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych - uśmiechnęłam się lekko. - A teraz zjedzmy to szybko, bo jeśli ktokolwiek nas zobaczy z takimi "smakołykami", to będzie niewesoło.
   Całą dalszą drogę, prowadzącą do Rzeszowa, spędziliśmy na rozmowie, śpiewaniu najnowszych hitów, które płynęły w radioodbiornika. Głos Sebastiana był do zniesienia, jednak ja współczułam mu, że musiał słuchać, jak nieudolnie staram się mu dorównać. Mam jedynie nadzieję, że zdołał przez te wszystko lata się już do tego przyzwyczaić i nie przestanie nagle mnie rozpoznawać na ulicy. Widząc jego twarz, całą rozpromienioną, pełną ciepła i radości, przestaję myśleć o czymkolwiek złym, co zostało we Włoszech, co teraz przestaje się liczyć. Dzięki prawdziwej przyjaźni jestem w stanie zobaczyć, jak wiele traciłam, jak bardzo byłam zaślepiona, jak wiele mnie ominęło. Ucieczka przed Simonem, bo tak to właściwie można nazwać, była jedynym dobrym rozwiązaniem, bym zobaczyła pozytywy wolnego życia, tych wszystkich chwil, gdy nikt mnie nie kontroluje, niczego nie wymaga. Myślę, że nigdy nie miałabym dosyć odwagi, żeby wyjechać bez słowa, żeby przekonać siebie samą, że to jest w danej chwili dla mnie najlepsze, że tego potrzebuję. Sebastian jest swego rodzaju moim aniołem stróżem, który pojawia się w odpowiednim momencie i chroni przed popełnianiem najgorszych w życiu błędów, jednak niekiedy i on nie daje rady zawsze być obok i mówić, co jest dobre, a co powinnam spisać na straty. Ale jest moim przyjacielem, osobą, którą kocham zupełnie inną miłością.
     Dosłownie godzinę później mogę wreszcie rozprostować kości pod rodzinnym domem Ignaczaków, w którym gościłam już nie raz. Wystarczyło kilka sekund, by w oknie kuchennym pojawiła się pani Iwona, a zza domu wychylił się pan Krzysztof. Na twarzach obydwojga małżonków malował się uśmiech, w końcu nie widzieli mnie już dość długi czas, ostatni raz byłam tu w zeszłe wakacje. Gdy tylko znaleźli się się obok mnie, nie mogłam uwolnić się z ich ramion. Ściskali mnie, żalili się, że za rzadko przyjeżdżam przed dobre kilka minut. Ignaczak tylko śmiał się, nawet nie starając się uwolnić mnie od swoich rodziców. Zostałam wyściskana, zaprowadzona do domu, usadzona przy stole i wręcz zmuszona do jedzenia, które swoim smakiem przypominało wszystkie te dania, które niekiedy jedliśmy razem z Simonem w ekskluzywnych restauracjach. Właśnie, Simone... Wydzwaniał do mnie, jednak Sebastian skutecznie utwierdzał mnie w przekonaniu, że przerwa między nami jest potrzebna, że jeśli panujące pomiędzy nami jest prawdziwe, to Włoch zrozumie moje zachowanie i sam przyjedzie po mnie. W tamtej chwili wyłączyłam również telefon, nie chciałam czytać przychodzących wiadomości czy powiadomień, ile to razy nadawca tego numeru chciał się ze mną połączyć.
      - Dominika będzie uradowana, jak cię zobaczy - pani Iwona postawiła przede mną talerz z ciastkami domowej roboty i zachęciła do skosztowania. - Dziś wieczorem powinna już być w domu po sesji. Za godzinę widzę was na kolacji! - uśmiechnęła się do mnie, wstała z miejsca i zostawiła mnie samą ze swoim synem w salonie. 
    - Twoja mama nic się nie zmieniła. Nadal jest tak samo rodzinna, gościnna, a dodatkowo zawsze wie, kiedy się ulotnić - usiadłam obok przyjaciela na kanapie i przytuliłam się do jego ramienia.
    - Tak to prawda... Olimpia, ty też się nie zmieniłaś - spojrzał prosto w moje oczy. - Doskonale pamiętam, dlaczego wyjechałaś. Dziś, gdy wyszliśmy z lotniska widziałem na twojej twarzy strach... 
     - Nie chcę o tym rozmawiać. Sebastian, to wszystko już dawno się skończyło, a teraz... - wstałam z miejsca, podchodząc do okna. - Nie potrafię wyobrazić sobie tej chwili, w której mogłabym go spotkać, poczuć, że jest tak blisko. 
      - Ola, nie możesz taż żyć, nie możesz uciekać przed przeszłością, wpadając w takie bagno we Włoszech... - podszedł do mnie i przytulił. - Twoje własne szczęście jest najważniejsze...
      - Dziękuję...
     Chwilę później do domu Ignaczaków zawitała Magda, przez co Sebastian był już dla mnie prawie nieuchwytny, jednak nie byłam na niego zła, cieszył się w końcu swoją narzeczoną, którą zostawił na kilka dni samą, by zająć się mną. Michalczewska jest wspaniałą kobietą, czasami zastanawiam się, jak taki łobuz, jakim był niegdyś mój przyjaciel, mógł ją w sobie rozkochać. Cieszę się z całego serca, że już niedługo zawitam na ich ślubie i weselu. Kiedy do domu zawitała również Dominika można było poczuć się, jakby przeszedł właśnie huragan. Wszędzie było jej pełno, wszystkim nam opowiadała o tym, jak jej idzie na studiach, których wykładowców nienawidzi, a którzy przypadli jej do gustu. Nie poszła w ślady swojego ojca, lecz bardziej w pasję matki, chce zostać dietetykiem. Na kolacji siedziałam jak zaczarowana, przyglądając się miłości płynącej od całej rodziny Ignaczaków, w tej chwili bardzo mocno tęskniłam za rodzicami, za Mateuszem. Dopiero dzięki ściskającej mnie za rękę dłoni przyjaciela te myśli odleciały ode mnie, a reszta wieczoru minęła w radosnej atmosferze.
     - Idziesz ze mną na spacer? - Dominika wychyliła się zza futryny, a razem z nią zarażający uśmiech. - No nie daj się prosić - weszła głębiej i usiadła na łóżku.
     - Nie mam ochoty, podróż mnie zmęczyła - położyłam głowę na poduszce.
     - Oj nie rób z siebie siedemdziesięciolatki - zaśmiała się. - Idziemy!
     Takim oto sposobem po godzinie dwudziestej trzeciej, gdy wszyscy domownicy rozeszli się do swoich sypialni, wymknęłyśmy się z młodą Ignaczakówką z jej rodzinnego domu. Rzeszów mimo upływających lat jest coraz piękniejszy i nowocześniejszy. Nawet obrzeża miasta, po których spacerujemy, są piękne. Obie idziemy w ciszy, jednak widzę, że Dominikę coś gryzie, że chce mi coś powiedzieć. Wydawać by się mogło, że trzy lata to dużo, jednak potrafię się z nią doskonale dogadać, tak samo, jak Sebastian potrafił niegdyś ze mną. Wiem, że musi sama zacząć rozmowę, jeśli o cokolwiek zapytam, nie powie nic, taka już jest. W końcu zatrzymujemy się pod sklepem czynnym całodobowo, a młoda wpada na pomysł kupienia czegoś do picia, bo na trzeźwo nic mi nie powie. Chwilę później zachowujemy się jak dwie gówniary, pijąc czerwone wino z papierowej torebki, siedząc na oparciu parkowej ławki. Brakowało mi tego we Włoszech, tej dziecinnej radości z życia, dziecinnego zachowania, chwili sprzecznej z prawem. We Włoszech musiałam dorosnąć, nie ważne, że psychicznie nie byłam na to gotowa.
     - Powiedz mi, jak sobie poradziłaś sama we Włoszech? 
  - Wiesz... Jakoś musiałam dać sobie radę. Nie było łatwo, wcześniej przecież nie wiedziałam, jak to jest żyć samemu, dbać o mieszkanie, rachunki, jedzenie... W gruncie rzeczy, nie było tak strasznie - uśmiechnęłam się. - Dlaczego o to pytasz?
   - Dostałam propozycję wymiany studenckiej w Berlinie, wszystko w zasadzie już czeka, muszę tylko podjąć decyzję, czy chcę jechać... - uniosła głowę i popatrzyła w niebo, które dzisiejszej nocy nie było pokryte najmniejszymi chmurkami. Nad naszymi głowami górował księżyc. - Jest jeszcze coś... dobra, ktoś... Znamy się dosłownie kilka miesięcy, nie jesteśmy nawet ze sobą, ale...
    - ...czujesz do niego zdecydowanie więcej niż powiedzmy przyjaźń? - dopowiedziałam za nią. Gdzieś z tyłu głowy zaczęły spływać wszystkie wspomnienia, o których przecież starałam się za wszelką cenę zapomnieć we Włoszech. Chyba zaczęła mi się przyglądać, jednak nie jestem tego pewna, bo sama wzrok utkwiłam w przestrzeni parku przed nami. - Domi, mogę dać ci tylko jedną radę... Nigdy nie uciekaj bez słowa, bo w przyszłości będziesz tego okropnie żałować. - Podniosłam się z ławki, wyrzuciłam butelkę po piwie do kosza, poprawiłam rozwiane przez wiatr włosy. - Wracajmy już.
      - Masz rację, wracajmy.
~*~


Dzuzeppe i Maniek: Wróciły, znowu! Jak zawsze po długiej przerwie. 
Przykro nam z tego powodu, ale do tego trzeba się chyba przyzwyczaić. 
Przepraszamy (jak chyba zawsze ☺), ale tak jak już wspominałyśmy, coś innego zawróciło nam w głowach, co odbija się na blogach. Nasza nieobecność usprawiedliwiona jest sprawami prywatnymi, zmianą priorytetów, brakiem czasu i po prostu wypaleniem! Mamy nadzieje, że jako blogerki postawicie się w naszej sytuacji i nas zrozumieć, no ale rozdział jest? Jest. Coś się dzieje? To zostawiamy do waszej opinii w komentarzach! :) Udzielajcie się, bo to bardzo motywuje do dalszej pracy!
Całujemy i gorąco ściskamy, D&M (wymyśliłam coś nowego, hehe ☺) ♥

poniedziałek, 2 lutego 2015

2. "Nadal nie widzisz, że on cię nie kocha?"

    Nie myślałam, że ta chwila kiedykolwiek nastanie, że przestanę czuć się dobrze przy Simonie, że zacznę bać się jego osoby, jego zachowania, że zapragnę zamknąć się w pokoju, jak minionej nocy, niż poczekać na niego, przeprosić za swoje zachowanie. Boże! Co ja mówię?! Przecież nie mam go za co przepraszać, jestem w stosunku do niego w porządku. Nie mam ochoty teraz nawet opuścić łóżka w sypialni, by ruszyć się do kuchni po cokolwiek na śniadanie. Nie miałam ochoty patrzeć na pewnie ledwo przytomnego, będącego na kacu narzeczonego. Kiedy tylko moje powieki podniosły się do góry zdałam sobie sprawę, że to będzie jeden z najgorszych dni. Czułam to, spodziewając się ze strony zarówno Sebastiana jak i Simona wszystkiego. Począwszy od padnięcia sobie w ramiona, jak para najlepszych kumpli, po olanie siebie na wzajem twarzy do tego stopnia, że ślady zostawałyby im na długo. Dlaczego nie mogę przespać tych chwil i obudzić się w chwili, gdy wszystko będzie już dobrze?
      Kiedy mam zamiar wreszcie zwlec się z łózka i opuścić pomieszczenie, słyszę dzwonek do drzwi, jednak wiem, że nie zdążę ich otworzyć, Włoch wstał kilkanaście sekund przede mną, więc to on pierwszy spojrzy w oczy Sebastianowi, bo tylko jego osoba może stać na klatce schodowej. Staram się jak najszybciej znaleźć się przy drzwiach, jednak i tak już nic nie wskóram. Obaj stoją twarzą w twarz i mierzą się spojrzeniem. Nie jestem jedynie pewna, który z nich pierwszy wybuchnie. W końcu aktor rzuca głośne "wychodzę" i opuszcza naszą dwójkę. Dopiero teraz mogę spokojnie spojrzeć na zafrasowaną twarz młodego Ignaczaka, który już za kilka miesięcy stanie na ślubnym kobiercu. Z Magdą, specjalistką od reklamy, którą zna od liceum, jest z przerwami już przeszło dziesięć lat. W między czasie było jeszcze kilka innych dziewczyn, jednak ta dwójka zawsze do siebie wraca, a teraz wreszcie wezmą ślub. Zazdroszczę mu tego, że znalazł kobietę swojego życia w liceum, że tyle już z nią przeżył, że niedługo staną się małżeństwem, będą mieć dzieci...
      - Olka, powiedz mi do cholery, co tu się wczoraj stało! - minął mnie w przedpokoju, usiadł na kanapie i zaczął patrzeć na mnie tym wzrokiem, którego bałam się najbardziej. Bałam się, bo wiedziałam, że wtedy Sebastian zawsze ma rację, że się o mnie martwi. - Martwię się - wstał na potwierdzenie moich słów, podszedł blisko i przytulił mocno do siebie. - Wróć ze mną do Polski na kilka dni, chociaż na święta... - wyszeptał w moje włosy.
     - Przecież wiesz, że mam jeszcze mecze. Wiesz, że nie mogę od tak wyjechać z Rzymu - uwolniłam się od jego ramion i podreptałam do kuchni. 
   - Wiem również to, że masz problemy z plecami i nie zagrasz do końca roku... - westchnęłam głośno.
    - Napijesz się czegoś? Nie gwarantuje jednak, że będę mieć to, co sobie zażyczysz - starałam się roześmiać, jednak z pewnością zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas. 
      - Olimpia, przecież ty go nie kochasz, z resztą on też cię nie kocha - wyjął z moich dłoni czajnik elektryczny, by po chwili zalać dwie rozpuszczalne kawy, a następnie dolać do nich mleka, co było naszą odwieczną tradycją picia wspólnej kawy. - Nie potrafię dalej patrzeć na ciebie, jak ten dupek cię krzywdzi - stanął przede mną i nakazał spojrzeć w oczy. - Martwię się, że pewnego dnia on posunie się za daleko, że będziesz przez niego cierpieć - chwycił mnie za ramiona. - Oli, przecież ty możesz mieć każdego, więc dlaczego akurat  ten typ?
      - Bo go kocham...
     - Gówno prawda! - zaklął jeszcze pod nosem, odchodząc ode mnie. - Gdybyś go kochała, to nie pozwoliłabyś na to, żeby kiedykolwiek mieć wątpliwości, a wiem, że miałaś je wielokrotnie! Mnie nie da się oszukać, Olimpia! Za długo cię znam... - ubrał kurtkę, buty i wyszedł tak samo, jak wczoraj Simone, trzaskając drzwiami dokładnie tak samo, jak Włoch.
     Nie było żadnego, choć mocno pragnęłam tego, by byli obaj, śmiali i żartowali razem, a nie skakali sobie do gardeł, jak było to ostatnim razem, czy nie zamienili nawet słowa tak, jak dziś. Sama już nie wiedziałam, czy rzeczywiście dobrze postępuję, trzymając się boku Simone, będąc z nim nadal mimo tych wszystkich kłamstw, łez, smutków. Sebastian zdecydowanie miał rację, codziennie ma wątpliwości, czy nadal warto o niego walczyć i co raz to mu wybaczać. Martwiłam się jednak o obu, w końcu jeden nie zna miasta, a drugiego może nagle ktoś spotkać i narobić wstydu. W końcu ubrałam się, już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka, z po otworzeniu drzwi zobaczyłam przemokniętego Sebastiana. Nawet nie zorientowałam się z tego wszystkiego, że pogoda we Włoszech diametralnie zmieniła się. Bez słowa wpuściłam przyjaciela do łazienki, a po chwili podałam suche ubrania, w które poleciłam mu się przebrać, powiedziałam jeszcze, że czekam na niego w kuchni z gorącą herbatą i zostawiłam samego. Przez te kilka minut, które dłużyły mi się niemożliwie, starałam ułożyć sobie w głowie cokolwiek, na co pozwalało moje zamartwianie się dodatkowo Simonem. W końcu dostałam od niego sms-a, że pojechał do rodziców i nie wie, kiedy wróci, ale ma nadzieje, że Sebastiana już tu nie będzie, a ze mną jeszcze się policzy.
    - Nadal nie widzisz, że on cię nie kocha? - wspomniany wyżej dziennikarz pojawił się za mną i siłą rzeczy przeczytał wiadomość. Jego głos wyrażał współczucie, troskę. - Olimpia, proszę, wracaj ze mną do Polski chociaż na święta. Zostanę do jutra, zagrasz mecz, a wieczorem wsiadasz ze mną w samolot - przytulił mnie mocno, nie potrzebując już nawet mojego potwierdzenia, wystarczyły mu moje zaszklone oczy i ukryty w nich smutek. - Wszystko jeszcze się ułoży, zobaczysz.
      Tak jak mówił, tak również się stało. Zagrałam ostatni mecz w tym roku kalendarzowym, w klubie stawić miałam się dopiero drugiego stycznia. Potem oboje spakowaliśmy część moich rzeczy do jednej walizki, zapakowaliśmy to do mojego samochodu, ruszyliśmy na lotnisko, a stamtąd czekał nas już lot do Warszawy, do Polski, do rodziców, do przeszłości. Trzy lata temu wręcz uciekłam z kraju, nie chciałam być w miejscu, które mnie skrzywdziło, nie chciałam patrzeć na ludzi, którzy z dnia na dzień przestali się dla mnie liczyć. Początkowo miał być to jedynie rok, co najlepsze w Rosji, potem przyszła propozycja z Włoch, reszta sama się już potoczyła. Dobra gra, poznanie Simone, szybkie oświadczyny, podpisanie umowy na drugi sezon, gra w reprezentacji, a po powrocie pierwsze rozczarowanie, poważne kłótnie, wszystko zaczęło się sypać, straciło swoją magię. Może już wtedy powinnam podjąć radykalne kroki, powinnam zerwać z Włochem, może nawet już wtedy wrócić do Polski, zerwać kontrakt, przecież stać mnie na to! Jednak nic takiego nie miało miejsca. Jedno jest pewne, dopiero teraz, w momencie lądowania w stolicy, czuję, że żyłam w toksycznym związku, że nie miał on sensu, racji bytu. Dopiero teraz wiem, że od przyszłego sezonu chcę grać w Polsce, chcę być blisko rodziny, przyjaciół, może nawet zacząć nowe życie, może nawet bez narzeczonego, jednak oderwać się od Simona będzie niezmiernie trudno.
     - Oli, to najlepsze wyjście z możliwych, zaufaj mi.
    Nie miałam innej opcji, to było najlepsze rozwiązanie. Pragnęłam tego by zamknąć oczy i niejako przenieść się w czasie do momentu, gdy wszystko się już ułoży, a życie wreszcie pokryje się uśmiechem i radością moich bliskich i moim samym, kiedy będziemy wszyscy razem.



~*~


Maniek: A kto to wrócił? No proszę, proszę... obudził się Księżniczki! :)
Musicie nam wybaczyć z powodu tej przerwy, ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki okres, który dopadł właśnie nas dwie. Nie identyczny, ale podobny, dlatego musiałyśmy zająć się swoim prywatnym, nieblogowym życiem, za co ogromnie was przepraszamy. Mamy nadzieje, że nie zniechęci was do czytania naszych wypocin, bo musicie przyznać, że zaczyna się dziać :)

Dzuzeppe: Moje Drogie, przepraszam z całego serca za swoją nieobecność zarówno u siebie na blogach jak i na waszych opowiadaniach. Jednak Maniek wyjaśniła już Wam, dlaczego tak się dzieje...
Mam jednak nadzieję, że to, co przyszło lub przyjdzie Wam czytać, zrekompensuje naszą nieobecność.
Przyznam się, że rozdział został dodany właśnie teraz, bo przeczytałam komentarz, że się na nas zawodzicie :(

Myślę, że już nie będziecie :)
Całuję :*

PS. Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to zapraszam na gg - 15696793, ask - @Dzuzeppe, Twitter - @dzuzeppeee, Facebook - DzuzeppePisze

Zapraszam również na Słońce moje.. zniknęło... na drugi rozdział :)