sobota, 4 lipca 2015

4. "To byłoby magiczne uczucie."

      Powrót do kraju, to nie tylko powrót do Sebastiana, ale przede wszystkim powrót do rodziców, których ostatni raz widziałam pod koniec wakacji. Brakowało mi szczerych rozmów z mamą, spacerów po okolicy z tatą, godzin spędzanych na dworze z Mateuszem, który powoli stawał się mężczyzną. Miałam to, czego brakowało mi w dzieciństwie, kiedy tato jeszcze o mnie nie wiedział, kiedy mama nie miała odwagi mu powiedzieć. Nie mam jej jednak za złe tego, że nie zrobiła tego wcześniej, to był jej wybór. Może i przez ten czas straciłam najpiękniejsze lata z tatą, ale mama robiła wszystko, żeby mi go nie brakowało. Patrząc z boku na to, jaką wielką frajdę miał w momencie, gdy na świat przyszedł Mati, było mi smutno, jednak tato, od kiedy mnie poznał, nie pozwalał mi czuć się źle, nie okazywał tego, jak krótko mnie zna. Teraz jednocześnie cieszyłam się na spotkanie z nimi, jak i bałam się, że nadal mają mi za złe to, że przyjęłam oświadczyny Simona. Może nie mówili wprost, że go nie lubią, ale ja wiedziałam to, jedynie na nich patrząc. Widzieli mnie u boku kogoś innego, kto już dawno przestał na to miejsce pasować moim zdaniem. On był już dla mnie wspomnieniem.
      Sebastian uparł się, że pojedzie do Częstochowy razem ze mną, żeby spotkać się z moimi rodzicami, choć widuje ich częściej ode mnie. Nie dałam jednak rady, żeby przekonać go, że moja samotna podróż dobrze mi zrobi. Jeśli któreś z Ignaczaków się na coś uprze, to nie ma zmiłuj, nie wygrasz z nimi. Dodatkowo jeszcze Sebastian jechał ze mną jakby do pracy, w końcu już jutro hit Plusligi, więc wręcz musiał tam być. Takim oto sposobem w piątkowe popołudnie zapukałam do drzwi rodzinnego domu. Cholernie się bałam, sama chyba do końca nie wiem czego, w końcu chyba zdenerwowanie za zaręczyny nie trwałoby tak długo. Po chwili drzwi uchyliły się, usłyszałam radosne szczekanie Franka, a moim oczom ukazała się mama. Od razu wiedziałam, że złość, którą żywiła do mnie, minęła. Objęła mnie z całych sił, a po chwili poczułam silne ramię taty, obejmujące nas obie. Niekiedy, gdy byłam sama we Włoszech, żałowałam, że postanowiłam tam wyjechać, grać w siatkówkę, być z daleka od moich najbliższych. Brakowało mi rodziców, starego, schorowanego psa, rozwrzeszczanego brata, zwariowanego przyjaciela. Brakowało mi nawet wspomnień. Dlatego w tej chwili chciałam, żeby czas się zatrzymał, żeby było tak idealnie, jak jest teraz, żeby m wiedziała, że niczego nie psuję, nigdzie nie uciekam, nic mnie nie krzywdzi. Chciałabym móc mieć czarodziejską różdżkę i zaczarować świat, by już nikt, nigdy nie zepsuł mojego skomplikowanego świata jeszcze bardziej.
     - Witaj w domu córeczko.
     - Witaj tato.
    Razem z Sebastianem zostaliśmy przyjęci dokładnie tak samo, jak kilka dni wcześniej przez jego rodziców. Gdy tylko w domu pojawił się Mateusz, nie oderwał się do późnego wieczora od Ignaczaka, który w naszym domu czuł się naprawdę dobrze. Mężczyźni co jakiś czas poruszali temat jutrzejszego meczu, tato i młody ekscytowali się tak mocno, że razem z mamą śmiałyśmy się z nich, w końcu to tylko mecz, nawet nie mój, więc nie muszą go tak przeżywać. Nie spodziewałam się tego, że będą chcieli wyciągnąć mnie na ten pojedynek, nie chciałam w ogóle oglądać męskiej siatkówki, jednak to było niemożliwe, całe moje otoczenie nią żyło. Spojrzenie czterech par oczu utkwionych centralnie we mnie spowodowało, że musiałam się zgodzić. Nawet mama się ucieszyła, choć chwilę wcześniej namawiała mnie na wspólne zakupy w trakcie meczu. Kiedy proponowała mi bezcelowe chodzenie po sklepach, chciała się zapewne o wszystko wypytać, więc cieszyłam się, że nie będę musiała tłumaczyć się jej ze wszystkich swoich błędów, które niewątpliwie nadal popełniam. Nienawidzę kłamać, gdy rozmawiam z nią, jednak o pewnych sprawach z mojego życia wie tylko jedna osoba i na pewno nie jest nią mama. Nie potrafiłam powiedzieć jej o tym, jaka byłam głupia, jak potrafiłam się nieodpowiednio zakochać, jak czułam się potem upokorzona. Jednak nie żałuję niczego co wydarzyło się przed laty. 
     Po kolacji rozeszliśmy się do swoich sypialni. Długo przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Cień światła padającego przez szybkę w drzwiach oświetlał regał, na którym stały moje statuetki, puchary, na tablicy korkowej przypięte wszystkie dyplomy i medale. Stało tam jeszcze coś, najmilsza pamiątka z czasów licealnych, pluszak z niebieskimi oczami, z napisem "Kocham Cię". W końcu nie mogłam już bezczynnie się na niego patrzeć, wstałam z miejsca, chwyciłam go w dłoń i wróciłam do łóżka. Tak, jak lata temu, położyłam się na boku z zabawką przy twarzy. Przez chwilę poczułam się tak, jakbym wróciała do tamtych lat, jakbym znów czuła te charakterystyczne perfumy, ten zapach ciała. Przysunęłam się do pluszaka, zamknęłam oczy. Zrobiłam coś głupiego, wyobraziłam sobie, że nie jestem sama, że On jest obok, że mnie obejmuje, całuje w czoło, że to wszystko, co się wydarzyło, nie miało nigdy miejsca, a my nadal jesteśmy razem szczęśliwi. Potrzebowałam tego, marzyłam o tym, pragnęłam tego. Jednak nie miałam nawet podstaw, by sądzić, że jeszcze kiedyś będzie tak wspaniale, jak wtedy.
    - Olimpia, musisz coś zjeść! - gdy tylko przekroczyłam drzwi do kuchni, mama od razu przypomniała mojemu żołądkowi, że  jest pusty. - Nie dość, że nie wstałaś na śniadanie, to nawet na obiad się spóźniłaś! - To fakt, była prawie 14, gdy spojrzałam na zegarek na lodówce. - Masz dwie godziny, potem już wychodzimy - zniknęła za drzwiami do piwnicy.
     - Witam śpiącą królewnę - Sebastian pocałował mnie w policzek. - Wszędzie dobrze, ale w domu śpi się najlepiej, prawda? - kiwnęłam jedynie głową, pochłaniając obiad. - Twój tato i Mateusz od rana sobie miejsca znaleźć nie mogą - zaśmiał się - a ty co? Olewasz sprawę - poczochrał mi włosy, zajrzał do lodówki, pochwycił pasterek sera i usiadł na przeciwko mnie.
    - Jestem brudna? - zaprzeczył. - Więc nie wiem, trzecie oko mi na czole wyrosło, że się tak przyglądasz?
     - Nie... Olka, On tam będzie.
     - Ja też tam będę - wstałam z miejsca. - Nie zamierzam rezygnować z miłej soboty spędzonej z rodziną i przyjacielem tylko przez to, że On tam będzie. To już przeszłość... - chciałam okłamać samą siebie? Może. Wyszłam z kuchni, podreptałam na górę i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.
     Punktualnie na dziesięć minut przed rozpoczęciem pojedynku zasiadłyśmy z mamą na miejscach, tato i Mati stali przy płycie boiska i rozmawiali z trenerem Częstochowskiego AZS-u, Piotrem Gruszką. Być może na meczu jest jego córka, Marysia, która wystawia mi piłki w reprezentacji. Wzrokiem omiatam rozgrzewających się zawodników. Po częstochowskiej stronie widzę młodego Jarosza, Ruciaka, Czarnowskiego, Bartmana, ale też i Antka Winiarskiego, który rozwija się pod bacznym okiem naszych trenerów. Z wielką ciekawością zerkam na drugą stronę boiska. Młody Gruszka zagra dziś po raz pierwszy przeciw swojemu ojcu, do tego, Wlazły, Zagumny, Winiarski... Pożałowałam w ciągu jednej sekundy tego, że zechciałam w tym momencie spojrzeć na zawodników. Pożałowałam, bo spojrzałam w Jego oczy. Pożałowałam, bo On zrobił to samo. Pożałowałam, bo moje serce znów zabiło niebezpiecznie szybko, bo kąciki ust samoczynnie uniosły się do góry, bo poczułam, że wszystko znów wraca. Świat na chwilę przestał się liczyć, błękit jego oczu zmusił mnie do nieodrywania wzroku od tych przenikliwych tęczówek. Były magnetyczne, jakby jedyne na całej kilkutysięcznej hali. Może było to kilka sekund, może cała wieczność, zanim Świderski nie podszedł do Niego i przerwał jego rozgrzewkę. Może to wszystko było jedynie złudzeniem i tak naprawdę nie patrzył na mnie, a na kogoś siedzącego obok. Pewnie na siedzącą blisko mnie jego możliwą dziewczynę. Przecież to niedorzeczne, żeby poczuł się tak samo, jak ja. Oboje nie jesteśmy już zakochanymi w sobie gówniarzami, teraz jesteśmy dorośli, inni. Nic nie jest takie, jakie było. 
     Cały pojedynek od tego momentu toczył się jakby poza moją rzeczywistością, poza moim światem, którym stała się jego osoba, jego zachowanie, jego ataki, przyjęcia, serwy, obrony, bloki, a przede wszystkim jego błękitne oczy. Siedziałam na swoim miejscu, słyszałam stłumiony dźwięk, widziałam rozmazany obraz, miałam dreszcze, gdy tylko był przy piłce. Bałam się tego, co się ze mną dzieje, nie potrafiłam zapanować nad swoich zachowaniem, nie potrafiłam przestać skupiać na nim uwagi, nie chciałam wyrwać się ze świata marzeń. Nie zorientowałam się nawet, kiedy mecz zakończył się zwycięstwem gości, Jego zwycięstwem, Jego nagrodą MVP, Jego uśmiechem. Dopiero w tej chwili otrząsnęłam się, wstałam z miejsca, chwyciłam kurtkę, zeszłam na dół. Znałam tę halę, więc bez problemu dostałam się  do podziemi, w których są szatnie, ale i boczne wyjście. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, zamknąć się w pokoju, schować w swoim świecie. Chciałam, ale nie mogłam. Nawet nie wiem, kiedy ktoś objął mnie gwałtownie ramieniem, dłonią zakrył usta, otworzył jakieś drzwi i wciągnął do środka. Chciałam się wyrwać, jednak nie miałam szans nawet jako wysportowana kobieta, ten ktoś był silniejszy, większy, nie miał na sobie koszulki, a ja czułam ciepło, bijące od jego ciała.
     - Co ty tu robisz? - usłyszałam Go, był tuż obok mnie, stał naprzeciwko i lekko się uśmiechał. Wydoroślał. Kiedyś był jedynie wyrośniętym dzieciakiem, którego kochałam, teraz stał się mężczyzną, nie kościstym chłopaczkiem, ale mężczyzną. - Powiedz mi, skąd się tu wzięłaś?!
     - Myślisz, że już nawet na mecz nie wolno mi przyjść, bo co, bo mam zawsze ciebie unikać? Z jakiej racji? Bo co, bo mnie skrzywdziłeś? Bo musiałam przez ciebie wyjechać z kraju? Bo nie mogłam spać nocami? Bo całe moje dalsze życie uczuciowe to klapa? Bo mój narzeczony jest ze mną dla ładnej buźki? No odpowiedz mi, dlaczego mam cię unikać?! - Nie spodziewałam się tego, do czego się posunął. Nie spodziewałam, że zrobi coś dokładnie tak samo, jak lata temu. Nie podejrzewałam, że zrobi to teraz. Pocałował mnie, gwałtownie, mocno, zachłannie. Tak, jak nigdy wcześniej. Przyparł mnie do ściany, jedną dłonią skrępował moje ręce, drugą wplótł we włosy. Jednocześnie był cholernie stanowczy, pewny siebie, taki, którego jeszcze nie znałam. Jednak z każdą sekundą słabł, luzował uścisk, stawał się podatny na moje zachowanie. On, porządnie zbudowany mężczyzna, świetny siatkarz, twardziel. Oliwier Winiarski. - Czego ode mnie znów chcesz? - mój głos drżał, z oczu płynąć znów zaczęły łzy, nie miałam siły, żeby się wyrwać, nie chciałam nawet opuszczać jego ramion. - Oliwier, czego?!
      - Przepraszam... - puścił mnie, odsunął się, zsunął się w dół po ścianie, schował twarz w dłoniach. - Nie wiem, co się ze mną dzieje, Oli - był roztrzęsiony, na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Wydawał się, jak bezbronne dziecko, które nie potrafi ustawić wieży z kloców, nie wie, jak połączyć wszystkie elementy. Nie potrafiłam stać bezczynnie obok niego, nie mogłam patrzeć na płynące po jego policzkach łzy, nie chciałam sama się przy nim rozpłakać. - Kiedy zobaczyłem cię na hali... Oli, wszystko przestało się liczyć. Po każdej akcji miałem ochotę podbiec do ciebie, przytulić się, jednak musiały wystarczyć mi jedynie spojrzenia w twoją stronę, twoje nikłe uśmiechy... Przepraszam... - uklęknęłam przed nim, chwyciłam twarz w swoje dłonie, zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
      - To ja przepraszam, że dopuściłam do tego, żebyśmy się spotkali. 
    Przybliżyłam swoją głowę do jego czoła, oparłam swoje o to jego i spojrzałam w jego smutne, zaszklone oczy. Wyglądały jak ocean, nawet słabe oświetlenie w pomieszczeniu pozwalało mi doskonale widzieć w nich ból, smutek, rozpacz. Przymknęłam swoje powieki, dotknęłam nosem jego nosa, poczułam się jednocześnie wspaniale i okropnie. Odsunęłam głowę, spojrzałam jeszcze raz na niego, delikatnie musnęłam jego czoło. Chciałam go pocałować, jednak nie mogłam. To byłoby magiczne uczucie. Czujesz się wtedy, jakbyś był gdzie indziej, jakby otoczenie stało się rozmytą mgłą bez końca, jakbyś unosił się w powietrzu, te kilka centymetrów nad ziemią. Z czasem zaczynasz jednocześnie kochać i nienawidzić to uczucie. Zaczynasz, bo nie daje ci spokoju. Jak najszybciej podniosłam się z kolan, chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam, zostawiając go samego w pomieszczeniu.
       - Gdzie jedziemy? - usłyszałam pytania miłego, starszego pana z przodu pojazdu.
       - Na lotnisko.
     Nie spodziewałam się, że będę chciała to zrobić, nie potrafiłam sama siebie zrozumieć, że zdołałam się przyznać po tylu latach do tego, że go... kocham. Najgłupszą rzeczą, którą mogłam zrobić w tej chwili, było pocałowanie Go. Ale przecież jestem głupia. Przecież chciałam tego, więc gwałtowne przylgnięcie do jego drżących warg było mi potrzebne, jak tlen ogniu, jak woda i słońce roślinom. Jednak rośliny niekiedy usychają, tak jak ja teraz. W drodze do piekła, do Włoch.


                                       ~*~

Maniek: Wielki powrót? No może nie taki wielki, ale powrót jest :) Nie wiem czy jest nawet sens przepraszać, skoro już któryś raz z rzędu znikamy bez słowa, ale kultura tego wymaga i sama tego od siebie wymagam! Więc, przepraszamy z całego serca, że nas nie było :) Ale jesteśmy ludźmi, mamy prywatne zobowiązania, co nie oznacza, że nie tratujemy bloga na poważnie! Ja, osobiście, traktuję bloga jak formę rozrywki, dla was i dla siebie :) 
Poza tym, co tu się dzieje u Olimpii, z którą dawno się nie widzieliśmy? Mamy meczyk, mamy mężczyznę, rozterkę miłosną... hm? Typowe, czyż nie? :) Ale Ola to silna kobieta, z pewnością sobie poradzi :]

Dzuzeppe: Bo my już chyba tak mamy, że przerwa od pisania działa na nas mobilizująco ;) Nie gniewajcie się :* Piekło dla Olimpi to wyjazd do Włoch czy życie obok swojej miłości? Jak uważacie? Co czeka na nią we Włoszech, co czekać będzie na nią w Polsce, gdy już wyjedzie... To wszystko przed nami :P Całuję Was mocno i obiecuję, że teraz już wrócę, nie wiem, czy ktoś będzie chciał jeszcze czytać ale wrócę :*

Fanpage Dzuzeppe        Ask Dzuzeppe

7 komentarzy:

  1. TAK ! nareszcie po takim czekaniu na rozdział ! Dziewczyny piszcie dodawajcie piszcie dodawajcie i jeszcze raz piszcie ! nie mogę się do czekać następnego , mam nadzieję że jednak Olimpia i Oliwier będą razem i będzie ślub !
    Antosia
    ps, kiedy można spodziewać się następnego rozdziału ?
    Antosia

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie. Już myślałam, że go zawiesicie czy coś. Rozumiem was, że macie obowiązki, ale teraz są wakacje więc proszę odkupić grzechy i dodawać częściej.:P
    Co do rozdziału to świetny i jestem ciekawa jak to się dalej potoczy mam nadzieję, że Olimpia dostanie po tyłku we Włoszech zmądrzeje i wróci.Czekam na następny i zapraszam do mnie i również proszę o komentarz. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powinna wyjeżdżać, bo jej szczęście jest w Polsce. Porozmawia z Olim na spokojnie, bo oboje będą szczęśliwi, ale pewnie tylko razem.

    OdpowiedzUsuń
  4. uulallal ale sie dzieje! :D hmm oliwer pojedzie za nia?;d czekam na nastpeny! :) świetne opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no zabije ją własnymi rękami! Co ona wyprawia?! Ściągajcie ją do Polski jak najszybciej :) Najlepiej w następnym rozdziale :) I żeby było więcej scen z Oliwierem :D Czekam na rozdział :)
    ~Ta która na gg ciągle pytała o rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super *_* uwielbiam to opowiadanie 😍 i jak tak będą wyglądać synowie Igły i Winiara top ...💛 Tymczasem zapraszam do mnie 😃
    http://ojciecktoryniechcialzapomniec.blogspot.coM

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam za nowym już z niecierpliwieniem:)

    OdpowiedzUsuń