wtorek, 23 grudnia 2014

1. "Co tym razem ten skurwysyn zrobił?"

     Rok 2029

      Nienawidzę takich momentów. Nienawidzę opuszczać gabinet lekarski z wiadomością "Niestety, ma pani poważną kontuzję, potrzebny jest czas. Nie może pani grać". Nienawidzę również niemiłego chirurga, który dziś to stwierdził, wypisał skierowanie na rehabilitację, receptę i kazał oszczędzać kręgosłup. Tylko przebij się przez zakorkowane miasto i staraj się oszczędzać kręgosłup. To chyba logiczne, że się nie da. Dopiero pół godziny później zaparkowałam samochód pod kamieniczką, w której mieszkam razem z narzeczonym. Pewnie nie zastanę go w domu, w jego przypadku to nic nowego, więcej go nie ma niż jest, jednak ja mam tak samo. Oboje jesteśmy gośćmi we własnym mieszkaniu, choć nadal jest ono naszym azylem, w którym jednocześnie dzieją się wspaniałe jak i okropne sytuacje. Jest ono świadkiem naszych radosnych śmiechów, ale i moich cichych nocnych płaczów, które nawiedzają mnie, gdy jest źle. Ulice miasta wreszcie powoli pustoszeją, ludzie docierają do swoich domów, mieszkań, drogi stają się luźniejsze. Zerkam raz jeszcze na usypiające miasto, które zarazem budzi się do nocnego życia i wchodzę do budynku, wspinam się po schodach na samą górę, otwieram drzwi i zastaję dokładnie ten sam widok, co rano.
    - Simone, znów nie posprzątałeś... - powiedziała zrezygnowana, zdejmując ciepłą kurtkę i buty. - Prosiłam cię o to rano... - spojrzałam zrezygnowana na narzeczonego, który leżał na kanapie i obżerał się pizzą. - Jesteś pieprzonym Włochem, Simone! Leniwym, zadufanym w sobie, chamskim Włochem! 
     - A ty myślisz, że kim jesteś?! - podniósł się gwałtownie zrzucając ze stolika sosy i resztki spożywanej potrawy. W jego oczach znów zapłonął ogień, jednak nie taki, który powodował we mnie ciarki podniecenia, jednak ten, którego zawsze się bałam, który mnie przerażał i powodował lęk, utratę poczucia bezpieczeństwa. - Gdyby nie ja, nie osiągnęłabyś nic! - gwałtownie znalazł się tuż przede mną, zaczął mierzyć mnie przeszywającym spojrzeniem.
     - Licz się ze słowami! W niczym mi nie pomogłeś! Do wszystkiego doszłam sama...
     - Jesteś tego pewna? - spojrzał głęboko w moje oczy, nachylając się nade mną. Sprawił, że się go bałam, nie wiedziałam, do czego może się posunąć. Dodatkowo czułam od niego alkohol. - Zapamiętaj sobie jedno... Jesteś zwykłą ładną panienką, nic nie wartą Polką! - odepchnął mnie na framugę prowadzącą do sypialni, a sam wyszedł z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.
     Cała energia ze mnie uleciała, nie miałam siły, by dalej stać i wpatrywać się w zamknięte drzwi, za którymi nikogo już nie było. Powoli osunęłam się po nich, dokładnie tak samo po moich policzkach popłynęły łzy, które wypalały ślady na mojej twarzy. Objęłam się ramionami, zaczęłam szlochać w rękawy ciepłej bluzy, jego bluzy, którą od dawna nosiłam tylko ja. Po chwili wstałam gwałtownie, zerwałam ją z siebie, nie potrafiłam czuć jego zapachu i nienawidzić go całą sobą za dzisiejsze, jak i wszystkie poprzednie słowa. Zebrałam się z podłogi, bluzę wrzuciłam w stronę łazienki, gdzie przemyłam wodą twarz, pozbyłam się resztek makijażu. Byłam wrakiem samej siebie, w niczym nie przypominałam dziewczyny, która jeszcze kilka lat temu uśmiechała się do pewnego blondyna, śmiała się do niego radośnie, obejmowała, całowała go delikatnie w usta, mierzwiła włosy. Całą przeszłość przekreśliła kariera, to ona zamknęła ostatecznie pewien rozdział w moim życiu. Na dalsze użalanie się nad sobą nie pozwolił mi dzwoniący telefon, którego początkowo nie potrafiłam zlokalizować, odnalazłam go dopiero na kuchennym blacie.
     - Tak? - pociągnęłam nosem, nadal czując oznaki płaczu
   - Olimpia... Płakałaś? - Sebastian jako jedyny potrafił zawsze odgadnąć w jakim jestem nastroju, kiedy płaczę, a kiedy cieszę się jak opętana. - Co tym razem ten skurwysyn zrobił? - wyczuwam, jak zmienia się jego nastawienie, w tym jestem równie dobra, co on.
   - To co zawsze... - więcej nie musiałam już mówić, nie raz już to wszystko słyszał, więc opowiadanie wszystkiego po raz kolejny było zbędne. - Nie wiem, co robić...
    - Przyjeżdżam jutro.
    - Słucham?!
    - Masz się spakować, bo jutro wracasz ze mną do Polski nie ważne, czy tego chcesz czy nie. Nie mogę patrzeć, jak ten pieprzony Włoch cię wykorzystuje i ciągnie w dół! - chciałam coś powiedzieć, już miałam otworzyć usta, ale mi nie pozwolił. - Nawet mi nie przerywaj, bo i tak mnie od tego nie odwieziesz. Do zobaczenia jutro! - rozłączył się, a ja miałam jeszcze bardziej wszystkiego dosyć, położyłam głowę na poduszce i zasnęłam.
     Obudziłam się po godzinie pierwszej z czystego złego przeczucia, że coś nadal jest nie tak. Przewróciłam się z boku na bok, modląc się w duchu, aby po drugiej stronie łóżka leżał Simone, jednakże nadzieja jest złudna, pogrywała sobie ze mną, zakpiła sobie ze mnie. Poduszka leżała wręcz w idealnym, nienaruszonym stanie, prześcieradło było prościutkie, a  jego kołdra walała się po podłodze, wycierając kurze. Zaczęłam płakać, wiedząc, że dzisiejsza noc znów będzie przeze mnie nieprzespana dokładnie tak samo, jak kilkanaście poprzednich oraz zapewne kilka następnych. Załamana swoim życiem i jednocześnie zrezygnowana wstałam wreszcie z łóżka, bo leżenie w nim potęgowało by moje złe samopoczucie, i ruszyłam do kuchni, gdzie najpierw zaparzyłam sobie malinową herbatę, a potem usiadłam na blacie pod oknem i obserwowałam otoczenie, nadal mając nadzieję, że za chwilę go zobaczę. W końcu chwyciłam za leżącą obok książkę lokalnego autora, której nie skończyłam czytać przy ostatnim takim ekscesie. Ostatnio czytałam bardzo dużo, przeważnie w takich chwilach, gdy wyczekiwałam z utęsknieniem Włocha. Czytanie pozwalało mi nie myśleć, w tej chwili zarówno o Simonie, jak i Sebastianie.
     Ogromnie starałam się na niej skupić, jednak nic z tego nie wyszło. Styl, w jakim była napisana oraz tematyka jak z ckliwej komedii romantycznej nie potrafiła do mnie dotrzeć i zaciekawić do tego stopnia, bym nie chciała jej odkładać. Minęło może zaledwie pół godziny, a mój organizm mimo wszystko nie domagał się snu, z resztą nie domagał się go w ogóle wtedy, gdy bałam się i martwiłam, rozmyślając, gdzie aktualnie znajduje się mój narzeczony i co się z nim dzieje, z kim przebywa, co dokładnie robi. Zeszłam z blatu, stąpając po zimnych płytkach przeszłam do salonu, książkę odłożyłam na komodę, a sama ułożyłam się na sofie, zwijając się w kłębek. Naciągnęłam jeszcze na siebie ciepły koc, by ogrzać swoje zziębnięte ciało. Włoska telewizja doskonale wiedziała, że normalni ludzie o tej porze dawno już śpią, emitując horrory, dla tych o mocnych nerwach, programy wróżbiarskie mówiące to, co chce się usłyszeć, teleturnieje no i oczywiście filmy pornograficzne, których było chyba najwięcej. Drodzy Państwo, witamy we Włoszech!
   - Kurwa! - zdenerwowana wyłączyłam telewizor i rzuciłam pilotem o podłogę, który roztrzaskał się na kilka części. Poczułam pulsowanie w skroniach z nadmiaru nerwów, a do oczu napłynęły łzy, które popłynęły strumieniem, gdy tylko pozwoliłam sobie przymknąć powieki i pomyśleć o sytuacji, w jakiej się znajduję
    "Po cholerę przyjmowałam tę ofertę z Włoch?!", "Dlaczego Bóg nasłał na mnie takiego mężczyznę?!", "Dlaczego każdy kolejny poniekąd mnie krzywdzi?!". Pytań było mnóstwo, jednak na żadne nie miałam jednej racjonalnej i konstruktywnej odpowiedzi. Przecież powinnam doskonale wiedzieć, czego chcę od życia, a czego powinnam się wystrzegać. Jestem człowiekiem, który tej umiejętności najwyraźniej nie opanował. Taki mój marny los...
    "Kochasz go! Życie byś za niego oddała, idiotko!" - w końcu pojawiła się taka myśl, wykreowana przez moją podświadomość, która próbowała mi to jakoś wytłumaczyć, jednak obie byłyśmy idiotkami, więc żadna nie potrafiła odnaleźć odpowiedniej odpowiedzi, dotyczącej moich emocji. Nimi kieruje się jedynie moje serce, jednak one nie zgadza się z podświadomością, a ja nie zgadam się ani z jednym, ani z drugim, stoję po środku, nie wiedząc, w którą stronę pójść.
    - Simone, proszę Cię, wróć... - wyszeptałam sama do sienie, niemalże krztusząc się własnymi łzami, nie pierwszy z resztą raz. Wyciągnęłam dłoń po telefon leżący na stoliczku obok kanapy, było grubo po trzeciej. Drżącymi palcami wystukałam mu wiadomość. "Ogarnij się i wracaj do domu, błagam Cię!". Gdy po chwili na ekranie pojawiło się powiadomienie "Dostarczono", byłam pewna, że nic więcej nie mogę zrobić, więc chwyciłam koc i powolnym krokiem ruszyłam do sypialni, gdzie po długiej walce z własnymi myślami udało mi się zasnąć, gdy już świtało, a Simone nadal nie było obok.



~*~



Maniek: W rozdziale mamy do czynienia z Simone, wrednym, chamskim, aroganckim, leniwym Włochem :) I prawdę powiedziawszy, nie lubię go. Mimo, że jestem współautorką bloga to tak nie lubię tej postać, ale nie ma co się nie zniechęcać, bo tacy Włosi-awanturnicy są zazwyczaj seksi :D Jak się okażę tym razem? Dowiecie się za jakiś czas ;)
Poza tym mamy Sebastiana, która okazuje się, że wie więcej o życiu prywatnym Olimpii, niż ona sama. Tylko czy to im obojgu wyjdzie na dobre?


Dzuzeppe: Maniek, jak to go nie lubisz? Będzie mu przykro :P
Z całego serca chciałybyśmy przeprosić Was, że rozdział pojawia się dopiero dziś, a nie tydzień temu, albo i wcześniej. Jednak musiałyśmy pisać rozdział od nowa, gdyż po prostu zniknął nam z własnego archiwum... :(
No ale nie ważne :)
Zapraszam Was serdecznie na początek mojej nowej historii!
Słońce Moje... Zniknęło

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, w chwili przerwy między obowiązkami a snem, 
chciałybyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, takie, o których same marzycie. 
Nie będziemy pisać czego Wam życzymy, powiemy jedynie to, żeby wszystkie wasze marzenia, myśli się spełniły, a wasze życia rozświetliły się blaskiem waszych uśmiechów :)
Wesołych Świąt!
A! I bogatego Mikołaja :D


sobota, 6 grudnia 2014

Prolog.

Rok 2023


   - Jesteś okropny! - po raz kolejny podczas obozu krzyknęłam w jego kierunku. Nienawidziłam go od pierwszego momentu, gdy tylko się spotkaliśmy. Już wtedy, te 5 lat temu na pierwszym wspólnym obozie wytknął mi, że mam na twarzy kilka piegów, blizny na kolanach i aparat na zębach. Wtedy nie byłabym w stanie się mu postawić. Teraz również jest to dla mnie ciężkie, przytłacza mnie. Jedno musiałam mu przyznać, wygląd odziedziczył zdecydowanie po swoim przystojnym ojcu, z którym niegdyś grywał tato. Lubiłam na niego patrzeć, gdy przyjmował piłkę z zagrywki, a potem atakował ją z dużą skutecznością. - Nienawidzę cię!
       - Bo co? Bo powiedziałem rozwydrzonej panience prawdę? - zrównał się ze mną, stając na przeciwko. By nadal mierzyć się spojrzeniem, musiałam zadrzeć głowę do góry. Wysoki również był po ojcu. - Ktoś musiał powiedzieć ci, że jesteś nieznośna, że się wywyższasz, a nie masz nawet prawa tego robić! Tutaj każdy jest równy, nawet ja, syn Mistrza Świata! - dźgnął cię w klatkę piersiową. - A to? - dotknął moich włosów, które z jasnego blondu podczas jednej nocy stały się rude i uniósł kilka kosmyków do góry. - To taki prezent ode mnie, Twojego Ulubionego Kolegi z obozu, Oliwiera... - zaśmiał się szyderczo, spojrzał mi prosto w oczy i odszedł. Zostawił z wielkim bałaganem. W pokoju. Na głowie. W sercu. Bo w gruncie rzeczy bardzo mi się podobał.
       Nie pierwszy raz przez niego płakałam. Nie pierwszy raz wyzywałam go w myślach. Nie pierwszy raz życzyłam mu tego, by pewnego dnia na treningu niefortunnie upadł i przekreślił swoje własne marzenia o karierze. Nie pierwszy raz zamykając oczy widziałam te niebieskie tęczówki, które ciskały we mnie gromy. Nie pierwszy raz powtarzałam sobie, że muszę zapomnieć, jednak nigdy mi się to nie udawało. Widzę go na każdym obozie, na każdych zawodach, na każdym meczu. Prześladuje mnie. Od zawsze nasi rodzice wiedzieli, że nigdy nie będziemy przyjaciółmi, że nigdy nie porozmawiamy ze sobą serdecznie, nigdy nie wymienimy dziękczynnego uśmiechu, a mimo to nadal zapisywali nas na te same obozy czy prowadzili do tych samych klubów. Nawet na meczach pierwszej drużyny Skry, w której niegdyś grali razem nasi ojcowie, musieliśmy zrządzeniem losu zawsze siedzieć obok siebie. Oboje się nienawidziliśmy, jednak nadal byliśmy na siebie skazywani. Nawet teraz, w drodze powrotnej do Częstochowy musieli połączyć nasze losy, sadzając nas obok siebie, bo oboje dostaliśmy dziwnym zbiegiem okoliczności karę. Oboje za nocne przesiadywanie na balkonie, oczywiście każde na swoim. Nigdy go nie widziałam na zewnątrz, ale również sama nie zawsze spędzałam tam czas do późnego wieczora. Niekiedy nawet czułam na sobie czyjeś spojrzenie, jednak nigdzie nikogo nie było. Albo ten ktoś nie chciał, bym go zdemaskowała.
      - Świetnie po prostu! - wzniósł dłonie do góry i usiadł obok, ledwo co mieszcząc nogi między siedzeniami. Oboje potrzebowaliśmy więcej miejsca. - Daj mi swoje nogi - rzucił po godzinie drogi.
        - Co? 
       - No połóż nogi na moich, a ja wyciągnę swoje pod twoimi i usiądę na skos. Obojgu nam będzie wygodniej - wyjaśnił od razu bez słowa zgryźliwości. To coś nowego!
    - No dobrze - szybko zmieniliśmy pozycję. Siedzieliśmy niemal zwróceni do siebie twarzami,  aczkolwiek nie utrzymywaliśmy kontaktu wzrokowego, tak jak zwykło to bywać wtedy, gdy się kłócimy. Czułam się niezręcznie, gdy jego dłonie trzymały moje kolana. W końcu jednak przemogłam to, starałam się odrobinę zdrzemnąć, odpocząć przed kontrolnym meczem. Nie spodziewałam się, że gdy tylko zamknę oczy, będzie się na mnie patrzył, na zwykłą dziewczynę, która po szkole chodzi z nim na treningi, którą spotyka codziennie rano i po południu, która zawsze ma swoje zdanie, którą od zawsze uwielbiał denerwować swoją obecnością. Najdziwniejsze, a zarazem najprzyjemniejsze było to, kiedy swoją kurtką okrył mnie, a sam męczył się ze zmęczeniem. 
        - Budzimy się... - usłyszałam jego głos tuż przy swojej twarzy, która z niewiadomego mi powodu znajdowała się zaskakująco blisko twarzy młodego Winiarskiego. - Jesteśmy w Częstochowie. - Zachowywał się dziwnie. Pomógł mi wyjąć walizki z autokaru, odprowadził pod sam dom, ciągnąc zarówno swoje jak i moje bagaże. Dał mi dziwne poczucie bezpieczeństwa, bo przecież była noc, a my maszerowaliśmy przez miasto skąpane w ciemnościach. Dopiero teraz zobaczyłam plusy z mieszkania na jednej ulicy. 
       - To do zobaczenia w szkole - wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam jego policzek. Nie byłby sobą, gdyby nie ruszył głową. Nie raz widziałam takie scenki w szkole, kiedy to peszył takim właśnie zachowaniem i pocałunkiem dziewczynę. Ze mną mógł zrobić tak samo. Mógł mnie speszyć, jednak... Podświadomie wyczekiwałam tego momentu, z drugiej zaś strony próbowałam pozbyć się go z mojej głowy, gdy wyobrażałam sobie tę chwilę. To całkiem fajne uczucie. Takie inne niż wszystkie inne dotychczasowe, które uważałam za naprawdę miłe. Może nawet wyjątkowe? Nie czułam się, jakby unosiła się nad ziemią, jakby świat zaczął wirować, aczkolwiek rzeczywiście zrobiło mi się tak jakoś cieplej w środku, tak zwyczajnie poczułam się dobrze.
      - Olimpia, ja... Nie zobaczymy się od września w szkole.
      - Jak to? - zaśmiałam się. - Chcesz rzucić szkołę? 
     - Nie, nie o to chodzi - usiadł na swojej walizce, schował twarz w dłoniach. - Twoi rodzice są w domu?
     - Nie, pojechali po Mateusza do Warszawy - powiedziałam. - Chodź do środka, spokojnie porozmawiamy - przejechałam dłonią po jego włosach, całkowicie automatycznie. Oliwier podniósł wzrok i z uśmiechem wstał z miejsca, by ruszyć za mną. - Powiesz mi, co masz na myśli, mówiąc, że się nie zobaczymy? - spytałam, stawiając przed nim kubek z parującą gorącą czekoladą. Usiadłam na przeciwko niego przy stole i czekałam, aż zacznie cokolwiek mówić.
    - Od wrześnie będę już w Spale, tam skończę szkołę... Olimpia, ja mam już wszystko zaplanowane.
       - Nie mówiłeś nigdy, że...
       - Bo nie pytałaś - przerwał mi, wstając z miejsca. - Lepiej będzie, jeśli już sobie pójdę. Do zobaczenia kiedyś, Oli...
       - Do zobaczenia kiedyś, Oli...



~*~

Witamy!

Powracamy pobudzone, pełne energii i świeżych pomysłów! Towarzyszą nam nowe postacie, które możecie kojarzyć albo na pewno kojarzycie :) A jeżeli jesteście tutaj nowe to żaden problem, przecież możecie wrócić do naszej wcześniejszej twórczości
Czemu zaczęłyśmy sequel? Chyba dlatego, że Olimpia zawojowała naszymi, jak również Waszymi sercami! Nie chciałyśmy jej pozostawić w odłamkach internetu, chciałyśmy, żeby miała swoje własne show! Co prawda zrobiła je w pierwszej części, ale tutaj będziecie mieli bardziej obszerną wizję jej życia... 10 lat później od tego prologu i 15 lat później od pierwszej części :) Tutaj nie będzie jednak już tak bardzo kolorowo, a Olimpia nie będzie jedynie dzieckiem żyjącym wśród rozterek rodziców. Będzie dorosłą kobietą, siatkarką, zagubionym wśród życiowych problemów człowiekiem, uwikłanym w sieć różnych relacji między ludzkich. Jak to się skończy? Zapraszamy do śledzenia tej historii! :D
Publikujemy właśnie dziś, gdyż jest to dla nas szczególny dzień. Równo rok temu pierwsza część tej historii miała swój początek, to również były Mikołajki. Kto wie, może za rok, znów się tu pojawimy! :P
Ściskamy z całych sił w tę mroźną sobotę i mamy nadzieję, że zostaniecie tu z nami :D

Pozdrawiamy :*

Facebook - DzuzeppePisze

Ps. Jeśli chcecie być na bieżąco, polecamy wam wpisanie swojego numeru gadu, fb, aska, bloga do odpowiedniej karty :)