poniedziałek, 27 stycznia 2014

7. "Więc może nie warto się w nim kochać?"

Grzesiek.

Dziewczynka gości w jego życiu już dwa tygodnie. Nie sądził, że może się tak do tej małej istotki przyzwyczaić. Nie spodziewał się, że może pokochać tego człowieka na tyle mocno, by chcieć zostać przy niej już na zawsze i nie stracić swojej córki po raz drugi. Nigdy nie pomyślał by, że kiedykolwiek przyjdzie taki moment, że stanie się odpowiedzialny nie tylko za siebie, lecz w szczególności za kogoś i to w tak wielkim stopniu, jak czuje się odpowiedzialny teraz za swoje dziecko. Nie myślał, że ktokolwiek spróbuje go zmienić i uda mu się. A to właśnie ta mała blondyneczka, która zagościła w jego życiu, zmieniła go.

Dziś niedziela.  Połowa czasu, jaki dostał od matki Olimpii została już wykorzystana. Te kilkanaście dni było dla niego równocześnie i trudne i najszczęśliwsze w jego młodym jeszcze życiu. Wcześniejsze szczęśliwe momenty były jedynie namiastką tego, co poczuł, słysząc codziennie na dobranoc "kocham cię, tato". Nic nie było tak wspaniałe, jak wspólne śniadania, obiady, kolacje, spacery, zakupy, wygłupy w parku. Nic nie dało mu tyle siły do walki w przeciągu ostatnich kilku lat, oprócz tych chwil spędzonych z córką. Nadal nie wie, co może już na pewno ułożyć sobie w głowie.  Nie wie najważniejszego.  Nie wie, kto jest mamą dziewczynki, która biegnie właśnie w jego stronę. 

- Cześć tata - wskakuje mu w ramiona i mocno ściska szyję.
- Bo mnie udusisz - śmieje się w głos.
- Kocham cię po prostu... Ciocia zaraz przyjdzie, tylko zamknie kawiarenkę. Bardzo jesteś zmęczony po meczu, tato? 
- Troszeczkę - całuje ją w czoło.
- To dasz się namówić na spacer po plaży?
- Z tobą zawsze, Skarbie - mierzwi jej włoski, stawiając na ziemi.
- Ale nie ze mną, tylko z ciocią.
- Co ze mną? - nagle widzi przed sobą rozweseloną blondynkę, która, dokładnie tak samo jak ty, mierzwi włosy twojej córce.
- Mała wykombinowała, że pójdziemy dziś wieczorem razem na plaże - uśmiecha się do dziewczyny.
- No bo mówiłaś ciociu, że tyle już tu mieszkasz, a jeszcze nie miałaś okazji, żeby pochodzić po molo, więc pomyślałam, że ty tato mógłbyś ciocie oprowadzić - puszcza do niego oczko, a do dziewczyny uroczo się uśmiecha.
- Oli, ale ja nie mogę zawracać twojemu tacie cały czas głowy...
- Ale nie zawracasz - siatkarz od razu protestuje. - Zawiozę jedynie małą do Ali i z powrotem będę u ciebie - zwraca się do blondynki. - Zgadzasz się?
- No jeśli ty tego chcesz? - chłopak kiwa głową, a jego córka uśmiecha się od ucha do ucha. 
- To teraz odwiozę cię do domu, potem Oli i za godzinę widzimy się z powrotem - uśmiecha się do obu blondynek i zaprasza je do swojego samochodu.

Najpierw podjeżdża pod adres tej dorosłej i żegna się z nią buziakiem w policzek, a potem parkuje samochód przed blokiem, w którym mieszka jego przyjaciółka. Wesoło wbiega na najwyższe piętro budynku razem z córką, puka do mieszkania i już po chwili wita się w brunetką. Wyjaśnia jej, dlaczego zostawia u niej córkę, zapewnia, że jak sama będzie mieć dzieci, to on będzie się nimi zajmować, aż wreszcie zerka na zegarek i mówi, że strasznie się spieszy. Dosłownie po minucie obie panie widzą już, jak odjeżdża z piskiem opon spod bloku.

- Chcesz coś do jedzenia? - Olimpia słyszy pytanie i od razu na nie odpowiada, że z chęcią coś zje. Idzie za Alą do kuchni i patrzy, jak dziewczyna przygotowuje jej kanapki. - Dlaczego się tak mi przyglądasz? Ubrudziłam się? - Alicja śmieje się do córki swojego przyjaciela.
- Nie... Po prostu jest mi przykro, ciociu, że jesteś sama...
- Ten, którego kocham, nie kocha mnie....
- Więc może nie warto się w nim kochać? - mimo pierwszego uprzedzenia dziewczynka szczerze polubiła przyjaciółkę swojego ojca. Na prawdę chciałaby, żeby ta kobieta była szczęśliwa, lecz nie z jej ojcem. - Ciociu, nie trać czasu i zakochaj się w kimś innym...
- Po kim ty jesteś taka mądra, co?
- Po obojgu rodzicach...


Ola. 

Jeszcze nigdy nie brała tak szybko kąpieli, nie suszyła tak szybko włosów, nie szykowała tak szybko stroju. W ogóle przez ostatnie lata dla nikogo się tak nie szykowała, jak teraz szykuje się dla Grześka. Przez ostatnie lata po prostu nie miała ani czasu ani tym bardziej ochoty, żeby kogoś poznać. Musiała się utrzymać i pokazać, że potrafi żyć normalnie. Teraz wie, że przyszedł czas, by zawalczyć o samą siebie. W zaważającym tempie zrobiła sobie delikatny, świeży makijaż, założyła naszykowane ubrania i czekała zgodnie z zapowiedzą przed czasem przed klatką swojego bloku. 

Stała, czekała, rozglądała się, a jego wciąż nie było. W końcu postanowiła już nawet wracać do domu, lecz wtedy ktoś zasłonił jej oczy swoimi dłońmi. Jej plecy przywarły do czyjejś klatki piersiowej. Jej włosy rozwiewał czyjś oddech i delikatny wiatr, który pomykał ulicami Gdańska. Jej dłonie odnalazły dłonie oprawcy, który stał za nią. Jej umysł zaczął szaleć, gdy poczuła okalające jej ciało perfumy mężczyzny. Jej bębenki uszne popadły w upojenie się cichym szeptem chłopaka. Jej rozum rozpoznał w nim Grześka.

- Witaj ponownie, Piękna... - wyszeptał. - Pozwolisz mi się porwać w podróż w nieznane dla ciebie?
- Nie mam innego wyjścia - uśmiechnęła się, a po chwili poczuła jak okręca jej ciało do siebie i składa delikatny pocałunek na jej policzku. Tak tuż przy ustach. Gdyby była młodsza,   pomyślałaby, że boi się posunąć dalej. Teraz wie, że na prawdę się boi. 

Chwycił jej dłoń w swoją i ruszył chodnikiem przed siebie, a ona za nim. Jak marionetka kierowana przez komika, który porusza jej ciałem. Jak cień za człowiekiem. Szła wpatrzona w jego prawy profil i uśmiechała się sama do siebie. Chyba właśnie w tym momencie była szczęśliwa. Szczęśliwa, jak jeszcze nigdy wcześniej, bo jej młodzieńcze uczucie nigdy nie będzie równać się z tym, co czuje teraz. Teraz czuje się prawdziwą kobietą, a wcześniej była jedynie zakochaną nastolatką, która myślała, że życie nie ma konsekwencji.

- Masz wsuwkę? - słyszy pytanie chłopaka, a po chwili pozwala, by wiatr doszczętnie porwał tej nocy jej włosy w swoje władanie. 
- Po co ci? - pyta zaskoczona
- Chcesz pospacerować po molo?
- Tak, ale...
- Więc nie ma żadnego ale... - złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.

Poddała się mu. Uwierzyła, że tak właśnie powinno być. Że powinna wariować z chłopakiem, w którym się zakochała. Że powinna patrzeć na to, co dzieje się obecnie i wreszcie zacząć żyć. Że powinna była właśnie tak zachowywać się od zawsze. Że powinna od kilku lat walczyć o szczęście. Że powinna pokazać, kim tak na prawdę jest. Ale o przeszłości nie potrafi zapomnieć. Nie potrafi wymazać z pamięci tego, że gdzieś w świecie jest jej dziecko. Mała blondynka, którą kocha najmocniej. Jej mała kopia, bez której nic, co ma teraz, by się nie wydarzyło. Dziewczynka, która pomaga jej odzyskać szczęście. Dziewczynka, której ojcem jest mężczyzna, który właśnie w blasku Księżyca, na jednej z gdańskich plaż muska jej usta pocałunkiem i wcale nie wie, jaka jest prawda.

Powoli kierują się z powrotem w kierunku mieszkania dziewczyny. Dla zwykłego przechodnia wyglądają na zakochaną szaleńczo w sobie młodą parę, jednak nikt nie pomyślał by, że mają tak wielka wspólną przeszłość, która łączyć będzie ich już na zawsze. Wyglądają na szczęśliwych i rzeczywiście tacy się czują. Zwłaszcza Ola. Docierając do budynku staje przed Grzegorzem. Po chwili czuje jego palce, które unoszą do góry jej podbródek, by patrzyła prosto w jego oczy tak samo, jak robi to on, upajając się widokiem głębi jej zielonych oczu. Czuje, jak chłopak drugą ręką obejmuje ją w talii i przyciąga do siebie. Czuje przyspieszone bicie jego serca, oddech okalający jej twarz. Czuje, jak jej usta ponownie przywierają do jego warg. Przez chwilę. Przez moment. Kilka sekund. 

- Do jutra, Olu...

~*~*~


Witamy ponownie :*

Jak widzicie Nasz Olimpia potrafi zadbać o wszystkich, co się uwidoczni również w następnym rozdziale, ale o tym za tydzień dopiero :P
Grześ i Ola sobie spacerują po mieście i dobrze się bawią.
Tylko czy nie jest im za dobrze? :P
Ja ze swojej strony (Dzuzeppe) mówię już teraz, że Ala - przyjaciółka Grzesia wzięta przez niektóre z was za główną bohaterkę też będzie szczęśliwa :D
Trzymajcie się w te mroźne dni, bo ja, Dzuzeppe, już parę razy wylądowałam na tyłku :(
 
Pozdrawiamy :* :*

Ps. Co sądzicie o losowaniu?
Dla mnie to była świetna uroczystość. Pieść o Małym Rycerzu - GENIALNA.
Tak samo "Zawsze tam gdzie ty" na koniec zwieńczona konfetti :D

Zapraszamy: 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

6. "Nie bądź chwalipiętą, tato..."

Grzesiek.

Mieszka z córką tydzień. Zaczyna przyzwyczajać się do tego, że Mała zasypia w jego ramionach. Zaczyna uwielbiać chwile, gdy, łaskocząc ją, w jej policzkach pojawiające się dołeczki, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech. Zaczyna lubić codzienne ranne przebieżki z Frankiem, łącząc przyjemne bieganie z koniecznością wyprowadzania psa, który niestety kilka godzin dziennie musi spędzić w zamkniętym mieszkaniu. Zaczyna również coraz częściej myśleć o tej drobnej blondynce, którą codziennie spotyka na treningach, która codziennie zajmuje cię jego dzieckiem, która zaczęła nawet gościć w jego mieszkaniu.

Jak co dzień je śniadanie w obecności sześciolatki i jej psa. Jak co dzień idzie myć zęby razem ze swoim dzieckiem. Jak co dzień czesze jej włosy i robi niezgrabne warkocze, które potem zwykła poprawiać Ola. Jak co dzień zaczynają wyglądać jego kolejne dni. Dziś postanowił coś zmienić. Zabrać córkę na zakupy, a przy okazji zaprosić dwudziestoparolatke na kolację, żeby odwdzięczyć się jej za posiłki przygotowywane dla niego samego, jak i przede wszystkim dla małej blondyneczki, która wywróciła jego życie do góry nogami. Kończy trening, bierze prysznic i z radosnym nastrojem zmierza w kierunku klubowej kawiarenki.

- Moje panie gotowe? - pyta od progu, na co obie reagują zdziwieniem i szczerym uśmiechem.
- A na co mamy być gotowe, panie Łomacz? - od Oli promienieje światło i uśmiech, który zagościł na jej twarzy. Grzesiek od razu to zauważył. Z resztą ostatnio, gdy spacerowali parkowymi uliczkami też go widział. Tak samo jak widział iskierki w jej oczach. - Chyba nie chce pan nas porwać? - spytała podejrzliwie, by po chwili wybuchnąć śmiechem, co jeszcze bardziej mu się spodobało.
- A żebyś wiedziała, że was obie porywam - wyszczerzył się, łapiąc córkę w swoje ramiona i podnosząc do góry. - Jedziemy na zakupy, a potem zapraszam was na kolację.
- Pojedziemy potem wszyscy do McDonalda? - zaciekawiła się dziewczynka.
- Nie. Jedziemy do domu, gdzie pokarze wam obu, jak gotują prawdziwi mężczyźni - dumnie wypiął pierś do przodu, a Olimpia przystawiła do niej wyciągnięty palec i głośno wypuściła powietrze z ust. 
- Nie bądź chwalipiętą, tato - wystawiła mu język i zwinnie wysunęła się z jego ramion, by popędzić do Oli i schować się za jej nogą.
- Mała wredota... Ciekawe po kim to masz, bo ja zawsze byłem aniołkiem...
- Po mamusi, tato... - wystawiła język zza Oli, by za chwilę ruszyć w drogę ucieczki.

Niespełna godzinę później Grzesiek spacerował po jednej z gdańskich galerii z córką, trzymając ją za rękę. Nawet nie zauważył momentu, gdy Olimpia chwyciła również Olę za dłoń. Nie mógł widzieć, jak pogodnie patrzyli się na niego ludzie. Nie widział, jaki uśmiech pojawił się na twarzach jego towarzyszek. Nie wiedział, że obie poczuły się tak, jakby to było właśnie ich miejsce, jakby od zawsze powinny trwać przy Grzegorzu Łomaczu. On wiedział jedynie to, że taka sytuacja bardzo mu odpowiada.

Patrzył na buszujące wśród sklepowych wieszaków dwie blondynki, które rozumiały się doskonale. Uśmiechał się na widok lekkich sprzeczek co do tego, jaki kolor ma mieć nowa sukienka, spodnie, czy bluzeczka. Dla niego to wszystko było nowością. Gdyby nie Ola pewnie zmarnowałby wszystkie ubranka córki w praniu, jednak w odpowiednim momencie dostał reprymendę i teraz już wie na przyszłość co i jak. Dziś chciał im obu podziękować. Uroczej małej blondyneczce za to, że wlała do jego życia kolory, a tej nieco starszej podziękować za pomoc i zbliżyć się do niej. Tak. Chciał się do niej zbliżyć.

- Zadowolone? - spytał zapinając pasy w swoim samochodzie.
- Oczywiście! - z tyłu pojazdu krzyknęła Olimpia.
- Było fajnie, ale nie musiałeś upierać się na tą sukienkę. Przecież ona kosztowała jedną czwartą mojej pensji - usłyszał dalsze marudzenie Oli, która siedziała obok niego i lekko się uśmiechała, na co i on nie pozostał dłużny. Zbliżył się do niej i lekko musnął jej policzek pocałunkiem. Zauważył, że momentalnie oblała się rumieńcem. Takim, który bardzo mu się spodobał. Takim, który dodał jej uroku. - A to za co?
- Za to, że mi pomagasz i pojawiłaś się w moim życiu... - uśmiechnął się i ruszył. Nie widział, jak na twarzy córki zagościł uśmiech, a jej oczy zaświeciły się. Nie wiedział, że teraz była naprawdę szczęśliwa. Teraz. Z Grześkiem i Olą... 


Ola.

Tak wiele dałaby za to, aby przed laty ktokolwiek całował ją bez powodu w policzek. Oddałaby wszystko, aby móc poczuć wtedy to, co dziś działo się w jej żołądku, gdy usta Grześka stykały się z jej skórą. Zapłaciłaby każdą cenę, by taki ktoś jak Łomacz był przy niej wtedy, gdy potrzebowała silnego ramienia, opieki i troski. Urwałaby nawet kontakty z bliskimi, gdyby ktoś taki jak on powiedział jej kilka lat temu, że ją kocha i chce, żeby z nim gdzieś wyjechała. Była zakochana, a mimo wszystko pozwoliła na to, by wszystko stracić, a dziś żałuje, że bała się powiedzieć prawdy.

Posadzona razem z Oli na wysokich krzesłach przed blatem kuchennym, gdzie dziś brylował właściciel mieszkania, rozmyślała na różne tematy, jednak przewodzącym był on. Grzesiek. Śmiała się razem z jego córką z tego, jak nieudolnie posługiwał się tłuczkiem do mięsa, którym rozbijał piersi z kurczaka, jak starał się odpowiednio dobrać przyprawy i jak chciał ukryć to, że na blacie leży przepis, w który zerka. Zrobiło się jej żal i postanowiła pomóc rozgrywającemu. Stanęła obok niego i po kolei mówiła, co trzeba dodać. Chłopak urządził z ich wspólnego gotowania spektakl dla dziewczynki.

- To kiedyś było zwierze, a teraz będzie to nasze dzieło zbrodni, którą potem wszyscy popełnimy... - w jego dłoni znalazł się kuchenny nóż. - Zbrodni doskonałej, bo nie zostawimy nawet kęsa - uśmiechnął się do Oli, która właśnie przygotowywała pieczarki razem z porem do duszenia. - Dziecko drogie, w najbliższym czasie idziemy na basen, abyśmy zgubili wszystkie kalorie, które za pomocą zgrabnych rąk mojej pomocnicy Oli trafią do naszych brzuchów... - podszedł do córki i pochwycił ją na ręce. - Bardzo głodnych brzuchów małych dzieci - zaczął ją łaskotać, a ona stojąca obok o mało co nie pozwoliła płynąć jednej samotnej łzie po policzku, wycierając ją szybko. - A teraz zobaczymy, jak bardzo głodna jest nasza pani kucharka, która zabrała mi pracę - zobaczyła chytry uśmiech na twarzy bruneta i już wiedziała, że nie znaczy to nic dobrego. 

Chwyciła za stojącą na blacie szklankę z mąką i sypnęła nią w kierunku siatkarza. Usłyszała głośny śmiech dziecka, który był balsamem dla jej uszu oraz krzyk mężczyzny, że się odgryzie. Po chwili sama poczuła, że na jej twarzy znalazł się biały proszek. Uśmiechnęła się i ruszyła do ataku. Stała naprzeciwko Grześka i rzucała w jego stronę sypką substancję, powodując jeszcze głośniejszy śmiech dziewczynki. Wystarczyło jedynie jedno spojrzenie w stronę rozgrywającego, a po chwili oboje nacierali mąką sześciolatkę, która wyglądała potem, jak mały aniołek.

Brunet zarządził rozejm, a dopiero wtedy zobaczyła jaki bałagan powstał w kuchni. Wygoniła dziewczynkę i jej ojca do łazienki, a sama zabrała się za sprzątanie. Pół godziny później zajadali się już przepyszną kolacją, wygłupiając się przy tym co nie miara. Gdy Grzesiek układał do snu Olimpię, po prostu wstała i zaczęła się ubierać. Wyszła z mieszkania bez pożegnania, zeszła na dół i dopiero tam zorientowała się, że zostawiła torebkę w samochodzie siatkarza. Postanowiła wrócić. Zapukała do drzwi, które momentalnie otworzyły się i ujrzała w nich zmartwionego Grzesia.

- Dlaczego uciekłaś?
- To był najlepszy moment dla Olimpii, żebym wyszła...
- Ale nie dla mnie... Skoro wyszłaś, to co tu robisz?
- Moja torebka z kluczami, telefonem i ogólnie wszystkim jest w twoim samochodzie... Mógłbyś..?
- Nie.
- Co? Dlaczego? 
- Bo dziś zostaniesz tu... - wciągnął ją do środka i sam zdjął kurtkę. - Nie dla Olimpii, lecz dla mnie... Zostaniesz, napijemy się wina, a potem grzecznie położysz się spać w mojej koszulce w moim łóżku i zaśniesz... - zaprowadził ją do salonu i posadził na kanapie.
- A ty?
- Ja będę spał tu i nawet nie miej ochoty się ze mną sprzeczać, bo i tak przegrasz - uprzedził jej działania, podał wino i po prostu przytulił do swojego ramienia.


~*~*~
Dzuzeppe : Witam was :*
Trochę więcej wariacji dziś, mam nadzieję, że się podobają :D
Grzesiu też tak jakby bardziej pokazuje, że Ola mu się podoba, tylko czy będzie to dalej trwało? :P A i jak widzicie Ola również nie jest do niego uprzedzona :P
Trzymajcie się tam jakoś :*
I nie mdlejcie, oglądając szczypiorniaków :D
Zapraszam:

Maniek : Cześć :*
Grzesiu nie domyśla się, ze to Ola jest mamą małej. Jednak prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, więc oczekujcie tego :)

Cieszę się, że bardzo polubiliście Olimpię ♥ Jak widzicie to radosny dzieciak, z wieloma pomysłami i bardzo sprytny :P
Pozdrawiam cieplutko :*
Zapraszam:
Muzyka, przyjaźń / Zaczynamy z niczym

poniedziałek, 13 stycznia 2014

5. " Chłopaki... To jest moja córka, Olimpia Łomacz..."

Grzesiek. 

Myślał, że tak miło spędzone popołudnie nie jest możliwe w jego dziwnym i nie pookładanym życiu. Myślał, że takie kobiety jak Ola wolą zabawiać się ze swoim chłopakiem, a nie wziąć na siebie opiekę nad małą dziewczynką. Myślał na początku, że to jakiś sen i zaraz bańka pryśnie, a on sam się obudzi. Wszystko jednak działo się naprawdę. Ta dziewczyna po prostu mu się spodobała, a i patrząc w jej oczy, widział radosne iskierki. Zdziwiła go i intrygowała jednocześnie. Była taka o jakiej marzył. Idealna dla niego.

Cieszył się, że i dziś się z nią spotka. Dziś również miała zajmować się jego córką, gdy sam będzie wylewać siódme poty tylko po to, aby zarówno Mała jak i Ola były z niego dumne, 
że gra najlepiej, jak tylko potrafi. Poranek znów przyniósł mu sprzątanie kałuży, lecz polubił tego wrednego psiaka, bo tak naprawdę to kochał zwierzęta.  Gdy wczoraj kładł dziewczynkę do łóżka i widział, jak zwierzak polizał ją po policzku i spokojnym krokiem wyszedł z jej pokoju, zrozumiał, że Franek już mu zaufał i on też musi to zrobić. Rano wiedział, że da sobie radę i z tym, by nauczyć go funkcjonować w mieszkaniu.

Szczęśliwy wręcz sam unosił się nad ziemią na treningu.  Fruwał nad parkietem, wprawiając w osłupienie innych. Odświeżył się, przybrał, i zadowolony ruszył do klubowej kawiarenki, by odebrać córkę od Oli i zabrać ja na zakupy. Przekraczając próg małego pomieszczenia zrobiło mu się ciepło na sercu, bo zobaczył dwie uśmiechnięte blondynki i śmiejących się wokół nich swoich kolegów. Stanął w drzwiach i zerkał na szczęśliwą córkę, która łaskotana byłą przez blondynkę. 

- Tata! - usłyszał, a już po chwili podrzucał Olimpię w górę. Wolał nie patrzeć na twarze zawodników. Zbierał się długo, by im powiedzieć, lecz przez tak krótki czas nie potrafił się odważyć. Postawił dziewczynką na podłodze przed sobą, położył dłonie na jej ramionach i zaczął. - Chłopaki... To jest moja córka, Olimpia Łomacz...
- No nie powiem, żebym się tego spodziewał... - odezwał się Jarski.
- A wiesz, co ci powiem? - odezwał się Gawryszewski. - Już ta małą polubiłem - uśmiechnął się i porwał Olimpię na ręce.
- To teraz nasz Grześ musiał dorosnąć, co? - zauważył błyskotliwie Rusek, na co rozgrywający jedynie przytaknął. Ola zabrała Olimpię na zaplecze, by zrobić jej coś do jedzenia, a siatkarze zaczęli wypytywać Grześka o matkę dziewczynki. W wielkim skrócie opowiedział im całą historię pojawienia się Małej w jego mieszkaniu i ich dotychczasowego życia. 
- Mam miesiąc na to, żeby domyślić się, kto jest jej matka - wypowiedział zmartwiony wodząc wzrokiem za sześciolatką, która wparowała z wielkim talerzem kanapek i postawiła go przed swoim ojcem. - A to dla kogo? - zaśmiał się i wciągnął na kolana małą blondynkę.
- Dla ciebie, dla mnie i dla Oli.
- A my? - odezwali się chórem siatkarze. 
- A wy sio do swoich dziewczyn - Olimpia wystawiła im język, za co została zganiona zarówno przez ojca jak i kelnerkę. - No co? Taka prawda... Żerują na twojej dobroci, ciociu...

Siatkarze gdańskiej drużyny powoli opuszczają lokal, w którym zostaje jedynie Grzesiek, Olimpia i Ola. Zajadał się kanapkami, które na siłę wciskała mu córka. Pierwszy raz poczuł się chyba tak, jakby te dwie osoby były jego najbliższą rodziną. Córką i żoną. Najważniejszymi kobietami na świecie. Nie przeszkadzał mu nawet wzrok dorosłej kobiety, który cały czas oblewał jego sylwetkę. Co jakiś czas sam zerkał w jej kierunku, lecz ona w tym momencie zawzięcia udawała, że go nie obserwuje. On wiedział jedynie to, że ta blondynka zaczyna mu się podobać. Teraz, gdy musi dorosnąć i przestać myśleć o przygodnych związkach, kiedy musi zacząć myśleć jedynie o dobrze córki. Ale może to był jakiś znak? Znak wołający do zmiany na całej linii?


Ola. 

Nie spodziewała się, że rozgrywający będzie w stanie przyznać się przyjaciołom, że jest ojcem. Ba! Nie spodziewała się, że mimo wszystko przyjdzie mu to z wielką łatwością. Widziała doskonale, jak drżały jego dłonie, które trzymał na ramionach córki, jednak nie myślała nawet, że chłopak zachowa się tak spokojnie. Śmiała się potem w kuchni z jego poczynań razem z Olimpią, która ją uwielbiała. Przyrządziły dla niego talerz pełen kanapek, które potem wszyscy razem zjedli. Uśmiechała się na widok prześlicznej blondynki i bruneta, którzy wesoło się przedrzeźniali i dyskutowali na tematy związane z wychowaniem psa dziewczynki. Była pierwszy raz od przyjazdu do Gdańska szczęśliwa i wiedziała, że to wszystko ma swój sens. 

Dzisiejszego wieczora nie mogła jednak spędzić z Grześkiem i Olimpią.  Dzisiejszy wieczór od wczoraj ma już zaplanowany.  Po pracy szybko pobiegła do supermarketu, by zrobić zakupy i mieć z czego przygotować kolację dla siebie jak i swoich gości. Wdrapała się na czwarte piętro bloku z pełnymi torbami, które postawiła pod drzwiami, żeby wygrzebać z torebki klucze i otworzyć drzwi. Włożyła klucze do zamka, już miała przekręcać, gdy drzwi same się otworzyły.  Odskoczyła jak poparzona, zahaczając o zakupy i przypadkowo rozrzucając je po całej klatce. Jednak po chwili na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, gdy zobaczyła radosną postać brata i usłyszała jego donośny i radosny głos. 

- Ola! Wreszcie jesteś! - utonęła w ramionach młodego chłopaka. 
- Kocham Cię Maciuś - jeszcze mocniej wtuliła się w bruneta, widząc za jego plecami dwoje starszych ludzi, którzy są dla niej najważniejsi. Po chwili wszyscy ściskali się w progu jej mieszkania i mówili, jak bardzo cieszą się ze spotkania. Zebrali zakupy i weszli do środka. Ola wraz z mamą poszły do kuchni, a jej tata z bratem zasiedli przy stole w tymże pomieszczeniu i gawędzili na różne tematy.

Tak dawno nie spędzała czasu w tak radosnej atmosferze i w takim towarzystwie. Od sześciu lat w ich domu gościła również mała blondyneczka, a dzisiejszego dnia poczuła się, jakby czas cofnął się o ten właśnie czas. Cały czas uśmiechała się do rodziny, wręcz śmiała się w głos z opowiadanych przez brata i ojca żartów, a jej rodzicielka uśmiechała się szeroko, ukradkiem wycierając łzy wzruszenia. Kiedy zasiedli do stołu, Ola uświadomiła sobie jednak, że na dłuższą metę nie chciałaby powrócić do tamtych lat. Nie chciałaby jeszcze raz przeżyć wielkiej miłości. Nie chciałaby spędzić wielu wspaniałych chwil. Nie chciałaby wreszcie przeżyć zawodu i płakać przez całe dnie. Nie chciałaby na teście ciążowym ponownie zobaczyć tych dwóch kresek, które zmieniły całe jej życie. Jednak chciałaby, by teraz miała u boku zarówno córkę jak i jej ojca. Chciałaby tworzyć z nimi rodzinę.

- Ola, za dużo ryzykujesz... A co jeśli coś stanie się Małej?
- Mamo, wszystko jest pod kontrolą. Ona ma już sześć lat... - odpowiada matce, wpatrując się w widok za oknem. 
- Pamiętaj, że w każdym momencie możesz to przerwać, córeczko - czuje, jak matka otacza ją ramionami i przytula się do jej pleców. - Kocham was i boję się, że mogę was obie stracić...
- Nie stracisz, mamo... Wszystko się uda. Zostały jeszcze dwa tygodnie... Potem prawda wyjdzie na jaw...

Zamknęła drzwi za rodzicami i bratem i zwyczajnie się po nich osunęła. Głowę ukryła w dłoniach, zamknęła oczy i rozmyślała. Może to wszystko nie jest jej w ogóle potrzebne? Może jej córka spokojnie wychowałaby się bez ojca? Może ona sama znalazłaby sobie kogoś, kto stałby się dla sześciolatki kimś ważnym? Może zrujnuje nie tylko sobie życie przez to, że chce, by było tak jak w przeszłości? Sama już nie wie. Wie, że ta mała istotka jest dla niej najważniejsza, a wybór, czy i jej ojciec chce, by byli rodziną, zelżeć będzie od niego.


~*~*~
Cześć, Siema :D
No i tak oto wyszło na jaw, że Ola... jest spokrewniona z Olimpią :D
Wile się wyjaśniło, ale i tak Grzesiu nie zna jeszcze prawdy. 
Chcecie szaleństw Olimpii?
Może w następnych doczekacie się więcej jej obecności i pomysłów :D
Pozdrawiamy :*
Dzuzeppe & Maniek

Zapraszamy: 

środa, 8 stycznia 2014

4. "To żeś wywinął gafę, ojciec..."

Grzesiek.

Wczorajszy dzień był dla niego czymś całkowicie nowym. Pierwszy raz poczuł się jak prawdziwy ojciec razem ze swoją córką. Odebrał Olimpię od Ali, zabrał ją na pizzę, poszli razem na zakupy, żeby mieć co jeść, byli na spacerze z Frankiem w parku. Całe popołudnie spędzili razem na świetnej zabawie. Wiedział jednak, że nie powinien przywiązywać się tak do tego dziecka, lecz czuł, że inaczej nie może. Zdał sobie sprawę, że nie może odtrącać małej cząstki siebie, bo to tak, jakby odtrącał siebie, jakby nienawidził to, co sam stworzył.

Dzisiejszy ranek od samego początku składał się głównie z samego śmiechu. Wychodząc z sypialni, bosą stopą natrafił na kałużę pozostawioną przed Franka. Znów ryknął krzykiem, Mała znowu się z niego śmiała, a pies patrzył się na niego z pogardą. Skąd to wiedział? Bo czy pies przekrzywiający głowę na widok człowieka to normalny widok? Dziewczynka uciekła do łazienki, żeby się przebrać, a pies skulił się pod jej łóżkiem w pokoju. Sam musiał wszystko sprzątnąć. Zdał sobie jednak sprawę, że to wszystko zaczyna mu się powoli podobać.

Po śniadaniu poszedł do łazienki, by umyć zęby, a dziewczynka podreptała za nim. Zdziwił się, że zaczęła robić to samo co on. Uśmiechnęła się tylko do niego, wypłukała buzię i pobiegła do salonu. Spojrzał w lustro. Zobaczył młodego mężczyznę o niebieskich oczach, z lekkim zarostem, o ponadprzeciętnym wzroście. Gdy przymknął powieki, zobaczył wokół  siebie jeszcze dwie osoby. Jedną małą blondyneczkę, która wesoła biegała z psem i dorosłą kobietę, która byłaby złudnie podobna do jego córki, a jednocześnie na palcu miałaby obrączkę. Tak właśnie powinna wyglądać jego rodzina.

- Tato, gdzie jedziemy? - usłyszał z tyłu swojego samochodu głos małej blondynki.
- Na hale... Ja mam trening, a ty sobie grzecznie posiedzisz na trybunach - powiedział, 
otwierając drzwi przed Olimpią.
- A na długo?
- Dwie godziny... - weszli do budynku o udali się na salę.
- Ale co ja będę tam robić? - odwrócił się w stronę dziewczynki i nie patrzył na drogę. Po chwili poczuł, że zderza się z kimś. Zobaczył kobietę. Taką jaką widział w swoich rannych wyobrażeniach. Piękna, wysoka blondynka, złudnie podobna do Olimpii. - To żeś wywinął gafę, ojciec...
- Przepraszam najmocniej panią - zaczął się tłumaczyć i przepraszać, kobieta tylko uśmiechała się co chwilę, a Olimpia pokazywała chytry uśmieszek. - Tak w ogóle to Grzesiek jestem, a to moja córka Olimpia.
- Miło mi, Ola.
- Pracuje tu pani? - zapytał kobiety.
- Od niedawna tak.
- No i widzisz tatku, problem rozwiązany. Ja zostaję z panią Olą, a ty idziesz sobie spokojnie trenować - chwyciła zdezorientowaną kobietę za rękę i odeszła z nią, a Grzegorz dopiero po chwili pobiegł do szatni i zaczął trenować.

Nie mógł uwierzyć w to, że na jego drodze stanęła kobieta, którą kilka godzin wcześniej wyobrażał sobie w marzeniach.  Przecież to nie może być możliwe, aby tak po prostu wpaść na kogoś, kogo zobaczyło się dzięki wyobraźni.  Jednak w tej chwili zaczął liczyć się jedynie udany trening. Grzesiek nawet nie bał się, że małej może się coś stać.  Czuł, że Olimpia jest w dobrych rekach, które nie raz jeszcze się będą ją zajmować. 


Ola.

- Gdy nie pójdę do pracy, nie zjem jutro kołaczy.- powiedziała dziewczyna leżąc w łóżku przykryta pod nos kołdrą. Nie miała zamiaru wstawać, w łóżeczku było tak cieplutko i przyjemnie. Lecz gdy pomyślała o braku pieniędzy wywlekła się z niego i ogarnęła się w trymiga. 
Aleksandra była typem osoby spóźnialskiej, więc nic dziwnego, że spóźniła się do pracy. Biegła do kafejki jak oszalała, po drodze złamałaby obcas, zgubiła dwa razy klucz i upuściła swój telefon. Ponad to wpadła na coś... a raczej kogoś. Już chciała się wydrzeć na mężczyznę, ale powstrzymała się, gdy sam wyszedł z inicjatywą i przeprosił ją. Dotarła do drzwi cała i zdrowa z małą dziewczynką. Nigdy nie była dobra w wychowywaniu dzieci, takie geny.
- Mogę mówić do ciebie ciocia?
- Oczywiście, że możesz.
- To dobrze. Głodna jestem, zjemy coś?- zapytała mała, gdy Łomacz był poza zasięgiem ich wzroku.
- A co proponujesz?
- Grochówkę! I bigos!
- Chcesz, żebyś puszczała bąki?- zapytała się blondynki.
- Może minie ci do spotkania z tatą.- odpowiedziała pod nosem i wzięła do ręki telefon wybierając numer do restauracji.

Po kilku godzinach Grzesiek wrócił odebrać córkę. Ola z wielkim uśmiechem oddała w jego ręce Olimpię i odetchnęła z ulgą. Nie musiał się przejmować czy blondyneczka chce oglądać Nickelodeon czy jednak woli Disney Channel. Już i tak za dużo nasłuchała się piosenki z czołówki SpongeBob i piosenek z "brazylijskiego tasiemca" Violetty. 
- Ubierz się, a ja pogadam z Olą.- powiedział Grzesiek do córki, więc ta inteligentna sześciolatka wzięła swoje ubranie wierzchnie i wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi. 
- Mała ma niezły temperament, po mamusiu?- zapytała kelnerka patrząc się w oczy siatkarza.
- Nie znam jej matki.
- To ty ją urodziłeś, że nie znasz matki?- dziewczyna wyglądała komicznie. Jedną dłonią podparła biodro, druga zwisła wzdłuż tali. Usta miała rozchylone, jedną z brwi uniesioną, a  oczy szeroko otwarte.
- Nie, mała sama się podrzuciła na wycieraczkę.
- Aha. Spryciula...
- Miałabyś ochotę iść ze mną na obiad?- zapytał znikąd Grzegorz, zdziwioną dziewczynę. Sam był zdziwiony, że z taką łatwością przyszło mu zaproszenie jej do restauracji.
- Z wielką chęcią.
- Dzisiaj, gdy skończysz pracę?
- Jasne, ale co zrobisz z małą? W końcu, ja się nią nie zaopiekuje.- uśmiechnęła się do niego, a on przyjął minę myśliciela.
- Poproszę znajomą, żeby się nią zaopiekowała. Miała rękę do dzieci.
- To załatwione. Będę czekać przed halą.
- Przyjadę, cześć.- przytulił ją na pożegnanie i ruszył w stronę drzwi.
- Pa, Grzegorzu.- odpowiedziała cicho i wróciła do nudnego, szarego życia kelnerki.

Grzesiek i Ola świetnie się razem bawili. Łomacz cały czas żartował wywołując uśmiech na twarzy kobiety. Uznał również, że będzie Gentlemanem i zapłaci za obiad. Ta sprawa wyszła dziewczynie na rękę, bo ledwo wiąże koniec z końcem i nigdy nie wyobrażała sobie, że zje obiad w tak wytwornej restauracji. 

Idąc gdańskimi ulicami poznawali się bliżej. Jednak dziewczyna miała w sobie blokadę i nie chciała otworzyć się przed Grześkiem. Wymyślała różne historię, byleby zatuszować przeszłość, która była cholernie raniąca. Nie chciała do niej powracać, nie przy nim, gdyż wiedziała, że jej wrażliwość zostanie wystawiona na próbę.

- Kiedy grałem w Jastrzębiu spotykałem wiele kobiet, w większości fanki siatkówki. Nie byłem szczęśliwy takim przebiegiem zdarzeń, bo w pamięci zachowała mi się ta dziewczyna z którą spędziłem wakacje. Gdy wyjechałem na Śląsk kontakt się urwał i żałuje.- odpowiedział mężczyzna.
- Ja też miałam chłopaka, w którym zakochałam się na zabój. Był miły, zabawny, troskliwy, mówił, że kocha mnie najmocniej na świecie. Po pewnym czasie zapomniał o mnie, był za bardzo zajęty karierą. Załamałam się, zaczęłam miewać humorki, bo miałam zaledwie 19 lat, a kochałam go jakbym miała 30 lat. Po jakimś czasie ponownie zaczęłam go widywać, ale on mnie nie poznawał. Więc uznałam, że muszę podjąć jakieś kroki i wbić mu do głowy, że to ja jestem jego byłą miłością.
- A co to za kroki, jeżeli mogę wiedzieć?
- Przeprowadziłam się do Gdańska, z daleka od mojego rodzinnego miasta. On został wysłany nad morze z powodu pracy, która tego wymaga. Pracuje w dużej korporacji, zarabia całkiem niezłą sumkę, ale zapomniał o swojej rodzinie i zmienił się. Więc czasami myślę czy był sens przeprowadzać się do Trójmiasta, skoro on nie widzi nic poza pracą, pieniędzy i kobietami, a o swojej rodzinie nawet nie wspomina?
- Był sens. Mamy wiele wspólnego.
- Nawet nie wiesz jak wiele.- odpowiedziała pod nosem zielonooka.
- To się dowiem, jeżeli mi tylko pozwolisz.- złapał ją za podbródek i chciał pocałować, ale przeszkodził im telefon. Do Grzegorza dzwoniła nijaka Ala, która aktualnie opiekuje się Olimpią. Zauważyła, że mała jest psotnicą, ale nie do tego stopnia, żeby słyszeć krzyki w słuchawce telefonu.
- Będę musiał jechać, przepraszam cię najmocniej. Oli zaś szaleje...
- Nic się nie stało. W końcu ja jutro też idę do pracy, więc powinnam uciekać do mieszkania.
- Odwiozę cię.
- Nie musisz, to kilometr drogi stąd. Dziękuję za mile spędzony czas.- skradła mu całusa w policzek.- Do zobaczenia.

~*~*~
Witajcie ;*
Rozdział dodany z lekkim poślizgiem, przez moją głupotę. W każdym bądź razie, następny będzie dodany tak jak zawsze, czyli poniedziałek ;) Co ja mogę napisać? Grzesiu się rozpędza i chce poderwać naszą bohaterkę, Olimpia szaleje, jak to dziecko, a Ola opowiada o swojej przeszłości, może nie ze szczegółami, ale jest :P 
Pozdrawiam was serdecznie, Maniek wraz z Dzuzeppe, z którą nie mam pojęcia co się stało :(