wtorek, 28 lipca 2015

5. "Simone, co się z nami dzieje?"

      Włochy. Kraj słońca, ciepła, spowolnienia płynącego czasu, lenistwa, makaronów, pizzy. Dla niektórych miejsce wybawienia od nieszczęść, kłopotów, dla innych przysporzenie ich w jeszcze większym stopniu. Kraj ten może stać się swego rodzaju ucieczką od problemów, jednak od niech nie da się uciec, one zawsze dopadną człowieka pod tą czy inną postacią. Niekiedy nie wiemy nawet, kiedy kłopoty o problemy pojawiają się w tym pozornie lepszym świecie. Tego nie da się wyczuć na samym początku, uświadamiamy sobie ich wagę dopiero w momencie, gdy nie możemy sobie już z nimi poradzić, gdy przerastają nas, gdy już nic nie da się zrobić. Italia miała być i dla mnie oderwaniem się od polskich problemów, jednak to właśnie tu wpadłam w jeszcze gorsze, które są pochodnymi tych pierwszych. Pewnie, gdyby to wszystko się nie wydarzyło, nie wpadłabym z tą chorą relację z Simonem. Może potrafiłabym odnaleźć się w świecie i nic nie psułoby kilkakrotnie mojego poukładanego świata, jak działo się do tej pory?
      Wrócić do Włoch miałam dopiero po sylwestrze, wracam jednak już teraz, kilka dni przed świętami. Telefon wyłączyłam już dawno, kiedy wsiadałam do samolotu, a od tej pory nie mam odwagi z powrotem uruchomić urządzenia. Najbardziej bałam się tego, jak na moje pojawienie się w mieszkaniu zareaguje mój narzeczony, choć w zasadzie sama nie wiem, czy pierścionek na moim palcu nadal znaczy to samo, co kilka tygodniu temu. Przez cały lot nie mogłam skupić się na niczym innym, niż na pocałunku z Oliwierem. Jego oczy w tamtej chwili płonęły, choć kolorem bardziej przypominają wodę. Miał w sobie tyle siły, energii, zdecydowania. Niczym nie przypominał chłopak sprzed lat. Te kilka sekund, gdy mogłam skryć się w jego ramionach, poczuć się tak, jakby świat się zatrzymał, jakby otoczenie nie miało żadnego znaczenia. Poczułam się wtedy, jak księżniczka, dotychczas zamknięta w wieży, która wreszcie spotkała się ze swoim księciem i mogła go pocałować. Choć przez tą krótką chwilę byłam księżniczką, nie miałam problemów, kłopotów, zmartwień. Liczył się tylko on, teraz jednak czas wrócić do rzeczywistości, czas spotkać się z Simonem.
        - Oli? - zdziwienie na jego twarzy było ogromne, połączone jednocześnie z triumfalnym uśmiechem. - Znudziło ci się w Polsce? Czy może sami cię wyrzucili? - Nawet teraz potrafił mi dogryźć, nie mógł być choć przez chwilę miły, nie potrafił udawać, że się cieszy. Beznamiętnie odszedł od drzwi, wpuszczając mnie do środka. 
         - Nie możesz chociaż udawać, prawda? - zostawiłam walizkę w przedpokoju i zajrzałam głębiej. Chlew. Tylko tyle można było powiedzieć na widok tego, co zobaczyłam w całym mieszkaniu. Po podłodze walały się puste butelki i puszki, pudełka po chińszczyźnie czy pizzy. Simone był bałaganiarzem, przed moim wyjazdem ja wszystko sprzątałam, a kiedy został na kilka dni sam, to zrobił chlew. - Simone, co się z nami dzieje? - zapytałam jakby w ścianę, nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, a jedynie dźwięk zamykanych drzwi. 
         Zabrałam się powoli za sprzątanie, choć nie powinnam, w każdej chwili kontuzjowane plecy znów mogły dać o sobie znać. Robiłam jednak wszystko, by mieszkanie znów wyglądało schludnie, by można było w nim swobodnie przejść i nie kopnąć walających się śmieci. Za oknem rozpętała się burza, było grubo po północy, siedziałam sama na kanapie, czekając, aż wreszcie drzwi wejściowe się otworzą i stanie w nich mój narzeczony. Ten związek nie ma sensu, ale nie pozwala mi myśleć o Oliwierze, nie pozwala wracać do przeszłości. Nigdy nie traktowałam go poważnie, zawsze w głowie krążyła mi myśl, że to jedynie chwilowa znajomość, że nie potrwa to długo, że za kilka miesięcy rozejdziemy się w różne strony i zapomnimy o sobie, jednak trwamy już razem prawie dwa lata, a w mojej głowie co jakiś czas pojawiają się obrazy, które ukazują nasz wspólną odległą przyszłość. Przeważają jednak te, które ukazują nasz koniec. Przez ostatnie kilka tygodni wydarzyło się chyba zbyt wiele, żebyśmy mogli znów czuć się przy sobie dokładnie tak samo, jak przed kilkunastoma miesiącami, kiedy spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Wiedziałam, dlaczego się mną zainteresował, jednak myślałam, że z czasem coś do mnie poczuł, w końcu mówił mi to, mówił, że mnie kocha, a ja wierzyłam, że kocham go tak samo. Teraz jednak nic nie jest już tak, jak było, a moje uczucia to jedna wielka zbieranina zamknięta w worku. Może najlepiej będzie, jeśli po prostu wybiorę coś spontanicznie?
     - Martwiłam się o ciebie - powiedziałam, gdy wreszcie zjawił się w mieszkaniu i usiadł obok mnie. - Simone, co się z nami dzieje? - powiedziałam już drugi raz dzisiejszego dnia.
       - A co ma się dziać? - spojrzał na mnie, odrywając na chwilę oczy od ekranu telewizora.
     - Nie udawaj, że tego nie widzisz... Nie ma już nas... Od dawna jesteśmy ty i ja, osobno. - Podniosłam się z miejsca, nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, nie miałam ochoty patrzeć na niego, nie miałam ochoty kontynuować tej rozmowy. Myślałam, że on również, jednak po chwili ujrzałam go opierającego się o drzwi do sypialni. Położyłam się na łóżku, chciałam go zignorować, jednak on nadal stał w progu i obserwował mnie, nie widziałam tego, ale czułam jak jego wzrok sunie po moim ciele. - Czego chcesz? - odwróciłam się i podniosłam na łokciach. Uśmiechał się jedynie kpiąco. Zaczął rozpinać swoją koszulę, jednocześnie patrząc mi w oczy. 
       - Udowodnię ci, że nie ma ciebie i mnie... Jesteśmy my, kochanie...
       - Simone?
       Koszula opadła bezwładnie obok niego na ciemnych panelach, po których stąpał w moim kierunku. Nie rozpoznawałam w nim tego samego człowieka, za którego byłabym w stanie oddać wszystko i ze wszystkiego zrezygnować. Jego tęczówki nie miały w sobie ani krzty miłości, czułości, tego ciepła, za które go pokochałam, które mnie uwiodło. Nie miał w sobie nic z mężczyzny, którego kochałam, był kimś innym, kimś całkowicie mi nieznajomym. Usiadłam na łóżku, podsunęłam kolana blisko klatki piersiowej. Patrzyłam bezwładnie na to, co dalej zrobi, jak szybko znajdzie się obok mnie i skrzywdzi moje ciało i umysł. Do oczu momentalnie podeszły mi łzy, zaczęły powoli wypływać kącikami i spływać strumieniem w dół po mojej twarzy. Kiedy znalazł się tuż obok mnie na łóżku, miałam jeszcze ostatnią okazję, by uciec. Musiałam tylko zerwać się z materaca i pobiec w kierunku drzwi tak szybko, ile miałam sił w obolałych mięśniach po kilkugodzinnym oczekiwaniu narzeczonego. Musiałam tylko chwycić za klamkę, wybiec z mieszkania i uciekać jak najdalej, gdziekolwiek, byleby Simone nie mógł mnie znaleźć. Wszystko szło po mojej myśli. Zerwałam się z łóżka, dodatkowo odpychając Włocha od siebie, dotarłam do drzwi, nawet je otworzyłam, jednak w tej samej chwili poczułam, jak łapie mnie za nadgarstek, jak mocno pociąga do tyłu i rzuca gdzieś w okolice łóżka. Potem pamiętam tylko dwa uczucia. Ból i pogardę zarówno dla swojego ciała jak i mężczyzny, który mnie wykorzystał. Brutalnie wykorzystał. 
        Kiedy odzyskałam świadomość, wokół mnie nie było nikogo, leżałam na łóżku, słyszałam dźwięk opadających kropel wody na dno prysznicowego brodzika. Bolało mnie wszystko, nadgarstki powoli zaczynały robić się sine, na udach widniały liczne zadrapania i siniaki, z kącika ust chyba ciekła mi krew, bo czułam jej metaliczny smak. Podniosłam się z miejsca z nadal cieknącymi z oczu łzami i pospiesznie zaczęłam się ubierać w dżinsy i wyciągniętą dresową bluzę. W amoki zaczęłam szukać swojej torebki, pośpiesznie wrzucałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy i dokumenty, zachowując przy tym ciszę. Dopiero w swoim samochodzie poczułam się bezpieczna, jednak wszystko wróciło do mnie w zdwojonej sile, wszystko zrozumiałam. Mężczyzna, który kiedyś była całym moim światem, właśnie mnie zgwałcił! Czym prędzej odpaliłam silnik i ruszyłam z miejsca nie oglądając się za siebie. Już nigdy tu nie wrócę, nigdy nie pozwolę, by Simone mnie dotknął, by nawet przebywał w moim otoczeniu. Napisałam jeszcze krótkiego SMS-a do swojego managera, żeby rozwiązał kontrakt z klubem i ruszyłam w podróż do domu, do Częstochowy. Chcę wrócić do przeszłości i pozwolić sobie na to, by odnalazła swoje miejsce w teraźniejszości.



~*~


Maniek: Co tu się dzieje? Mam nadzieje, że nie wystraszyłyśmy Was na tyle, abyście opuściły historię Olimpii. Wręcz  przeciwnie, zaciekawiłyście tym co miało miejsce :) Aż tak strasznie nie wyszło, co?
Musimy podziękować Dzuzeppe, która ratuje tego bloga! Więc teraz wszyscy piszemy w komentarzach jak wspaniała jest Dzuzeppe i jak bardzo ją  uwielbiamy! ♡

Dzuzeppe: Maniek, nie podlizuj się, ja tu jeszcze i twoje skrzydła rozwinę :D Szczerze się przyznaję, że gdy to teraz publikujemy jestem po napisaniu jednego z kolejnych rozdziałów tutaj, który uwaga!!! wyszedł mi najlepiej od nie wiem kiedy :D No naprawdę będę samochwałą, ale za jakieś 2/3 tygodnie będziecie ryczeć ;P
Chcę wrócić na dobre, także jeśli macie ochotę sprzedać mi swoje opowiadanko do czytania, to zapraszam na gg 15696793 :D


Facebook    Ask   Instagram     snapchat - kari199813

sobota, 4 lipca 2015

4. "To byłoby magiczne uczucie."

      Powrót do kraju, to nie tylko powrót do Sebastiana, ale przede wszystkim powrót do rodziców, których ostatni raz widziałam pod koniec wakacji. Brakowało mi szczerych rozmów z mamą, spacerów po okolicy z tatą, godzin spędzanych na dworze z Mateuszem, który powoli stawał się mężczyzną. Miałam to, czego brakowało mi w dzieciństwie, kiedy tato jeszcze o mnie nie wiedział, kiedy mama nie miała odwagi mu powiedzieć. Nie mam jej jednak za złe tego, że nie zrobiła tego wcześniej, to był jej wybór. Może i przez ten czas straciłam najpiękniejsze lata z tatą, ale mama robiła wszystko, żeby mi go nie brakowało. Patrząc z boku na to, jaką wielką frajdę miał w momencie, gdy na świat przyszedł Mati, było mi smutno, jednak tato, od kiedy mnie poznał, nie pozwalał mi czuć się źle, nie okazywał tego, jak krótko mnie zna. Teraz jednocześnie cieszyłam się na spotkanie z nimi, jak i bałam się, że nadal mają mi za złe to, że przyjęłam oświadczyny Simona. Może nie mówili wprost, że go nie lubią, ale ja wiedziałam to, jedynie na nich patrząc. Widzieli mnie u boku kogoś innego, kto już dawno przestał na to miejsce pasować moim zdaniem. On był już dla mnie wspomnieniem.
      Sebastian uparł się, że pojedzie do Częstochowy razem ze mną, żeby spotkać się z moimi rodzicami, choć widuje ich częściej ode mnie. Nie dałam jednak rady, żeby przekonać go, że moja samotna podróż dobrze mi zrobi. Jeśli któreś z Ignaczaków się na coś uprze, to nie ma zmiłuj, nie wygrasz z nimi. Dodatkowo jeszcze Sebastian jechał ze mną jakby do pracy, w końcu już jutro hit Plusligi, więc wręcz musiał tam być. Takim oto sposobem w piątkowe popołudnie zapukałam do drzwi rodzinnego domu. Cholernie się bałam, sama chyba do końca nie wiem czego, w końcu chyba zdenerwowanie za zaręczyny nie trwałoby tak długo. Po chwili drzwi uchyliły się, usłyszałam radosne szczekanie Franka, a moim oczom ukazała się mama. Od razu wiedziałam, że złość, którą żywiła do mnie, minęła. Objęła mnie z całych sił, a po chwili poczułam silne ramię taty, obejmujące nas obie. Niekiedy, gdy byłam sama we Włoszech, żałowałam, że postanowiłam tam wyjechać, grać w siatkówkę, być z daleka od moich najbliższych. Brakowało mi rodziców, starego, schorowanego psa, rozwrzeszczanego brata, zwariowanego przyjaciela. Brakowało mi nawet wspomnień. Dlatego w tej chwili chciałam, żeby czas się zatrzymał, żeby było tak idealnie, jak jest teraz, żeby m wiedziała, że niczego nie psuję, nigdzie nie uciekam, nic mnie nie krzywdzi. Chciałabym móc mieć czarodziejską różdżkę i zaczarować świat, by już nikt, nigdy nie zepsuł mojego skomplikowanego świata jeszcze bardziej.
     - Witaj w domu córeczko.
     - Witaj tato.
    Razem z Sebastianem zostaliśmy przyjęci dokładnie tak samo, jak kilka dni wcześniej przez jego rodziców. Gdy tylko w domu pojawił się Mateusz, nie oderwał się do późnego wieczora od Ignaczaka, który w naszym domu czuł się naprawdę dobrze. Mężczyźni co jakiś czas poruszali temat jutrzejszego meczu, tato i młody ekscytowali się tak mocno, że razem z mamą śmiałyśmy się z nich, w końcu to tylko mecz, nawet nie mój, więc nie muszą go tak przeżywać. Nie spodziewałam się tego, że będą chcieli wyciągnąć mnie na ten pojedynek, nie chciałam w ogóle oglądać męskiej siatkówki, jednak to było niemożliwe, całe moje otoczenie nią żyło. Spojrzenie czterech par oczu utkwionych centralnie we mnie spowodowało, że musiałam się zgodzić. Nawet mama się ucieszyła, choć chwilę wcześniej namawiała mnie na wspólne zakupy w trakcie meczu. Kiedy proponowała mi bezcelowe chodzenie po sklepach, chciała się zapewne o wszystko wypytać, więc cieszyłam się, że nie będę musiała tłumaczyć się jej ze wszystkich swoich błędów, które niewątpliwie nadal popełniam. Nienawidzę kłamać, gdy rozmawiam z nią, jednak o pewnych sprawach z mojego życia wie tylko jedna osoba i na pewno nie jest nią mama. Nie potrafiłam powiedzieć jej o tym, jaka byłam głupia, jak potrafiłam się nieodpowiednio zakochać, jak czułam się potem upokorzona. Jednak nie żałuję niczego co wydarzyło się przed laty. 
     Po kolacji rozeszliśmy się do swoich sypialni. Długo przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Cień światła padającego przez szybkę w drzwiach oświetlał regał, na którym stały moje statuetki, puchary, na tablicy korkowej przypięte wszystkie dyplomy i medale. Stało tam jeszcze coś, najmilsza pamiątka z czasów licealnych, pluszak z niebieskimi oczami, z napisem "Kocham Cię". W końcu nie mogłam już bezczynnie się na niego patrzeć, wstałam z miejsca, chwyciłam go w dłoń i wróciłam do łóżka. Tak, jak lata temu, położyłam się na boku z zabawką przy twarzy. Przez chwilę poczułam się tak, jakbym wróciała do tamtych lat, jakbym znów czuła te charakterystyczne perfumy, ten zapach ciała. Przysunęłam się do pluszaka, zamknęłam oczy. Zrobiłam coś głupiego, wyobraziłam sobie, że nie jestem sama, że On jest obok, że mnie obejmuje, całuje w czoło, że to wszystko, co się wydarzyło, nie miało nigdy miejsca, a my nadal jesteśmy razem szczęśliwi. Potrzebowałam tego, marzyłam o tym, pragnęłam tego. Jednak nie miałam nawet podstaw, by sądzić, że jeszcze kiedyś będzie tak wspaniale, jak wtedy.
    - Olimpia, musisz coś zjeść! - gdy tylko przekroczyłam drzwi do kuchni, mama od razu przypomniała mojemu żołądkowi, że  jest pusty. - Nie dość, że nie wstałaś na śniadanie, to nawet na obiad się spóźniłaś! - To fakt, była prawie 14, gdy spojrzałam na zegarek na lodówce. - Masz dwie godziny, potem już wychodzimy - zniknęła za drzwiami do piwnicy.
     - Witam śpiącą królewnę - Sebastian pocałował mnie w policzek. - Wszędzie dobrze, ale w domu śpi się najlepiej, prawda? - kiwnęłam jedynie głową, pochłaniając obiad. - Twój tato i Mateusz od rana sobie miejsca znaleźć nie mogą - zaśmiał się - a ty co? Olewasz sprawę - poczochrał mi włosy, zajrzał do lodówki, pochwycił pasterek sera i usiadł na przeciwko mnie.
    - Jestem brudna? - zaprzeczył. - Więc nie wiem, trzecie oko mi na czole wyrosło, że się tak przyglądasz?
     - Nie... Olka, On tam będzie.
     - Ja też tam będę - wstałam z miejsca. - Nie zamierzam rezygnować z miłej soboty spędzonej z rodziną i przyjacielem tylko przez to, że On tam będzie. To już przeszłość... - chciałam okłamać samą siebie? Może. Wyszłam z kuchni, podreptałam na górę i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.
     Punktualnie na dziesięć minut przed rozpoczęciem pojedynku zasiadłyśmy z mamą na miejscach, tato i Mati stali przy płycie boiska i rozmawiali z trenerem Częstochowskiego AZS-u, Piotrem Gruszką. Być może na meczu jest jego córka, Marysia, która wystawia mi piłki w reprezentacji. Wzrokiem omiatam rozgrzewających się zawodników. Po częstochowskiej stronie widzę młodego Jarosza, Ruciaka, Czarnowskiego, Bartmana, ale też i Antka Winiarskiego, który rozwija się pod bacznym okiem naszych trenerów. Z wielką ciekawością zerkam na drugą stronę boiska. Młody Gruszka zagra dziś po raz pierwszy przeciw swojemu ojcu, do tego, Wlazły, Zagumny, Winiarski... Pożałowałam w ciągu jednej sekundy tego, że zechciałam w tym momencie spojrzeć na zawodników. Pożałowałam, bo spojrzałam w Jego oczy. Pożałowałam, bo On zrobił to samo. Pożałowałam, bo moje serce znów zabiło niebezpiecznie szybko, bo kąciki ust samoczynnie uniosły się do góry, bo poczułam, że wszystko znów wraca. Świat na chwilę przestał się liczyć, błękit jego oczu zmusił mnie do nieodrywania wzroku od tych przenikliwych tęczówek. Były magnetyczne, jakby jedyne na całej kilkutysięcznej hali. Może było to kilka sekund, może cała wieczność, zanim Świderski nie podszedł do Niego i przerwał jego rozgrzewkę. Może to wszystko było jedynie złudzeniem i tak naprawdę nie patrzył na mnie, a na kogoś siedzącego obok. Pewnie na siedzącą blisko mnie jego możliwą dziewczynę. Przecież to niedorzeczne, żeby poczuł się tak samo, jak ja. Oboje nie jesteśmy już zakochanymi w sobie gówniarzami, teraz jesteśmy dorośli, inni. Nic nie jest takie, jakie było. 
     Cały pojedynek od tego momentu toczył się jakby poza moją rzeczywistością, poza moim światem, którym stała się jego osoba, jego zachowanie, jego ataki, przyjęcia, serwy, obrony, bloki, a przede wszystkim jego błękitne oczy. Siedziałam na swoim miejscu, słyszałam stłumiony dźwięk, widziałam rozmazany obraz, miałam dreszcze, gdy tylko był przy piłce. Bałam się tego, co się ze mną dzieje, nie potrafiłam zapanować nad swoich zachowaniem, nie potrafiłam przestać skupiać na nim uwagi, nie chciałam wyrwać się ze świata marzeń. Nie zorientowałam się nawet, kiedy mecz zakończył się zwycięstwem gości, Jego zwycięstwem, Jego nagrodą MVP, Jego uśmiechem. Dopiero w tej chwili otrząsnęłam się, wstałam z miejsca, chwyciłam kurtkę, zeszłam na dół. Znałam tę halę, więc bez problemu dostałam się  do podziemi, w których są szatnie, ale i boczne wyjście. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, zamknąć się w pokoju, schować w swoim świecie. Chciałam, ale nie mogłam. Nawet nie wiem, kiedy ktoś objął mnie gwałtownie ramieniem, dłonią zakrył usta, otworzył jakieś drzwi i wciągnął do środka. Chciałam się wyrwać, jednak nie miałam szans nawet jako wysportowana kobieta, ten ktoś był silniejszy, większy, nie miał na sobie koszulki, a ja czułam ciepło, bijące od jego ciała.
     - Co ty tu robisz? - usłyszałam Go, był tuż obok mnie, stał naprzeciwko i lekko się uśmiechał. Wydoroślał. Kiedyś był jedynie wyrośniętym dzieciakiem, którego kochałam, teraz stał się mężczyzną, nie kościstym chłopaczkiem, ale mężczyzną. - Powiedz mi, skąd się tu wzięłaś?!
     - Myślisz, że już nawet na mecz nie wolno mi przyjść, bo co, bo mam zawsze ciebie unikać? Z jakiej racji? Bo co, bo mnie skrzywdziłeś? Bo musiałam przez ciebie wyjechać z kraju? Bo nie mogłam spać nocami? Bo całe moje dalsze życie uczuciowe to klapa? Bo mój narzeczony jest ze mną dla ładnej buźki? No odpowiedz mi, dlaczego mam cię unikać?! - Nie spodziewałam się tego, do czego się posunął. Nie spodziewałam, że zrobi coś dokładnie tak samo, jak lata temu. Nie podejrzewałam, że zrobi to teraz. Pocałował mnie, gwałtownie, mocno, zachłannie. Tak, jak nigdy wcześniej. Przyparł mnie do ściany, jedną dłonią skrępował moje ręce, drugą wplótł we włosy. Jednocześnie był cholernie stanowczy, pewny siebie, taki, którego jeszcze nie znałam. Jednak z każdą sekundą słabł, luzował uścisk, stawał się podatny na moje zachowanie. On, porządnie zbudowany mężczyzna, świetny siatkarz, twardziel. Oliwier Winiarski. - Czego ode mnie znów chcesz? - mój głos drżał, z oczu płynąć znów zaczęły łzy, nie miałam siły, żeby się wyrwać, nie chciałam nawet opuszczać jego ramion. - Oliwier, czego?!
      - Przepraszam... - puścił mnie, odsunął się, zsunął się w dół po ścianie, schował twarz w dłoniach. - Nie wiem, co się ze mną dzieje, Oli - był roztrzęsiony, na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Wydawał się, jak bezbronne dziecko, które nie potrafi ustawić wieży z kloców, nie wie, jak połączyć wszystkie elementy. Nie potrafiłam stać bezczynnie obok niego, nie mogłam patrzeć na płynące po jego policzkach łzy, nie chciałam sama się przy nim rozpłakać. - Kiedy zobaczyłem cię na hali... Oli, wszystko przestało się liczyć. Po każdej akcji miałem ochotę podbiec do ciebie, przytulić się, jednak musiały wystarczyć mi jedynie spojrzenia w twoją stronę, twoje nikłe uśmiechy... Przepraszam... - uklęknęłam przed nim, chwyciłam twarz w swoje dłonie, zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
      - To ja przepraszam, że dopuściłam do tego, żebyśmy się spotkali. 
    Przybliżyłam swoją głowę do jego czoła, oparłam swoje o to jego i spojrzałam w jego smutne, zaszklone oczy. Wyglądały jak ocean, nawet słabe oświetlenie w pomieszczeniu pozwalało mi doskonale widzieć w nich ból, smutek, rozpacz. Przymknęłam swoje powieki, dotknęłam nosem jego nosa, poczułam się jednocześnie wspaniale i okropnie. Odsunęłam głowę, spojrzałam jeszcze raz na niego, delikatnie musnęłam jego czoło. Chciałam go pocałować, jednak nie mogłam. To byłoby magiczne uczucie. Czujesz się wtedy, jakbyś był gdzie indziej, jakby otoczenie stało się rozmytą mgłą bez końca, jakbyś unosił się w powietrzu, te kilka centymetrów nad ziemią. Z czasem zaczynasz jednocześnie kochać i nienawidzić to uczucie. Zaczynasz, bo nie daje ci spokoju. Jak najszybciej podniosłam się z kolan, chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam, zostawiając go samego w pomieszczeniu.
       - Gdzie jedziemy? - usłyszałam pytania miłego, starszego pana z przodu pojazdu.
       - Na lotnisko.
     Nie spodziewałam się, że będę chciała to zrobić, nie potrafiłam sama siebie zrozumieć, że zdołałam się przyznać po tylu latach do tego, że go... kocham. Najgłupszą rzeczą, którą mogłam zrobić w tej chwili, było pocałowanie Go. Ale przecież jestem głupia. Przecież chciałam tego, więc gwałtowne przylgnięcie do jego drżących warg było mi potrzebne, jak tlen ogniu, jak woda i słońce roślinom. Jednak rośliny niekiedy usychają, tak jak ja teraz. W drodze do piekła, do Włoch.


                                       ~*~

Maniek: Wielki powrót? No może nie taki wielki, ale powrót jest :) Nie wiem czy jest nawet sens przepraszać, skoro już któryś raz z rzędu znikamy bez słowa, ale kultura tego wymaga i sama tego od siebie wymagam! Więc, przepraszamy z całego serca, że nas nie było :) Ale jesteśmy ludźmi, mamy prywatne zobowiązania, co nie oznacza, że nie tratujemy bloga na poważnie! Ja, osobiście, traktuję bloga jak formę rozrywki, dla was i dla siebie :) 
Poza tym, co tu się dzieje u Olimpii, z którą dawno się nie widzieliśmy? Mamy meczyk, mamy mężczyznę, rozterkę miłosną... hm? Typowe, czyż nie? :) Ale Ola to silna kobieta, z pewnością sobie poradzi :]

Dzuzeppe: Bo my już chyba tak mamy, że przerwa od pisania działa na nas mobilizująco ;) Nie gniewajcie się :* Piekło dla Olimpi to wyjazd do Włoch czy życie obok swojej miłości? Jak uważacie? Co czeka na nią we Włoszech, co czekać będzie na nią w Polsce, gdy już wyjedzie... To wszystko przed nami :P Całuję Was mocno i obiecuję, że teraz już wrócę, nie wiem, czy ktoś będzie chciał jeszcze czytać ale wrócę :*

Fanpage Dzuzeppe        Ask Dzuzeppe