wtorek, 31 grudnia 2013

3. "Ja Ciebie też kocham, córeczko..."

Grzesiek.

Wiedząc, że tuż za ścianą śpi jego córka, nie mógł zmrużyć oka. Cały czas wiercił się na łóżku, przekręcał z boku na bok. Nie mógł pojąć tego, że przez najbliższy czas będzie za kogoś odpowiedzialny, będzie musiał się kimś zajmować, być dla kogoś wzorem do naśladowania. Chce, by Mała poczuła się u niego tak dobrze, jak on czuł się w swoim domu. Chce, by jego kawalerskie mieszkanie stało się domem rodzinnym, który Olimpia pokocha i będzie chciała wracać tu tak często, jak tylko będzie mogła. Bo jedno już wie. Jeśli dziewczynka jest jego biologiczną córką, nie pozwoli, by znowu zniknęła z jego życia.

W końcu podnosi się z łóżka, kieruje się do wyjścia z sypialni, by następnie uchylić drzwi do małego pokoiku, który tymczasowo zajmuje sześciolatka i jej pies, labrador Franek. Skrada się i siada na skraju jej łóżka, a pies nawet nie drgnie, wylegując się pod oknem na kocu. W głowie ma tysiące myśli. Najważniejsza jest ta, która zastanawia się nad potencjalną matką dziewczynki. Myśli również o tym, czy może pogłaskać ją po główce, ucałować czoło, otulić pościelą i tak po prostu wyjść. Nie wie, czy to jest na miejscu. Czuje jedynie, że tak robi prawdziwy ojciec. Ojciec, który kocha swoją pociechę.

- Kocham Cię, tato... - słyszy delikatny i cichy głosik dziewczynki, całuje jej czoło i udaje się do drzwi.
- Ja Ciebie też kocham, córeczko... - zamyka drzwi i wie, że wreszcie może spokojnie zasnąć.

Tej nocy nic nie przeszkadzało mu już we śnie. Opadł na łóżko i od razu jego powieki opadły w dół, a ciało oddało się spoczynkowi. Śnił. O sobie. O Małej. O jej matce, której nawet nie zna aktualnego wyglądu. Śnił o ich trójce jako... rodzinie. Pełnej, kochającej się rodzinie, czekającej na zbliżające się jej powiększenie. Śnił o nocach spędzonych z piękną kobietą, dzięki której Olimpia jest taka idealna dla jego oczu. Przez ten czas jaj matka też taka była. Idealna dla niego. Miał ją na wyciągnięcie reki. Wiatr rozwiewał jej włosy, a on stało i chciał ją do siebie przyciągnąć, lecz usłyszał hałas...

Obudził się. Cały zalany potem, lecz na jego twarzy gościł uśmiech. Żałował jedynie, że nie może z powrotem zobaczyć twarzy, uśmiechu, oczu... Że nie może zobaczyć matki swojego dziecka. Przetarł oczy i ruszył do skamlającego na korytarzu psa. Nawet nie pomyślałby, że Franek może być tak dobrze wychowany. Założył dres i wyszedł z nim na spacer, przy okazji kupując bułki na śniadanie, wędlinę, ser i świeże pomidory, a dla psa suchą karmę. Pół godziny później kończył wykładać na talerz stos kanapek. Podreptał do pokoju dziewczynki. Widząc pałaszującego jedzenie Franka w przedpokoju, uśmiechnął się.

- Olimpia... Pobudka.
- Jeszcze chwila, tato... - usłyszał w odpowiedzi. Nie spodziewał się, że dziewczynka tak się do niego przekona, że będzie taka pewna siebie, że tak na niego będzie mówić. Uśmiechnął się sam do siebie, ale w momencie, gdy usłyszał cichy rechot dziecka od razu oprzytomniał. - Franek właśnie sika ci na buta, tato - wybuchła głośnym śmiechem, a Grzegorz krzykiem.
- Przecież przed chwilą byłem z nim na spacerze... - tłumaczył się już w kuchni, patrząc na zajadającą kanapki Oli.
- To jest Franek, jego nie ogarniesz... Tylko przy mamie jakoś się trzyma w ryzach.
- Mamie? - kiwnęła głową. - Olimpia, powiedz mi, proszę, kim jest twoja mama?
- Jest wspaniałą kobietą, tato... Więcej ci o niej nie powiem...

Po śniadaniu oboje umyli się i przebrali w dzienne ubranie. Grzegorz musiał iść na trening, a Olimpii zostawić samej z psem w mieszkaniu nie mógł. Jedynym wyjściem był telefon do Alicji. Po krótce opowiedział jej całą historię, zostawił u niej Małą, a sam ruszył na trening. Ma dwie godziny na to, aby zastanowić się nad tym, co będzie dalej...


Ola.

Poniedziałek. Pierwszy dzień w nowej pracy, początek ostatniej szansy. Wszystko od samego rana nie udawało się jej. Najpierw spaliła tosty, potem rozwaliła kran przy wannie, poślizgnęła się na płytkach i zrobiła sobie ogromnego siniaka na boku, ubranie założyła tył na przód, pomalowała się krzywo i musiała robić wszystko od początku. Najgorsze było to, że nie uniknie spóźnienia. Już na samym początku ma pod górkę, a później może być jeszcze gorzej.

Wpada do budynku. Jej obcasy głośno uderzają o holowe płytki, a ona sama ledwo utrzymuje na nich równowagę. Przypadkowo spotkanego mężczyznę pyta o drogę do kawiarenki i po chwili pędzi we wspomniane miejsce. Zdyszana zatrzymuje się przed przezroczystymi drzwiami, gdzie czeka na nią trzydziestokilkuletni letni mężczyzna w garniturze z teczką pod pachą i telefonem przy uchu. Gestem dłoni prosi cię, abyś chwilę poczekała, a już po chwili kończy rozmowę i mówi do ciebie.

- Aleksandra Siemieniuk? - kiwa głową i ściska jego dłoń. - Piotr Należyty, prezes Trefla. Miło mi.
- Mi również.
- Zapraszam zatem panią do środka - otwiera drzwi i oprowadza dziewczynę po całym pomieszczeniu. Na sam koniec przedstawia ją kucharzowi, który pracuje tu. Od razu łapią ze sobą wspólny kontakt i żartują na kuchenne tematy. Niestety po chwili Krzysiek wychodzi, a Ola podpisujesz umowę z prezesem.
- Mam nadzieję, że będzie się tu pani dobrze pracowało. Klucze zostają w zamku i od dziś będzie pani za nie odpowiadać. To znaczy będzie pani otwierać i zamykać lokal. Niech się pani nie przerazi, jeśli od czasu do czasu zawita tu jakiś siatkarz. Często jedli tutaj śniadania czy obiady, dzięki życzliwości Krzysia, który gotuje dla nas tutaj wszystkich - uśmiecha się przyjaźnie.
- Może mnie polubią - odwzajemnia uśmiech.
- Na pewno. Muszę już iść, bo spotkanie ze sponsorami właśnie zaraz mi się zaczyna. Życzę pani powodzenia.
- Nie dziękuję.

Ustawia po swojemu stoły i krzesła. Planuje, jakie dodatki kupić. Myśli nad najlepszymi ofertami, które mogę sprzedać się przy okazji meczy. Chce, by byli z niej zadowoleni. Pracę kończy razem z końcem treningu miejscowych siatkarzy. Kilku z nich już poznała. Każdy z tych ciężko pracujących na sukces sportowców jest niezwykle sympatyczny. Jarosz nie obraził się za to, że uśmiechnęła się na widok jego włosów. Milczarek nie skomentował w żaden sposób tego, że wypomniała mu odstające uszy. Żebrowski jedynie się zaczerwienił, gdy powiedziała w żartach, że może być jej księciem. 

Posmutniała dopiero wtedy, gdy wchodząc do mieszkania zobaczyła totalną pustkę, a do jej uszu dotarło jedynie tykanie zegarka. Skoro ten dzień od teraz jest już koszmarem, to co będzie przez te wszystkie następne? Czy przebrnie przez próbę czasu? Czy wytrzyma? Czy da radę żyć sama, udając, że przeszłości nie ma? Będzie musiała. Tylko tak może wrócić do czasów, za którymi tak bardzo tęskni.


~*~*~

Maniek: Widzicie, Olimpia jak każde dziecko manipuluje tatusiem :) Ma charakterek :D 
Grzesiu się jeszcze nie domyśla kto jest mamą, a wy? :P
Dzuzeppe: Ja się o Oli wypowiem :P Zdobyła pracę i teraz codziennie będzie widywać Grześka. Jak myślicie, kim jest ta nasza Ola? :P 

Jako, że jestem głupia i w ogóle nienormalna to zapraszam na:

poniedziałek, 23 grudnia 2013

2. " Tato, mam cię uczyć, skąd dzieci biorą się na świecie?"

Grzesiek.

- Przepraszam, że niby kim ty dla niego jesteś? - Alicja wskazała na dziewczynkę.
- Przecież już tłumaczyłam... - westchnęła Olimpia, zajadając się kanapkami, które jeszcze dziesięć minut temu przeznaczone były dla pary przyjaciół. - Jestem córką tego oto tu mężczyzny.
- Nie... Ja czegoś tu nie rozumiem, jak to moją córką? - zapytał wreszcie główny zainteresowany.
- Tato, mam cię uczyć, skąd dzieci biorą się na świecie? - mała spytała podejrzliwie, gdyż nie wiedziała czy jej ojciec uczęszczał na zajęcia W.D.Ż. czy już wtedy wolał treningi siatkówki.

Na tym rozmowa między trójką obecnych w kuchni się zakończyła. Grzesiek poprosił dziewczynkę, by ta zobaczyła, czy w telewizji nie ma jakiś bajek. Oczywiście nie wiedział, że mała spryciula tylko uruchomiła wielką plazmę, a tak na prawdę czyhała pod drzwiami i nasłuchiwała, kiedy to Ala opuści mieszkanie. W gruncie rzeczy była dokładnie taka sama, jak on w dzieciństwie. Gdyby tylko wiedział, jak zachowuje się mała, od razu przypomniałyby mu się jego własne numery,  gdy przed dziurkę od klucza podglądał, gdzie rodzice chowają prezenty na święta, czy gdzie mama chowa słodycze w kuchni.

Nie chciał, by ten dzień się tak zaczął. Nie chciał mieć jakichkolwiek problemów czy zobowiązań. Nie chciał życia z odpowiedzialnością. Przecież on sam był jeszcze dzieckiem, które przez przypadek osiągnęło już wiek dwudziestu siedmiu lat i wzrostu około stu dziewięćdziesięciu centymetrów. Nie chciał być dla kogoś wzorem. Nie chciał wiedzieć, że ktoś może przez niego cierpieć. Ktoś tak bliski, jak dziecko. Ale przecież nie wiedział jeszcze, czy dziewczynka o delikatnej urodzie rzeczywiście żyje dzięki niemu. Nie wiedział i chyba nie chciał wiedzieć, ale musiał.

Kiedy tylko jego mieszkanie opuściła zdenerwowała Ala, zamknął się w swojej sypialni, położył na łóżku i próbował znaleźć w pamięci każdy moment, kiedy ta mała istota siedząca za ścianą mogła zostać powołana do życia. Dokładnie przekopywał nawet najmniejsze urywki wspomnień, lecz żadna ze wspomnianych przez Grzegorza dziewczyn nie pasowała mu na matkę. Pamiętał o Karolinie - wiecznej marzycielce, która zaraz po maturze chciała wyjechać do Paryża i tam zająć się karierą modelki, myślał o Magdzie, która cały wolny czas dzieliła między niego, a czytanie kolejnych części "Harry'ego Potter'a", uśmiech wkradł mu się na twarz, gdy przymknął oczy, a zobaczył piękną, uroczą, inteligentną i tą jedyną, która była tylko jego. Nie miał pojęcia, czy któraś z nich jest matką Olimpii, czy jest nią może jeszcze inna kobieta.

- Musimy porozmawiać... - zaczął spokojnie, a widząc uroczą twarz dziewczynki po prostu podszedł do kanapy, na której siedziała i ulokował się obok niej. - Oli... Powiedz mi, to jakiś żart prawda?
- Nie tato... 
- Ale skąd ja mogę mieć pewność, że jesteś moją córką? - zapytał błagalnie, oczekując podpowiedzi.
- Mama powiedziała, że jesteś bardzo mądry...Poradzisz sobie. Zostaję z Tobą przez miesiąc. Przez ten czas musisz sam odkryć, jak nazywa się moja mama...
- Ale daj mi chociaż jakikolwiek dowód na to, że mam ci wierzyć.
- Podwiń rękaw koszulki - instruowała go.
- Po co?
- Zobaczysz... - wykonał polecenie, a dziewczynka chwilę po nim zrobiła to samo i przystawiła swoją drobną rączkę do jego ramienia. - Popatrz na nasze barki. Widzisz - wskazała na małą bliznę w kształcie kwadratu. - Jest taka sama jak Twoja, tato...
- To nie możliwe - dotknął skóry dziecka. - Jesteś... moją...
- Córką, tato...


Ola.

Powolnym krokiem przemierza gdańskie ulice, które dopiero co poznaje. To nie jest jej miasto, nie jej rzeczywistość, nie jej miejsce na ziemie. Przynajmniej w tym momencie jej egzystencji, gdzie jej całkowicie sama. Nie tak miało wyglądać jej życie. Miało przecież być jak w bajce. Miała być księżniczką z wieży, po którą przybył wysoki książę i zabrał do siebie. Mieli być rodziną. Razem panować nad królestwem czyli wspólnym życiem. Budzić się przy sobie. Zajmować się najukochańszymi dziećmi, które miały być owocem ich miłości. Mieli być po prostu ze sobą już na zawsze.

Niestety bajka się skończyła, a ona musiała wrócić do rzeczywistości. Cierpieć i jednocześnie radować się, patrząc na otaczające ją środowisko. Musiała radzić sobie ze wszystkim przy pomocy jedynie rodziców i braci. Dała sobie radę. Stanęła na nogi. Pokazała światu, że może, że jest czegoś warta, że potrafi. Najbardziej jednak brakowało jej tej drugiej połówki. Zawsze. W każdym momencie. Nawet wczoraj, kiedy to rozmawiała z kimś.

- Na pewno dasz sobie radę? - zapytała troskliwie.
- Jak nie ja, to kto? - zaśmiała się jej współrozmówczyni. - Obiecuje, że będziesz szczęśliwa, że ta bajką, którą mi opowiadałaś, jeszcze się nie skończyła, a jedynie na chwilę zawiesiła. Obiecuję, że już niedługo odzyskasz swoje przeznaczenie, bo i dla mnie to wszystko jest bardzo ważne.
- Boję się o ciebie...
- Nie masz o co. Poradzę sobie...

Cały wczorajszy dzień był dla niej okropnie trudny. Nie myślała, że znalezienie tego cholernego adresu będzie takie trudne. Kiedy już się udało zaparkować pod właściwym blokiem, musiała uporać się jeszcze ze wniesieniem walizek i kartonów na górę. Dziwiła się sobie, że zabrała tak wiele pamiątek z domu rodzinnego. Przecież miała mieszkać tu najwyżej do świąt. Tyle trwać miało zastępstwo w kawiarence klubowej w gdańskiej hali, gdzie gra miejscowa drużyna. Tyle czasu musi wystarczyć jej, by plan tworzony przez lata wreszcie został sfinalizowany i to z pozytywnym skutkiem, na który bardzo liczy. Bo przecież nie można przestać od tak, a ona kocha nadal.
Powoli zabrała się za rozpakowywanie kartonów. Ułożyła już wszystkie swoje rzeczy w wielkiej szafie stojącej na przeciwko łóżka w sypialni. Na komodzie postawiła zdjęcia swojej rodziny. Ola z rodzicami i braćmi podczas Wigilii. Ola z ukochanym psem, którego nazwała imieniem swojego zmarłego dziadka. Ola z chłopakiem o niebieskich oczach, oboje uśmiechnięci, opatuleni ciepłymi kurtkami i całujący się na środku drogi. Aż wreszcie Ola z małą dziewczynką na rękach. To całe jej życie. Wszystko, co ma dla niej wartość.


~*~*~
Witajcie :*
Dzuzeppe: Miało mnie już nie być, jednak Maniek jest wspaniała i sama publikuje :* Powoli zdrowieje i chyba jednak ta moja przerwa nie będzie taka drastyczna. ;) Dziś poznajecie również Olę. Nie wiem czy wynika to z chwili zapomnienia, ale chyba większość z was pomyliło nasze główne bohaterki. :P
Jutro już Wigilia, więc chcę Życzyć Wam Wszystkim tego, co będzie dla Was Najważniejsze. Zdrowia, Szczęścia, Miłości, Talentu... Wszystkiego, co Was uszczęśliwi ;) 

Maniek: Tak, ja też jestem, ale ja zawsze byłam :D Powiem wam, że przestraszyłam się jak dowiedziałam się, że Dzuzeppe źle się czuje. Na prawdę się o nią martwiłam :( Na szczęście spadł mi kamień z serca gdy dowiedziałam się, że czuje się już lepiej ;) Co ja mogę napisać o rozdziale? Akcja rozgrywa się dalej, poznajecie coraz bliżej małą Olimpię no i macie do czynienia z Olą :)
Z Okazji Świąt Bożego Narodzenia,
Życzę Wam dużo Zdrowia, Szczęścia, Spełnienia Marzeń, Ciepła, Radość, Czasu spędzonego wraz z rodziną i czego sobie Wymarzycie :) :*

poniedziałek, 16 grudnia 2013

1. "Jestem Twoją córką, tato..."

Grzesiek.

Nowy sezon miał zacząć się dla niego inaczej. Pierwszy mecz miał pokazać, czy wreszcie mają możliwości ku temu, by przebić się na koniec sezonu w górę tabeli. Premierowe otwarcie sezonu miało być przetarciem przed dalszą walką. Wyszło niestety jak zawsze. Porażka ze Skrą w Bełchatowie wpłynęła niekorzystnie na jego nastrój. Zwykle po meczu chciał jak najszybciej znaleźć kolejną panienkę i spędzić z nią upojną noc. Teraz natomiast po prostu spokojnie wsiadł do autobusu i wrócił do Gdańska.

Pierwszy raz od dawna wybrał znany sobie doskonale numer i najzwyczajniej w świecie chciał, żeby Alicja do niego przeszła, więc napisał tylko krótkiego SMS-a, że ma na niego czekać w mieszkaniu. Wiedział, że ją wykorzystuje. Wiedział, że ona zrobi dla niego wszystko. Wiedział, że da jej jakieś nadzieje po dzisiejszej nocy. Ale wiedział również to, że nie ma ochoty na seks z osobą, której kompletnie nie zna. Dziś chce czegoś delikatnego.  Woli tak po prostu przytulić się do jej pleców i zasnąć po wszystkim. 


Dlaczego akurat Ala? A dlaczego wolisz polskiego kotleta od francuskiego ślimaka? On ją po prostu zna. Zna od dobrych kilkunastu lat. Jest jego przyjaciółką. Nie przeszkadzało jej to, że w jego życiu co raz pojawiały się nowe dziewczyny. W każdym ważnym dla niego momencie była przy nim. Była, kiedy zdobył pierwszy medal MP kadetów, kiedy wywalczył pierwsze sukcesy klubowe w dorosłej siatkówce, kiedy wygrywał Puchar Polski. Była nawet w Kazaniu, kiedy na jego szyi zawisł srebrny medal Uniwersjady. Kiedyś była nawet jego dziewczyną, lecz z jego strony było to tylko czerpanie przyjemności. Od tamtej chwili są tylko przyjaciółmi. Kiedyś dzieliła się nim z jedną dziewczyną, a potem musiała pocieszać go w chwili, gdy ona zniknęła.


- Przykro mi...

- Ala, proszę, chociaż ty nie mów, że ci przykro... Już się tego nasłuchałem - powiedział oschle, by zaraz wtulić swoją twarz w zagłębienie jej szyi. - Zawaliłem ten mecz.
- Nie mów tak, słyszysz? - wzięła jego głowę w swoje drobne dłonie i za wszelką cenę chciałaby, żeby był przy niej szczęśliwy. Choć na chwilę. Rzeczywistość była jednak dla niej brutalna.
- Taka jest prawda. Może przyjazd do Gdańska był złą decyzją?
- Grzesiek! Jaką złą decyzją? Przecież wreszcie możesz grać, możesz być podstawowym rozgrywającym,  możesz pokazać trenerowi, że jesteś najlepszy... Tylko musisz tego chcieć.
- Dziękuję - musnął jej usta pocałunkiem. - Bez ciebie już dawno bym zwątpił w to, co kocham...

Teraz czuł, że może jeszcze będzie lepiej, że kiedyś pokaże wszystkim, którzy już go skreślili, że może być tym najlepszym. To dzięki tym chwilą, kiedy razem z nią przebywał w innym świecie, mógł jeszcze jakoś radzić sobie z przegranymi. Kiedy wygrywał, szedł do innych, kiedy cierpiał, była ona. Ich rodzice byli święcie przekonani, że ich dzieci są parą. Kiedy Grzegorz dostał zaproszenie na ślub kuzynki, wiadome było, że pójdzie z Alą. Kiedy Ala dostała zaproszenie na Komunię Świętą swojej chrześnicy, każdy wiedział, że przyjdzie z nim. Tacy już byli. Ona go kochała, on ją wykorzystywał.


Tej nocy zaprowadził ją na szczyty przyjemności. Uwielbiał kochać się właśnie z nią. Uwielbiał patrzeć w jej zielone oczy, uwielbiał całować jej wygiętą szyję, uwielbiał zataczać kręgi na jej brzuchu, uwielbiał wpijać się w jej malinowe usta i sprawiać, że im obojgu brakowało tchu. Po postu całą ją uwielbiał, lecz nie kochał. Kochał tylko jedną, ale jej od dawna już nie ma. Pocałował ją ostatni raz tej nocy, wtulił się w rozgrzane plecy, oddechem owiał jej kark i zasnął. A ona poczuła, że wreszcie jest jej. Że choć przez chwilę myśli tylko o niej. Że przez te parę chwil naprawdę mu na niej zależało.


Ich poranki zawsze były specyficzne. Albo robili sobie śniadania do łóżka, albo oboje urzędowali w kuchni, a potem karmili się posiłkiem. Byli cholernie romantyczni, lecz nie byli parą. Tego poranka Grzegorz obudził się pierwszy. Zgodnie ze swoim zwyczajem najpierw udał się pod prysznic, potem zaparzył kawę, a na sam koniec zabrał się za śniadanie. Mimo że lodówka świeciła pustkami, udało mu się wyczarować kanapki. Zadowolony z siebie zabrał tacę ze wszystkim i ruszył w kierunku sypialni.  Gdy tylko zdążył postawić posiłek przed Alą, rozbrzmiał dzwonek do drzwi.


- Ciekawe kto to?

- Mam nadzieje, że nie twoi rodzice - wystawiła mu język. - Ubierz się jakoś, a nie w bokserkach paradujesz - powiedziała, lecz on machnął tylko ręką i ruszył do drzwi.
- W czym mogę pani... Tobie pomóc? - nie spodziewał się, że za drzwiami ujrzy małą dziewczynkę z walizką pod ręka, smyczą w drugiej i wielkim białym psem przy nodze.
- Grzegorz Łomacz?
- Tak..
- Miło mi - posłała mu uśmiech. - Olimpia Łomacz - podała mu dłoń, którą uścisnął. Z sypialni wyłoniła się owinięta w pościel Ala, a mała kontynuowała. - Jakby to panu wytłumaczyć... Jestem twoją córką, tato...
- Co?! - krzyknęli równocześnie Grzegorz i Alicja, a mała chytrze się uśmiechnęła i weszła do środka razem ze swoim psem.


~*~*~
Witamy!
Maniek: Mam nadzieje, że ten post jest ciekawy początkiem całej historii :) Tylko Dzuzeppe umie tak ciekawie pisać, przyznajmy sobie szczerze :D Także brawa dla niej ♥ Nie będę tutaj bredzić, tylko zapraszam na kolejny rozdział :*

Dzuzeppe: No bo wiecie... U nas w życiu Grześka pojawił się ktoś niespodziewany, ale najbliższy dla siatkarza. ;) Pomysł na tą historię, to inspiracja zaciągnięta z pewnego filmu. Jestem ciekawa, czy z następnymi rozdziałami zgadniecie jaki to film :P Buźki :*

Mamy do was jeszcze prośbę. Jeśli chcesz być dalej na bieżąco, a nie ma cię jeszcze na liście, to wpisz się do niej, albo po prostu napisz do mnie (Dzuzeppe) na GG (15696793), a ja bezpośrednio dodam Cię do swojej listy informowanych ;)

piątek, 6 grudnia 2013

Prolog. " - Na zawsze? - Na zawsze, Skarbie..."

- Pamiętasz jak się poznaliśmy?
- Jak mogłabym zapomnieć moment, w którym po zobaczeniu przyszłego chłopaka, którego kocham najmocniej na świecie, zemdlałam - śmieje się radośnie, po czym jej wargi łączą się z tymi malinowymi chłopaka. 
- Przepraszam, ale jak cię zobaczyłem, to mnie olśniło i nie panowałem na tym, jak serwuję.
- Twoje przepraszam powtarzane już wielokrotnie nie zmniejszy mojego wstydu, jak potem chodziłam przez dwa tygodnie z odciśniętą piłką na czole - wystawia mu język i odchodzi kawałek, by spojrzeć w zachodzące słońce.

Nie może uwierzyć w to, że dała się uwieść jego maślanym oczom, słodkiemu uśmiechowi i plątającemu się językowi, gdy przyszedł do jej szpitalnej sali i przepraszał. Nie może zrozumieć tego, że najpierw została solidnie znokautowana, a potem obdarzona silnym uczuciem przez jedną osobą. Uśmiecha się do wielkiej pomarańczowej plamy, która za chwilę schowa się za górskimi szczytami. Przymyka oczy, czując okalający jej twarz podmuch kwietniowego wiatru. Czuje się pewnie, bo wie, że ma go obok siebie i nic się jej nie stanie.

- To nasza ostatnia noc przed zgrupowaniem - mruczy do jej ucha. Doskonale wie, że będzie tęsknił. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie zobaczy jej przez cały maj i czerwiec. - Chodź na spacer...

Latarnie oświetlają Zakopiańskie Krupówki, spacerowicze zażywają górskiego powietrza, dzieci wesoło biegają po chodniku, staruszkowie trzymają się pod rękę i rozcierają wzajemnie zmarznięte dłonie. A pewna młoda para po prostu stoi na środku ulicy i patrzy się sobie w oczy. Czy potrzebują jakiś stałych deklaracji, obietnic? Czy do szczęścia potrzebny im świstek, że prawnie mogą się całować? Czy ich marzeniami jest rychłe wesele, dzieci i szczęśliwe dalsze, monotonne życie? Nie. Tej dwójce wystarcza swoja obecność i wzajemne uczucie, które płynie w ich sercach. Wystarcza im miłość.

- Wracajmy już - dziewczyna szepcze prostu w usta ukochanego.

Oboje wiedzą, że są młodzi, że nie o wszystkim mają jeszcze świadomość. Oboje wiedzą, jakie ich czyny mogą mieć konsekwencje w przyszłości. Oboje jednak tego chcą. Chcą, by ten wyjazd zapamiętali na zawsze. Powoli pozbywają się ubrań. Subtelnie gładzą swoje odkrywane skrawki ciała pocałunkami i dotykiem. Czule zatapiają się w świeżej pościeli, zaczynając jedno z najwspanialszych ludzkich przeżyć, jeśli dzieje się ono z wyjątkową osobą, a oni właśnie nimi są. Są wyjątkowi. Czują, jakby ich ciała unosiły się kilka metrów na ziemią, jakby tysiące motylów nagle zaczęło buszować po ich brzuchach, jakby połączyli się nie tylko cieleśnie, lecz również i duchowo w jednolitą jedność. Jakby stali się swoją własnością.

- Na zawsze?
- Na zawsze, Skarbie...

Teraz nie myślą, co będzie jutro, za miesiąc, za kilka lat. Teraz liczy się obopólne spełnienie ...


~*~*~
Witamy Was serdecznie na naszym blogu :) 
Mikołaj zrobił wam i nam prezent w dniu Mikołajek.
My dajemy Wam prolog, a liczymy na szczerą opinię :P
Widząc, że polubiłyście naszą współpracę, teraz chcemy was uszczęśliwić nowym, pełnometrażowym wspólnym bazgraniem opowiadania.
Dziś tak ogólnikowo o przeszłości, bo my już chyba coś mamy, że jak piszemy razem, to przeszłość musi być zawarta :D
To taki nasz znak rozpoznawalny ^^ Postaramy się pisać jak najlepiej, chociaż co poniektórzy mają zaległości (czyt, Maniek) :P
Ale z racji tego, że ambicje mamy przeogromną, to przez najbliższe kilka miesięcy będziecie mogli śledzić losy Grzesia, Olimpii i Oli. :D
I to by było chyba na tyle.
Wiemy, że na razie, to za interesujące nie jest, ale rozkręci się na pewno :D
Zapraszamy do zakładem i do zostawienia swojej opinii ;*
Pozdrawiamy :*

środa, 6 listopada 2013

Wstęp.

No i wreszcie doczekałyśmy się nowej wspólnej historii.

Dlatego też będzie ona zwariowana jak my :D
Tym razem coś o Łomaczu, bo Grzesia uwielbiamy.
Bo w Jastrzębiu wojował i Mańkowi się spodobał :P
Grześ będzie niespodzianką przede wszystkim dla nas, bo pomysł powstał w tym tygodniu O.o
Lecz największym zaskoczeniem będzie sam koniec historii, którego na razie zdradzać nie zamierzany :P
Więc jeżeli chcecie zaskoczenia to wpisujecie się do zakładki Informowiani  
Nie wiemy jeszcze kiedy, ale wiemy jedno. Kiedyś na pewno się zacznie ;P
A teraz zapraszamy Was do zapoznania się z Bohaterami  
Całujemy,
Maniek & Dzuzeppe :*