niedziela, 20 lipca 2014

15. "On mimo wszystko nadal cię kocha! Ba! Ciebie i Olimpię..."

Ola. 

Całe święta spędziła z córką na spacerach po górach i jeździe na nartach na ośnieżonych trasach. Doskonale pamięta, jak lata temu była razem z Grześkiem na szkolnym wyjeździe w góry, kiedy jeszcze to nie byli razem. Pamięta, jak nieśmiało próbował nauczyć ją jeździć, jak dziwnie było mu trzymać ją za ręce, jak uciekał spojrzeniem, gdy tylko zerknęła w jego oczy. Tak bardzo chciałaby wrócić do tamtych lat. Wie jednak, że te beztroskie lata już nie wrócą, że nigdy nie będzie już tak doskonale, jak było przez te kilka tygodni spędzonych z Grześkiem w kończącym się za kilka dni roku. Nie wróci już jego zaufanie, czułość, przede wszystkim miłość, którą znów ją obdarzył. Serce mówi, że powinna wrócić, szczerze z nim porozmawiać. Rozum jednak każe zostawić go w spokoju i przestać mieszać w życiu.

- Przyjedziesz na Sylwestra z Małą do Gdańska? - słyszy radosny głos Maćka w telefonie. Z jednej strony uśmiech wpływa na jej usta, z drugiej do oczu napływają łzy. - Będą rodzice, poznasz moją dziewczynę... Olka, nie możesz wiecznie się ukrywać...
- Przyjadę. Muszę zmierzyć się wreszcie z tym, co sama nawarzyłam. Musze wyjaśnić wszystko Grześkowi - pozwala, by pojedyncze  łzy spływały po jej twarzy.
- Właściwie, to ja z nim rozmawiałem...
- O czym? - jej brat milczy, teraz nie ma odwagi, by się odezwać. - Maciek, co mu powiedziałeś?! - wręcz krzyczy do telefonu, budząc córkę
- Opowiedziałem mu o tym, jak byłaś w ciąży, jak sobie radziłaś... Powiedziałem mu, że jesteś chora... Olka, on jeździł po Warszawie i Gdańsku i cię szukał! On mimo wszystko nadal cię kocha! Ba! Ciebie i Olimpię...
 - Maciek, przestań, proszę... Przyjdę do ciebie, do rodziców, ale proszę nie mów o tym nikomu, niech to będzie nasza tajemnica...
- Ola...
- Proszę...
- No dobrze, nikomu nie powiem.

Z lekko wyczuwalnym uśmiechem siada na swoim łóżku w wynajmowanym razem z córką pokoju w góralskim pensjonacie. Czuje ciepło wypływające z serca, gdy jej mała kopia wbiega do pokoju z córką właścicieli oraz Frankiem i wesoło opowiada jej, co dziś robiła. Tak bardzo chciałaby widzieć swoje dziecko każdego dnia z tak pięknym uśmiechem na twarzy. Chciałaby móc zobaczyć, jak biega z ojcem po parku, jak przytula się do niego z całych sił, jak przytula się do ich obojga. Po chwili matka drugiej dziewczynki zaprasza ją i Olimpię na kolację, więc chwyta swoją córeczkę za rękę i schodzi do jadalni, gdzie od dobrych kilku chwil Franek pałaszuje już swoją karmę. Fizycznie czuje się źle, psychicznie jeszcze jakoś daje radę. Ma w końcu dla kogo być silna. Po posiłku zostawia córkę w dobrych rękach właściciela pensjonatu, a sama wychodzi na zewnątrz z psem. Puszcza go, by mógł pobiegać, a sama siada na drewnianej ławce w altanie. 

- Ola, chcesz porozmawiać? - dosiada się do niej Agnieszka, właścicielka miejsca, w którym znajduje się z dzieckiem. - Widzę, że nie jesteś taka radosna, jak za każdym razem, gdy tu przyjeżdżałaś. Chcę ci jakoś pomóc...
- Myślę, że nikt nie jest w stanie mi pomóc, jeśli ja sama sobie na początku nie pomogę... - rozkleiła się i po raz pierwszy powiedziała prawdę o Olimpii, o Grześku, o ich "znajomości". Nie pomijała również szczegółów, dlaczego postanowiła powiedzieć Łomaczowi prawdę. Chciała jedynie, żeby jej dziecko miało ojca. Przecież myślała, że to wszystko potoczy się jakoś inaczej...
- Przecież ty go nadal kochasz... Nigdy nie przestałaś. 
- Ale on mnie nienawidzi - westchnęła, spoglądając na biegającego Franka. - Jutro wracam do Gdańska! - wreszcie to zrobiła. Zadecydowała, czego chce. Nie obchodzi ją to, że Grzesiek może nie chcieć z nią rozmawiać. Ważne jest przecież to, że ona go kocha, że chce zawalczyć, dla siebie, dla córki, dla niego samego.
- Jesteś mądrą kobietą, Olu...

Wszystkie rzeczy spakowała w niespełna godzinę, kiedy to jej córka smacznie już spała. Kiedy wszystko było już spakowane wreszcie mogła położyć się obok córki i Franka, zamknąć na chwilę oczy i pomyśleć, jak to wszystko rozegrać. Przecież nie zapuka tak zwyczajnie do Jego drzwi i nie rzuci mu się w ramiona. Musi porozmawiać z nim na spokojnie. Dotknęła dłonią jej czoła, po chwili delikatnie je pocałowała. Zasnęła, a jej myśli i sny były już w Gdańsku, układały swoje własne scenariusze rzeczywistości, która czeka na nią w mieście Neptuna. Z samego rana spakowała walizki do samochodu i ruszyła z Olimpią do miejsca, które spokojnie nazwać może domem. Dziewczynka była zaskoczona, jednak uśmiech na jej ustach utwierdzał Olę w przekonaniu, że to odpowiedni czas i odpowiednia decyzja, że tylko w ten sposób odbuduje wszystko, co potrafiła zburzyć do ruin.


Grzesiek.

Większość ludzi w Polsce jest zabiegana w poszukiwaniu strojów, dodatków czy miejsc na zabawę sylwestrową. Biegają po galeriach handlowych, wydają masę prezentów, którymi spokojnie zrobiliby drugą wigilię. Irytuje cię widok ich uśmiechniętych twarzy, gdy musisz przebywać wokół nich. Bartek wyciągnął cię na siłę z mieszkania. Ledwo co wróciłeś od rodziców, ledwo co "odpocząłeś" po świętach, ledwo co starasz się podnieść po załamaniu, bo jesteś sam, bo nie ma Oli i Olimpii. Nie mogłeś mu jednak odmówić, jest twoim przyjacielem, kimś kto cię rozumie i zawsze wspiera tak samo jak Ala. Nie pomyślałby jeszcze kilka tygodni temu, że dwójka jego najlepszych przyjaciół stworzy związek, który będzie go cieszył, a oni sami będą tacy szczęśliwi. Gawryszewski przechadza się pomiędzy sklepowymi półkami z alkoholem, który zostanie wykorzystany już podczas jutrzejszego wieczoru i nocy. Ty snujesz się za nim, jak cień samego siebie i odpowiadasz na jego pytania.

- Olka się odezwała? - pyta w końcu, zastanawiając się jakiego i ile sztuk szampana wybrać. Zabawnie wykręca głowę, jakby wszystko wyliczał w pamięci. Nie wątpisz w jego zdolności matematyczne, jednak i tek pewnie znów czegoś zabraknie, jak rok temu, gdy przypadła wam obu z siatkarskiego kręgu ta sama rola kupienia szampana i innych napoi wyskokowych.
- Do mnie nie - pakujesz razem z nim kilka butelek do koszyka na kółkach. - Od Maćka wiem, że obie są bezpieczne, że gdzieś wyjechały, nikt nie wie gdzie, że Olka musi wszystko sobie sama poukładać. - Bartek dalej przemieszcza się alejkami.
- I ty tak spokojnie na to reagujesz? - zatrzymuje się nagle, jakby dopiero zrozumiał twoje słowa. Mało co na niego nie wpadasz. - To w ogóle do ciebie nie podobne - wzdycha ruszając w kierunku "lekkich" alkoholów dla pań. - Jeszcze miesiąc temu rozszarpałbyś ją na strzępy, a teraz tak spokojnie o niej mówisz... - przegląda różnego rodzaju alkohole, z których część wpada do koszyka. - A co będzie, jak obie wrócą do Gdańska? - spojrzał wreszcie na ciebie.
- Nie wiem, co będzie - westchnąłeś pchając wózek w kierunku kas. - To wszystko? - wskazałeś na wasze zakupy. 
- Tak, możemy iść do kasy.

Po odwiezieniu całego ekwipunku do klubu, w którym odbędzie się wasza impreza sylwestrowa dla innych siatkarzy, koszykarzy, innych trójmiejskich sportowców, sponsorów, czy zwykłych gości organizowana przez kluby sportowe, odwozi Bartka pod mieszkanie Ali, a sam wraca do swoich pustych kątów, gdzie nikt na niego nie czeka. Wieczorem, gdy leży już w łóżku przychodzi do niego SMS. Jakiś anonimowy numer, więc nawet go nie odczytał. Przekręcił się na drugi bok i zasnął licząc na to, że nadchodzący rok będzie lepszym od poprzedniego. Jego myśli odpłynęły daleko, sen zawładnął nad organizmem. Rano budzi się choć w drobnej mierze wyspany i w lepszym nastroju. Sięga po telefon i śledzi kolejne linijki tekstu, który wczoraj został ci przysłany.


"Tatusiu, tu Olimpia i Maciek. Jesteśmy z Mamą 
w Gdańsku. Napiszę jutro. Kocham Cię Tatusiu."

Wyzywa się od najgorszych w myślach, że wczorajszego wieczora zignorował tę wiadomość, że nawet jej nie przeczytał. Nie wie, co ma robić, jak się zachować, może powinien zerwać się z łóżka, wybiec z domu? Tylko co to da, skoro nie wie, gdzie są, gdzie zatrzymały się dwie najważniejsze mimo wszystkich sytuacji kobiety jego życia. Mieszkanie było wynajęte tylko na ten miesiąc, więc tam nie będzie ich na pewno. Jest w czarnej dupie, musi czekać i liczyć na pomysłowość i litość swojej małej córeczki. Snuje się po mieszkaniu, próbując ułożyć sobie w głowie to, co może się wydarzyć dziś, jutro, a może za kilka dni? Po upływie kilku kolejnych godzin, a braku kolejnych wiadomości zaczyna szykować się do imprezy sylwestrowej. Kiedy ma już zamiar zakładać pantofle i płaszcz otrzymuje kolejną wiadomość. 


"Tatusiu, idź na bal i czekaj na wskazówki."

Wychodzi z mieszkania, wsiada w zamówioną taksówkę i udaje się do hotelu nad samym brzegiem Bałtyku. Dociera na miejsce, gdzie widać już tłum ludzi. Wysoki budynek w renesansowym stylu z pięknym ogrodem zasypanym teraz śniegiem. Oświetlonym milionem małych choinkowych jasnych lampek chodnikiem zmierza ku wejściu. W środku jest równie imponująco niż na zewnątrz. Człowiek jakby cofał się w czasie o kilkaset lat. Odnajduje stolik przeznaczony dla siatkarzy, zajmuje swoje miejsce, zaczyna zabawę.
"Bardzo dobrze tatusiu. Jeszcze kilka godzin. 
Baw się, a i ja, wujek i mama będziemy szczęśliwi."

Bawi się, tańczy z partnerkami swoich kolegów, zaprasza do tańca inne kobiety, których nie zna. Spełnia życzenie swojej córki. Który ojciec postąpił by inaczej? On stara się być najlepszym. Najlepszym na jakiego go stać. Najdłużej tańczy jednocześnie ucinając sobie pogawędkę z Alą. W końcu znają się już 6 lat, jest jego przyjaciółką, nie raz pomagała mu w trudnych chwilach, czy też ratowała tyłek.Jest dla niego jedną z najważniejszych osób, więc powiedział je o wiadomościach, o tym co przeczuwa. W końcu przed samą północą postanowił opuścić lokal i wyjść na świeże powietrze.


"Plaża Tatusiu. Światła zaprowadzą cię do domu..."

Poszedł w tamtym kierunku. Czuł się, jakby dziewczynka obserwowała go z góry, jakby znała jego drogę, zanim sam po niej stąpnie. Wreszcie poczuł pod bytami zmieszany ze śniegiem piasek. Plaża była kompletnie pusta. Zauważył jedną małą świeczkę. To jakiś znak, pomyślał. Czym prędzej zaczął rozglądać się wokół siebie. Gdzieś nad miastem zaczęły wybuchać już pierwsze próbne fajerwerki. Dostrzega w oddali kolejną świeczkę, a za nią inne. Wręcz biegnie mijając kolejne. W końcu dostrzega trzy postacie. Dwie z nich oddalają się, uśmiechając się do niego, zostaje jedna. Ona. Ola. Podchodzi bliżej, śnieg skrzypi pod jego stopami.

- Przecież mieliście już wracać do domu... - dziewczyna odwraca się do tyłu, zauważa go. Grzesiek widzi zaskoczenie na jej twarzy, widzi lęk.  - Skąd wiesz? - pyta jakby w otoczenie nawet na niego nie patrząc. - Olimpia i Maciek prawda? - całkowicie odwraca się od niego, patrzy w morze. - Ukartowali to, tylko że ja chciałam się z tobą spotkać! - głos zaczyna jej drżeć, tak samo jak ciało. Chłopak stoi jednak nadal niewzruszony. - Chciałam wszystko ci wyjaśnić...
- Ola - przerywa jej, podchodzi bliżej i chwyta za ramiona. - Kochasz mnie? - Każdy wie, że odpowiedzi na takie pytanie są dwie, jednak trudno którąkolwiek wypowiedzieć dziewczynie. - Proszę, powiedz, że mnie kochasz, że zaczniesz leczenie, że już nigdy więcej mnie nie opuścisz, ani nie zostawisz mnie i Olimpii... Obiecaj!
- Obiecuję, Grzesiu...



~*~*~Maniek: Mamy z Dzuzeppe przeskok czasowy, bo w opowiadaniu jest Sylwester a my mamy wakacje, dlatego też nie ma rozdziałów tak często :( Ale odwdzięczymy się następnym razem ;) 
Czy sądzicie, że Olimpia wraz z Maćkiem to niezłe połączenie? Jak dla mnie świetne :D Nie wspominając o głównej parze, Grzesiu i Oli :]
Pozdrawiam :*


Dzuzeppe: Przepraszam ze swojej strony za obsówę ;)
Zapraszam: Żądza Osiemnasta. i Pytania.
Całuję :*