Grzesiek.
Wiedząc, że tuż za ścianą śpi jego córka, nie mógł zmrużyć oka. Cały czas wiercił się na łóżku, przekręcał z boku na bok. Nie mógł pojąć tego, że przez najbliższy czas będzie za kogoś odpowiedzialny, będzie musiał się kimś zajmować, być dla kogoś wzorem do naśladowania. Chce, by Mała poczuła się u niego tak dobrze, jak on czuł się w swoim domu. Chce, by jego kawalerskie mieszkanie stało się domem rodzinnym, który Olimpia pokocha i będzie chciała wracać tu tak często, jak tylko będzie mogła. Bo jedno już wie. Jeśli dziewczynka jest jego biologiczną córką, nie pozwoli, by znowu zniknęła z jego życia.
W końcu podnosi się z łóżka, kieruje się do wyjścia z sypialni, by następnie uchylić drzwi do małego pokoiku, który tymczasowo zajmuje sześciolatka i jej pies, labrador Franek. Skrada się i siada na skraju jej łóżka, a pies nawet nie drgnie, wylegując się pod oknem na kocu. W głowie ma tysiące myśli. Najważniejsza jest ta, która zastanawia się nad potencjalną matką dziewczynki. Myśli również o tym, czy może pogłaskać ją po główce, ucałować czoło, otulić pościelą i tak po prostu wyjść. Nie wie, czy to jest na miejscu. Czuje jedynie, że tak robi prawdziwy ojciec. Ojciec, który kocha swoją pociechę.
- Kocham Cię, tato... - słyszy delikatny i cichy głosik dziewczynki, całuje jej czoło i udaje się do drzwi.
- Ja Ciebie też kocham, córeczko... - zamyka drzwi i wie, że wreszcie może spokojnie zasnąć.
Tej nocy nic nie przeszkadzało mu już we śnie. Opadł na łóżko i od razu jego powieki opadły w dół, a ciało oddało się spoczynkowi. Śnił. O sobie. O Małej. O jej matce, której nawet nie zna aktualnego wyglądu. Śnił o ich trójce jako... rodzinie. Pełnej, kochającej się rodzinie, czekającej na zbliżające się jej powiększenie. Śnił o nocach spędzonych z piękną kobietą, dzięki której Olimpia jest taka idealna dla jego oczu. Przez ten czas jaj matka też taka była. Idealna dla niego. Miał ją na wyciągnięcie reki. Wiatr rozwiewał jej włosy, a on stało i chciał ją do siebie przyciągnąć, lecz usłyszał hałas...
Obudził się. Cały zalany potem, lecz na jego twarzy gościł uśmiech. Żałował jedynie, że nie może z powrotem zobaczyć twarzy, uśmiechu, oczu... Że nie może zobaczyć matki swojego dziecka. Przetarł oczy i ruszył do skamlającego na korytarzu psa. Nawet nie pomyślałby, że Franek może być tak dobrze wychowany. Założył dres i wyszedł z nim na spacer, przy okazji kupując bułki na śniadanie, wędlinę, ser i świeże pomidory, a dla psa suchą karmę. Pół godziny później kończył wykładać na talerz stos kanapek. Podreptał do pokoju dziewczynki. Widząc pałaszującego jedzenie Franka w przedpokoju, uśmiechnął się.
- Olimpia... Pobudka.
- Jeszcze chwila, tato... - usłyszał w odpowiedzi. Nie spodziewał się, że dziewczynka tak się do niego przekona, że będzie taka pewna siebie, że tak na niego będzie mówić. Uśmiechnął się sam do siebie, ale w momencie, gdy usłyszał cichy rechot dziecka od razu oprzytomniał. - Franek właśnie sika ci na buta, tato - wybuchła głośnym śmiechem, a Grzegorz krzykiem.
- Przecież przed chwilą byłem z nim na spacerze... - tłumaczył się już w kuchni, patrząc na zajadającą kanapki Oli.
- To jest Franek, jego nie ogarniesz... Tylko przy mamie jakoś się trzyma w ryzach.
- Mamie? - kiwnęła głową. - Olimpia, powiedz mi, proszę, kim jest twoja mama?
- Jest wspaniałą kobietą, tato... Więcej ci o niej nie powiem...
Po śniadaniu oboje umyli się i przebrali w dzienne ubranie. Grzegorz musiał iść na trening, a Olimpii zostawić samej z psem w mieszkaniu nie mógł. Jedynym wyjściem był telefon do Alicji. Po krótce opowiedział jej całą historię, zostawił u niej Małą, a sam ruszył na trening. Ma dwie godziny na to, aby zastanowić się nad tym, co będzie dalej...
Ola.
Poniedziałek. Pierwszy dzień w nowej pracy, początek ostatniej szansy. Wszystko od samego rana nie udawało się jej. Najpierw spaliła tosty, potem rozwaliła kran przy wannie, poślizgnęła się na płytkach i zrobiła sobie ogromnego siniaka na boku, ubranie założyła tył na przód, pomalowała się krzywo i musiała robić wszystko od początku. Najgorsze było to, że nie uniknie spóźnienia. Już na samym początku ma pod górkę, a później może być jeszcze gorzej.
Wpada do budynku. Jej obcasy głośno uderzają o holowe płytki, a ona sama ledwo utrzymuje na nich równowagę. Przypadkowo spotkanego mężczyznę pyta o drogę do kawiarenki i po chwili pędzi we wspomniane miejsce. Zdyszana zatrzymuje się przed przezroczystymi drzwiami, gdzie czeka na nią trzydziestokilkuletni letni mężczyzna w garniturze z teczką pod pachą i telefonem przy uchu. Gestem dłoni prosi cię, abyś chwilę poczekała, a już po chwili kończy rozmowę i mówi do ciebie.
- Aleksandra Siemieniuk? - kiwa głową i ściska jego dłoń. - Piotr Należyty, prezes Trefla. Miło mi.
- Mi również.
- Zapraszam zatem panią do środka - otwiera drzwi i oprowadza dziewczynę po całym pomieszczeniu. Na sam koniec przedstawia ją kucharzowi, który pracuje tu. Od razu łapią ze sobą wspólny kontakt i żartują na kuchenne tematy. Niestety po chwili Krzysiek wychodzi, a Ola podpisujesz umowę z prezesem.
- Mam nadzieję, że będzie się tu pani dobrze pracowało. Klucze zostają w zamku i od dziś będzie pani za nie odpowiadać. To znaczy będzie pani otwierać i zamykać lokal. Niech się pani nie przerazi, jeśli od czasu do czasu zawita tu jakiś siatkarz. Często jedli tutaj śniadania czy obiady, dzięki życzliwości Krzysia, który gotuje dla nas tutaj wszystkich - uśmiecha się przyjaźnie.
- Może mnie polubią - odwzajemnia uśmiech.
- Na pewno. Muszę już iść, bo spotkanie ze sponsorami właśnie zaraz mi się zaczyna. Życzę pani powodzenia.
- Nie dziękuję.
Ustawia po swojemu stoły i krzesła. Planuje, jakie dodatki kupić. Myśli nad najlepszymi ofertami, które mogę sprzedać się przy okazji meczy. Chce, by byli z niej zadowoleni. Pracę kończy razem z końcem treningu miejscowych siatkarzy. Kilku z nich już poznała. Każdy z tych ciężko pracujących na sukces sportowców jest niezwykle sympatyczny. Jarosz nie obraził się za to, że uśmiechnęła się na widok jego włosów. Milczarek nie skomentował w żaden sposób tego, że wypomniała mu odstające uszy. Żebrowski jedynie się zaczerwienił, gdy powiedziała w żartach, że może być jej księciem.
Posmutniała dopiero wtedy, gdy wchodząc do mieszkania zobaczyła totalną pustkę, a do jej uszu dotarło jedynie tykanie zegarka. Skoro ten dzień od teraz jest już koszmarem, to co będzie przez te wszystkie następne? Czy przebrnie przez próbę czasu? Czy wytrzyma? Czy da radę żyć sama, udając, że przeszłości nie ma? Będzie musiała. Tylko tak może wrócić do czasów, za którymi tak bardzo tęskni.
Maniek: Widzicie, Olimpia jak każde dziecko manipuluje tatusiem :) Ma charakterek :D
Grzesiu się jeszcze nie domyśla kto jest mamą, a wy? :P
Dzuzeppe: Ja się o Oli wypowiem :P Zdobyła pracę i teraz codziennie będzie widywać Grześka. Jak myślicie, kim jest ta nasza Ola? :P
Wiedząc, że tuż za ścianą śpi jego córka, nie mógł zmrużyć oka. Cały czas wiercił się na łóżku, przekręcał z boku na bok. Nie mógł pojąć tego, że przez najbliższy czas będzie za kogoś odpowiedzialny, będzie musiał się kimś zajmować, być dla kogoś wzorem do naśladowania. Chce, by Mała poczuła się u niego tak dobrze, jak on czuł się w swoim domu. Chce, by jego kawalerskie mieszkanie stało się domem rodzinnym, który Olimpia pokocha i będzie chciała wracać tu tak często, jak tylko będzie mogła. Bo jedno już wie. Jeśli dziewczynka jest jego biologiczną córką, nie pozwoli, by znowu zniknęła z jego życia.
W końcu podnosi się z łóżka, kieruje się do wyjścia z sypialni, by następnie uchylić drzwi do małego pokoiku, który tymczasowo zajmuje sześciolatka i jej pies, labrador Franek. Skrada się i siada na skraju jej łóżka, a pies nawet nie drgnie, wylegując się pod oknem na kocu. W głowie ma tysiące myśli. Najważniejsza jest ta, która zastanawia się nad potencjalną matką dziewczynki. Myśli również o tym, czy może pogłaskać ją po główce, ucałować czoło, otulić pościelą i tak po prostu wyjść. Nie wie, czy to jest na miejscu. Czuje jedynie, że tak robi prawdziwy ojciec. Ojciec, który kocha swoją pociechę.
- Kocham Cię, tato... - słyszy delikatny i cichy głosik dziewczynki, całuje jej czoło i udaje się do drzwi.
- Ja Ciebie też kocham, córeczko... - zamyka drzwi i wie, że wreszcie może spokojnie zasnąć.
Tej nocy nic nie przeszkadzało mu już we śnie. Opadł na łóżko i od razu jego powieki opadły w dół, a ciało oddało się spoczynkowi. Śnił. O sobie. O Małej. O jej matce, której nawet nie zna aktualnego wyglądu. Śnił o ich trójce jako... rodzinie. Pełnej, kochającej się rodzinie, czekającej na zbliżające się jej powiększenie. Śnił o nocach spędzonych z piękną kobietą, dzięki której Olimpia jest taka idealna dla jego oczu. Przez ten czas jaj matka też taka była. Idealna dla niego. Miał ją na wyciągnięcie reki. Wiatr rozwiewał jej włosy, a on stało i chciał ją do siebie przyciągnąć, lecz usłyszał hałas...
Obudził się. Cały zalany potem, lecz na jego twarzy gościł uśmiech. Żałował jedynie, że nie może z powrotem zobaczyć twarzy, uśmiechu, oczu... Że nie może zobaczyć matki swojego dziecka. Przetarł oczy i ruszył do skamlającego na korytarzu psa. Nawet nie pomyślałby, że Franek może być tak dobrze wychowany. Założył dres i wyszedł z nim na spacer, przy okazji kupując bułki na śniadanie, wędlinę, ser i świeże pomidory, a dla psa suchą karmę. Pół godziny później kończył wykładać na talerz stos kanapek. Podreptał do pokoju dziewczynki. Widząc pałaszującego jedzenie Franka w przedpokoju, uśmiechnął się.
- Olimpia... Pobudka.
- Jeszcze chwila, tato... - usłyszał w odpowiedzi. Nie spodziewał się, że dziewczynka tak się do niego przekona, że będzie taka pewna siebie, że tak na niego będzie mówić. Uśmiechnął się sam do siebie, ale w momencie, gdy usłyszał cichy rechot dziecka od razu oprzytomniał. - Franek właśnie sika ci na buta, tato - wybuchła głośnym śmiechem, a Grzegorz krzykiem.
- Przecież przed chwilą byłem z nim na spacerze... - tłumaczył się już w kuchni, patrząc na zajadającą kanapki Oli.
- To jest Franek, jego nie ogarniesz... Tylko przy mamie jakoś się trzyma w ryzach.
- Mamie? - kiwnęła głową. - Olimpia, powiedz mi, proszę, kim jest twoja mama?
- Jest wspaniałą kobietą, tato... Więcej ci o niej nie powiem...
Po śniadaniu oboje umyli się i przebrali w dzienne ubranie. Grzegorz musiał iść na trening, a Olimpii zostawić samej z psem w mieszkaniu nie mógł. Jedynym wyjściem był telefon do Alicji. Po krótce opowiedział jej całą historię, zostawił u niej Małą, a sam ruszył na trening. Ma dwie godziny na to, aby zastanowić się nad tym, co będzie dalej...
Ola.
Poniedziałek. Pierwszy dzień w nowej pracy, początek ostatniej szansy. Wszystko od samego rana nie udawało się jej. Najpierw spaliła tosty, potem rozwaliła kran przy wannie, poślizgnęła się na płytkach i zrobiła sobie ogromnego siniaka na boku, ubranie założyła tył na przód, pomalowała się krzywo i musiała robić wszystko od początku. Najgorsze było to, że nie uniknie spóźnienia. Już na samym początku ma pod górkę, a później może być jeszcze gorzej.
Wpada do budynku. Jej obcasy głośno uderzają o holowe płytki, a ona sama ledwo utrzymuje na nich równowagę. Przypadkowo spotkanego mężczyznę pyta o drogę do kawiarenki i po chwili pędzi we wspomniane miejsce. Zdyszana zatrzymuje się przed przezroczystymi drzwiami, gdzie czeka na nią trzydziestokilkuletni letni mężczyzna w garniturze z teczką pod pachą i telefonem przy uchu. Gestem dłoni prosi cię, abyś chwilę poczekała, a już po chwili kończy rozmowę i mówi do ciebie.
- Aleksandra Siemieniuk? - kiwa głową i ściska jego dłoń. - Piotr Należyty, prezes Trefla. Miło mi.
- Mi również.
- Zapraszam zatem panią do środka - otwiera drzwi i oprowadza dziewczynę po całym pomieszczeniu. Na sam koniec przedstawia ją kucharzowi, który pracuje tu. Od razu łapią ze sobą wspólny kontakt i żartują na kuchenne tematy. Niestety po chwili Krzysiek wychodzi, a Ola podpisujesz umowę z prezesem.
- Mam nadzieję, że będzie się tu pani dobrze pracowało. Klucze zostają w zamku i od dziś będzie pani za nie odpowiadać. To znaczy będzie pani otwierać i zamykać lokal. Niech się pani nie przerazi, jeśli od czasu do czasu zawita tu jakiś siatkarz. Często jedli tutaj śniadania czy obiady, dzięki życzliwości Krzysia, który gotuje dla nas tutaj wszystkich - uśmiecha się przyjaźnie.
- Może mnie polubią - odwzajemnia uśmiech.
- Na pewno. Muszę już iść, bo spotkanie ze sponsorami właśnie zaraz mi się zaczyna. Życzę pani powodzenia.
- Nie dziękuję.
Ustawia po swojemu stoły i krzesła. Planuje, jakie dodatki kupić. Myśli nad najlepszymi ofertami, które mogę sprzedać się przy okazji meczy. Chce, by byli z niej zadowoleni. Pracę kończy razem z końcem treningu miejscowych siatkarzy. Kilku z nich już poznała. Każdy z tych ciężko pracujących na sukces sportowców jest niezwykle sympatyczny. Jarosz nie obraził się za to, że uśmiechnęła się na widok jego włosów. Milczarek nie skomentował w żaden sposób tego, że wypomniała mu odstające uszy. Żebrowski jedynie się zaczerwienił, gdy powiedziała w żartach, że może być jej księciem.
Posmutniała dopiero wtedy, gdy wchodząc do mieszkania zobaczyła totalną pustkę, a do jej uszu dotarło jedynie tykanie zegarka. Skoro ten dzień od teraz jest już koszmarem, to co będzie przez te wszystkie następne? Czy przebrnie przez próbę czasu? Czy wytrzyma? Czy da radę żyć sama, udając, że przeszłości nie ma? Będzie musiała. Tylko tak może wrócić do czasów, za którymi tak bardzo tęskni.
~*~*~
Maniek: Widzicie, Olimpia jak każde dziecko manipuluje tatusiem :) Ma charakterek :D
Grzesiu się jeszcze nie domyśla kto jest mamą, a wy? :P
Dzuzeppe: Ja się o Oli wypowiem :P Zdobyła pracę i teraz codziennie będzie widywać Grześka. Jak myślicie, kim jest ta nasza Ola? :P
Jako, że jestem głupia i w ogóle nienormalna to zapraszam na: