Rok 2029
Nienawidzę takich momentów. Nienawidzę opuszczać gabinet lekarski z wiadomością "Niestety, ma pani poważną kontuzję, potrzebny jest czas. Nie może pani grać". Nienawidzę również niemiłego chirurga, który dziś to stwierdził, wypisał skierowanie na rehabilitację, receptę i kazał oszczędzać kręgosłup. Tylko przebij się przez zakorkowane miasto i staraj się oszczędzać kręgosłup. To chyba logiczne, że się nie da. Dopiero pół godziny później zaparkowałam samochód pod kamieniczką, w której mieszkam razem z narzeczonym. Pewnie nie zastanę go w domu, w jego przypadku to nic nowego, więcej go nie ma niż jest, jednak ja mam tak samo. Oboje jesteśmy gośćmi we własnym mieszkaniu, choć nadal jest ono naszym azylem, w którym jednocześnie dzieją się wspaniałe jak i okropne sytuacje. Jest ono świadkiem naszych radosnych śmiechów, ale i moich cichych nocnych płaczów, które nawiedzają mnie, gdy jest źle. Ulice miasta wreszcie powoli pustoszeją, ludzie docierają do swoich domów, mieszkań, drogi stają się luźniejsze. Zerkam raz jeszcze na usypiające miasto, które zarazem budzi się do nocnego życia i wchodzę do budynku, wspinam się po schodach na samą górę, otwieram drzwi i zastaję dokładnie ten sam widok, co rano.
- Simone, znów nie posprzątałeś... - powiedziała zrezygnowana, zdejmując ciepłą kurtkę i buty. - Prosiłam cię o to rano... - spojrzałam zrezygnowana na narzeczonego, który leżał na kanapie i obżerał się pizzą. - Jesteś pieprzonym Włochem, Simone! Leniwym, zadufanym w sobie, chamskim Włochem!
- A ty myślisz, że kim jesteś?! - podniósł się gwałtownie zrzucając ze stolika sosy i resztki spożywanej potrawy. W jego oczach znów zapłonął ogień, jednak nie taki, który powodował we mnie ciarki podniecenia, jednak ten, którego zawsze się bałam, który mnie przerażał i powodował lęk, utratę poczucia bezpieczeństwa. - Gdyby nie ja, nie osiągnęłabyś nic! - gwałtownie znalazł się tuż przede mną, zaczął mierzyć mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Licz się ze słowami! W niczym mi nie pomogłeś! Do wszystkiego doszłam sama...
- Jesteś tego pewna? - spojrzał głęboko w moje oczy, nachylając się nade mną. Sprawił, że się go bałam, nie wiedziałam, do czego może się posunąć. Dodatkowo czułam od niego alkohol. - Zapamiętaj sobie jedno... Jesteś zwykłą ładną panienką, nic nie wartą Polką! - odepchnął mnie na framugę prowadzącą do sypialni, a sam wyszedł z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.
Cała energia ze mnie uleciała, nie miałam siły, by dalej stać i wpatrywać się w zamknięte drzwi, za którymi nikogo już nie było. Powoli osunęłam się po nich, dokładnie tak samo po moich policzkach popłynęły łzy, które wypalały ślady na mojej twarzy. Objęłam się ramionami, zaczęłam szlochać w rękawy ciepłej bluzy, jego bluzy, którą od dawna nosiłam tylko ja. Po chwili wstałam gwałtownie, zerwałam ją z siebie, nie potrafiłam czuć jego zapachu i nienawidzić go całą sobą za dzisiejsze, jak i wszystkie poprzednie słowa. Zebrałam się z podłogi, bluzę wrzuciłam w stronę łazienki, gdzie przemyłam wodą twarz, pozbyłam się resztek makijażu. Byłam wrakiem samej siebie, w niczym nie przypominałam dziewczyny, która jeszcze kilka lat temu uśmiechała się do pewnego blondyna, śmiała się do niego radośnie, obejmowała, całowała go delikatnie w usta, mierzwiła włosy. Całą przeszłość przekreśliła kariera, to ona zamknęła ostatecznie pewien rozdział w moim życiu. Na dalsze użalanie się nad sobą nie pozwolił mi dzwoniący telefon, którego początkowo nie potrafiłam zlokalizować, odnalazłam go dopiero na kuchennym blacie.
- Tak? - pociągnęłam nosem, nadal czując oznaki płaczu
- Olimpia... Płakałaś? - Sebastian jako jedyny potrafił zawsze odgadnąć w jakim jestem nastroju, kiedy płaczę, a kiedy cieszę się jak opętana. - Co tym razem ten skurwysyn zrobił? - wyczuwam, jak zmienia się jego nastawienie, w tym jestem równie dobra, co on.
- To co zawsze... - więcej nie musiałam już mówić, nie raz już to wszystko słyszał, więc opowiadanie wszystkiego po raz kolejny było zbędne. - Nie wiem, co robić...
- Przyjeżdżam jutro.
- Słucham?!
- Masz się spakować, bo jutro wracasz ze mną do Polski nie ważne, czy tego chcesz czy nie. Nie mogę patrzeć, jak ten pieprzony Włoch cię wykorzystuje i ciągnie w dół! - chciałam coś powiedzieć, już miałam otworzyć usta, ale mi nie pozwolił. - Nawet mi nie przerywaj, bo i tak mnie od tego nie odwieziesz. Do zobaczenia jutro! - rozłączył się, a ja miałam jeszcze bardziej wszystkiego dosyć, położyłam głowę na poduszce i zasnęłam.
Nienawidzę takich momentów. Nienawidzę opuszczać gabinet lekarski z wiadomością "Niestety, ma pani poważną kontuzję, potrzebny jest czas. Nie może pani grać". Nienawidzę również niemiłego chirurga, który dziś to stwierdził, wypisał skierowanie na rehabilitację, receptę i kazał oszczędzać kręgosłup. Tylko przebij się przez zakorkowane miasto i staraj się oszczędzać kręgosłup. To chyba logiczne, że się nie da. Dopiero pół godziny później zaparkowałam samochód pod kamieniczką, w której mieszkam razem z narzeczonym. Pewnie nie zastanę go w domu, w jego przypadku to nic nowego, więcej go nie ma niż jest, jednak ja mam tak samo. Oboje jesteśmy gośćmi we własnym mieszkaniu, choć nadal jest ono naszym azylem, w którym jednocześnie dzieją się wspaniałe jak i okropne sytuacje. Jest ono świadkiem naszych radosnych śmiechów, ale i moich cichych nocnych płaczów, które nawiedzają mnie, gdy jest źle. Ulice miasta wreszcie powoli pustoszeją, ludzie docierają do swoich domów, mieszkań, drogi stają się luźniejsze. Zerkam raz jeszcze na usypiające miasto, które zarazem budzi się do nocnego życia i wchodzę do budynku, wspinam się po schodach na samą górę, otwieram drzwi i zastaję dokładnie ten sam widok, co rano.
- Simone, znów nie posprzątałeś... - powiedziała zrezygnowana, zdejmując ciepłą kurtkę i buty. - Prosiłam cię o to rano... - spojrzałam zrezygnowana na narzeczonego, który leżał na kanapie i obżerał się pizzą. - Jesteś pieprzonym Włochem, Simone! Leniwym, zadufanym w sobie, chamskim Włochem!
- A ty myślisz, że kim jesteś?! - podniósł się gwałtownie zrzucając ze stolika sosy i resztki spożywanej potrawy. W jego oczach znów zapłonął ogień, jednak nie taki, który powodował we mnie ciarki podniecenia, jednak ten, którego zawsze się bałam, który mnie przerażał i powodował lęk, utratę poczucia bezpieczeństwa. - Gdyby nie ja, nie osiągnęłabyś nic! - gwałtownie znalazł się tuż przede mną, zaczął mierzyć mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Licz się ze słowami! W niczym mi nie pomogłeś! Do wszystkiego doszłam sama...
- Jesteś tego pewna? - spojrzał głęboko w moje oczy, nachylając się nade mną. Sprawił, że się go bałam, nie wiedziałam, do czego może się posunąć. Dodatkowo czułam od niego alkohol. - Zapamiętaj sobie jedno... Jesteś zwykłą ładną panienką, nic nie wartą Polką! - odepchnął mnie na framugę prowadzącą do sypialni, a sam wyszedł z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.
Cała energia ze mnie uleciała, nie miałam siły, by dalej stać i wpatrywać się w zamknięte drzwi, za którymi nikogo już nie było. Powoli osunęłam się po nich, dokładnie tak samo po moich policzkach popłynęły łzy, które wypalały ślady na mojej twarzy. Objęłam się ramionami, zaczęłam szlochać w rękawy ciepłej bluzy, jego bluzy, którą od dawna nosiłam tylko ja. Po chwili wstałam gwałtownie, zerwałam ją z siebie, nie potrafiłam czuć jego zapachu i nienawidzić go całą sobą za dzisiejsze, jak i wszystkie poprzednie słowa. Zebrałam się z podłogi, bluzę wrzuciłam w stronę łazienki, gdzie przemyłam wodą twarz, pozbyłam się resztek makijażu. Byłam wrakiem samej siebie, w niczym nie przypominałam dziewczyny, która jeszcze kilka lat temu uśmiechała się do pewnego blondyna, śmiała się do niego radośnie, obejmowała, całowała go delikatnie w usta, mierzwiła włosy. Całą przeszłość przekreśliła kariera, to ona zamknęła ostatecznie pewien rozdział w moim życiu. Na dalsze użalanie się nad sobą nie pozwolił mi dzwoniący telefon, którego początkowo nie potrafiłam zlokalizować, odnalazłam go dopiero na kuchennym blacie.
- Tak? - pociągnęłam nosem, nadal czując oznaki płaczu
- Olimpia... Płakałaś? - Sebastian jako jedyny potrafił zawsze odgadnąć w jakim jestem nastroju, kiedy płaczę, a kiedy cieszę się jak opętana. - Co tym razem ten skurwysyn zrobił? - wyczuwam, jak zmienia się jego nastawienie, w tym jestem równie dobra, co on.
- To co zawsze... - więcej nie musiałam już mówić, nie raz już to wszystko słyszał, więc opowiadanie wszystkiego po raz kolejny było zbędne. - Nie wiem, co robić...
- Przyjeżdżam jutro.
- Słucham?!
- Masz się spakować, bo jutro wracasz ze mną do Polski nie ważne, czy tego chcesz czy nie. Nie mogę patrzeć, jak ten pieprzony Włoch cię wykorzystuje i ciągnie w dół! - chciałam coś powiedzieć, już miałam otworzyć usta, ale mi nie pozwolił. - Nawet mi nie przerywaj, bo i tak mnie od tego nie odwieziesz. Do zobaczenia jutro! - rozłączył się, a ja miałam jeszcze bardziej wszystkiego dosyć, położyłam głowę na poduszce i zasnęłam.
Obudziłam się po godzinie pierwszej z czystego złego przeczucia, że coś nadal jest nie tak. Przewróciłam się z boku na bok, modląc się w duchu, aby po drugiej stronie łóżka leżał Simone, jednakże nadzieja jest złudna, pogrywała sobie ze mną, zakpiła sobie ze mnie. Poduszka leżała wręcz w idealnym, nienaruszonym stanie, prześcieradło było prościutkie, a jego kołdra walała się po podłodze, wycierając kurze. Zaczęłam płakać, wiedząc, że dzisiejsza noc znów będzie przeze mnie nieprzespana dokładnie tak samo, jak kilkanaście poprzednich oraz zapewne kilka następnych. Załamana swoim życiem i jednocześnie zrezygnowana wstałam wreszcie z łóżka, bo leżenie w nim potęgowało by moje złe samopoczucie, i ruszyłam do kuchni, gdzie najpierw zaparzyłam sobie malinową herbatę, a potem usiadłam na blacie pod oknem i obserwowałam otoczenie, nadal mając nadzieję, że za chwilę go zobaczę. W końcu chwyciłam za leżącą obok książkę lokalnego autora, której nie skończyłam czytać przy ostatnim takim ekscesie. Ostatnio czytałam bardzo dużo, przeważnie w takich chwilach, gdy wyczekiwałam z utęsknieniem Włocha. Czytanie pozwalało mi nie myśleć, w tej chwili zarówno o Simonie, jak i Sebastianie.
Ogromnie starałam się na niej skupić, jednak nic z tego nie wyszło. Styl, w jakim była napisana oraz tematyka jak z ckliwej komedii romantycznej nie potrafiła do mnie dotrzeć i zaciekawić do tego stopnia, bym nie chciała jej odkładać. Minęło może zaledwie pół godziny, a mój organizm mimo wszystko nie domagał się snu, z resztą nie domagał się go w ogóle wtedy, gdy bałam się i martwiłam, rozmyślając, gdzie aktualnie znajduje się mój narzeczony i co się z nim dzieje, z kim przebywa, co dokładnie robi. Zeszłam z blatu, stąpając po zimnych płytkach przeszłam do salonu, książkę odłożyłam na komodę, a sama ułożyłam się na sofie, zwijając się w kłębek. Naciągnęłam jeszcze na siebie ciepły koc, by ogrzać swoje zziębnięte ciało. Włoska telewizja doskonale wiedziała, że normalni ludzie o tej porze dawno już śpią, emitując horrory, dla tych o mocnych nerwach, programy wróżbiarskie mówiące to, co chce się usłyszeć, teleturnieje no i oczywiście filmy pornograficzne, których było chyba najwięcej. Drodzy Państwo, witamy we Włoszech!
- Kurwa! - zdenerwowana wyłączyłam telewizor i rzuciłam pilotem o podłogę, który roztrzaskał się na kilka części. Poczułam pulsowanie w skroniach z nadmiaru nerwów, a do oczu napłynęły łzy, które popłynęły strumieniem, gdy tylko pozwoliłam sobie przymknąć powieki i pomyśleć o sytuacji, w jakiej się znajduję
"Po cholerę przyjmowałam tę ofertę z Włoch?!", "Dlaczego Bóg nasłał na mnie takiego mężczyznę?!", "Dlaczego każdy kolejny poniekąd mnie krzywdzi?!". Pytań było mnóstwo, jednak na żadne nie miałam jednej racjonalnej i konstruktywnej odpowiedzi. Przecież powinnam doskonale wiedzieć, czego chcę od życia, a czego powinnam się wystrzegać. Jestem człowiekiem, który tej umiejętności najwyraźniej nie opanował. Taki mój marny los...
"Kochasz go! Życie byś za niego oddała, idiotko!" - w końcu pojawiła się taka myśl, wykreowana przez moją podświadomość, która próbowała mi to jakoś wytłumaczyć, jednak obie byłyśmy idiotkami, więc żadna nie potrafiła odnaleźć odpowiedniej odpowiedzi, dotyczącej moich emocji. Nimi kieruje się jedynie moje serce, jednak one nie zgadza się z podświadomością, a ja nie zgadam się ani z jednym, ani z drugim, stoję po środku, nie wiedząc, w którą stronę pójść.
- Simone, proszę Cię, wróć... - wyszeptałam sama do sienie, niemalże krztusząc się własnymi łzami, nie pierwszy z resztą raz. Wyciągnęłam dłoń po telefon leżący na stoliczku obok kanapy, było grubo po trzeciej. Drżącymi palcami wystukałam mu wiadomość. "Ogarnij się i wracaj do domu, błagam Cię!". Gdy po chwili na ekranie pojawiło się powiadomienie "Dostarczono", byłam pewna, że nic więcej nie mogę zrobić, więc chwyciłam koc i powolnym krokiem ruszyłam do sypialni, gdzie po długiej walce z własnymi myślami udało mi się zasnąć, gdy już świtało, a Simone nadal nie było obok.
~*~
Maniek: W rozdziale mamy do czynienia z Simone, wrednym, chamskim, aroganckim, leniwym Włochem :) I prawdę powiedziawszy, nie lubię go. Mimo, że jestem współautorką bloga to tak nie lubię tej postać, ale nie ma co się nie zniechęcać, bo tacy Włosi-awanturnicy są zazwyczaj seksi :D Jak się okażę tym razem? Dowiecie się za jakiś czas ;)
Poza tym mamy Sebastiana, która okazuje się, że wie więcej o życiu prywatnym Olimpii, niż ona sama. Tylko czy to im obojgu wyjdzie na dobre?
Dzuzeppe: Maniek, jak to go nie lubisz? Będzie mu przykro :P
Z całego serca chciałybyśmy przeprosić Was, że rozdział pojawia się dopiero dziś, a nie tydzień temu, albo i wcześniej. Jednak musiałyśmy pisać rozdział od nowa, gdyż po prostu zniknął nam z własnego archiwum... :(
No ale nie ważne :)
Zapraszam Was serdecznie na początek mojej nowej historii!
Słońce Moje... Zniknęło
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, w chwili przerwy między obowiązkami a snem,
chciałybyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, takie, o których same marzycie.
Nie będziemy pisać czego Wam życzymy, powiemy jedynie to, żeby wszystkie wasze marzenia, myśli się spełniły, a wasze życia rozświetliły się blaskiem waszych uśmiechów :)
Wesołych Świąt!
A! I bogatego Mikołaja :D
Poza tym mamy Sebastiana, która okazuje się, że wie więcej o życiu prywatnym Olimpii, niż ona sama. Tylko czy to im obojgu wyjdzie na dobre?
Dzuzeppe: Maniek, jak to go nie lubisz? Będzie mu przykro :P
Z całego serca chciałybyśmy przeprosić Was, że rozdział pojawia się dopiero dziś, a nie tydzień temu, albo i wcześniej. Jednak musiałyśmy pisać rozdział od nowa, gdyż po prostu zniknął nam z własnego archiwum... :(
No ale nie ważne :)
Zapraszam Was serdecznie na początek mojej nowej historii!
Słońce Moje... Zniknęło
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, w chwili przerwy między obowiązkami a snem,
chciałybyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, takie, o których same marzycie.
Nie będziemy pisać czego Wam życzymy, powiemy jedynie to, żeby wszystkie wasze marzenia, myśli się spełniły, a wasze życia rozświetliły się blaskiem waszych uśmiechów :)
Wesołych Świąt!
A! I bogatego Mikołaja :D