Grzesiek
Dziś niedziela, którą wreszcie spędzi z córką. Nie widział jej od od czwartku, gdy zostawił ją u Oli. W tym czasie spędził wiele chwil na przemyśleniach o swoim życiu i aktualnej sytuacji, która zrodziła się w momencie, gdy do jego mieszkania weszła mała blondyneczka. Rozmyślał o wszystkich zabiegach okoliczności, które spadły na niego w tamtym czasie. Myślał również o Oli. O kobiecie, która pokazała mu, jak dobrze jest nie być na tym świecie samemu. Ta dziewczyna wlała w jego serce miłość, o której już prawie zapomniał. Sprawiła, że odkrył lepsze strony swojego życia. Pokazała mu, jak wiele go w egzystencji na tym świecie ominęło. Odkryła prawdziwe oblicze Grzegorza Łomacza. Odkryła chłopaka, którym był ostatnio jeszcze w liceum.
- Kim pan jest? - zapytał, gdy drzwi mieszkania Oli otworzył mu równie wysoki co on mężczyzna. Jego zdaniem przystojny mężczyzna.
- Ty pewnie do Oli i Olimpii, prawda? - chłopak uśmiechnął się przyjaźnie do Grześka, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Jestem Maciek, brat Oli - dopiero wtedy mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Tata! - z salonu wybiegła Mała, a tuż za nią wyłoniła się Ola.
- Widzę, że już się poznaliście - zaczęła.
- No jak widać - przesunął się do dziewczyny i musnął jej usta pocałunkiem.
- To ja się będę zbierać. Dziewczyny, dziękuję za wspaniały weekend, a z tobą - wskazał na rozgrywającego - mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.
Pół godziny później siedzieli już razem przy stole i delektowali się zapiekanką ziemniaczaną. Chłopakowi bardzo się taki obrazek spodobał. Spodobał mu się obrazek szczęśliwej rodziny, której sam w przyszłości może być częścią. Razem z córką i Olą. Poczuł przyjemne ciepło w okolicy serca, gdy obie bliskie mu kobiety uśmiechały się do siebie, zmywając naczynia w kuchni. Patrzył na nie i zaczął zauważać, jak wiele je łączy ale i różni. Widział piękną kobietę oraz biegającą obok niej małą dziewczynkę. Dwie blondynki, które wywróciły jego życie do góry nogami, które zawładnęły jego sercem i uczuciami, które nauczyły go kochać oraz okazywać swoje emocje światu.
Zauważył, że są do siebie złudnie podobne, jednak nie uznał tego za dziwne a śmieszne. W końcu kiedyś może będą rodziną, a wtedy będzie się śmiał, że córka i żona są do siebie tak strasznie podobne, a wcale ze sobą nie spokrewnione. Wyobrażał sobie, jak to by mogło być. Zamknął na chwile oczy i zaczął marzyć. Marzyć o swoim przyszłym życiu; o osobach, które będą mu towarzyszyć; o siatkówce i dalszym rozwoju kariery; o wielkim, ciepłym i pełnym ludzi domu nad morzem; o swoim dalszym egzystowaniu na tym świecie w gronie bliskich. W każdej tej myśli gościły dwie drobne blondynki, które pokochał całym swoim sercem.
- Zbierajcie się - zaczyna, gdy obie ładują się na jego kolana i obejmują ramionami.
- Gdzie niby?
- Zbierasz nas gdzieś, Tatku?
- A zabieram - uśmiecha się, całując je obydwie w policzki.
- A zdradzisz nam chociaż, czy nasz strój będzie pasował do klimatu miejsca? - Ola zmienia głos na postać arystokratyczna, a Olimpia od razu podłapuje temat.
- Tatku, a gdzie twoja biała peruka? Przecież teraz nie pokazać się w peruce to zbrodnia - dziewczynka staje przed dorosłymi i śmieje się od ucha do ucha.
Ubrali się szybko i ruszyli w kierunku samochodu siatkarza. Grzesiek po raz kolejny w ciągu ostatnich trzech tygodni zastanowił się, czy na to tak naprawdę zasługuje. Przecież nie zrobił czegoś nadzwyczajnego, za co mógłby dostać taką nagrodę w postaci tych dwóch blondynek, które teraz wesoło śpiewają jeden z hitów polskiego radia. W tej chwili czuł się prawdziwie szczęśliwy. Czuł, że wszystko, czego potrzebuje, ma przy sobie. Śmiał się w duchu do siebie. W końcu był wielkim szczęściarzem.
Ola.
Od wielu już lat nie czuła się jak mała dziewczynka. Od dobrych sześciu lat była jedynie matką. Zwariowaną, szaloną, radosną, ale cały czas matką. Dziś może poczuć się jak swoja córka. Może swobodnie biegać razem z nią i Grześkiem po wesołym miasteczku i cieszyć się ostatnimi ciepłymi promieniami październikowego słońca w tym roku. Może zwyczajnie huśtać się na kolorowych huśtawkach ze swoim dzieckiem i chłopakiem. Może skakać wśród kolorowych piłeczek i rzucać nimi w dwie najbliższe sobie osoby. Może bezkarnie muskać usta siatkarza, jeszcze bardziej uświadamiając sobie, jak wiele dla niej znaczy. Może zwyczajnie znów poczuć się szczęśliwa.
Siada na chwilę na jednej z parkowych ławek i przygląda się swoim dwóm największym szczęściom, które kręcą się właśnie dookoła, siedząc na dwóch konikach na karuzeli. Śmieją się od ucha do ucha, a ich głosy rozbrzmiewają w oddali. Są szczęśliwi. Tak sobie właśnie wyobrażała w dzieciństwie wizję swojego przyszłego życia. Miał być On. Idealny. Męski. Kochany. Twój. Miało być dziecko. Największy skarb. Teraz ma to właśnie przed oczami. Dwójkę ludzi, za których oddałaby wszystko. Zamyka na chwilę oczy i myśli, co by było, gdyby wtedy powiedziała prawdę i nie pozwoliła zwyczajnie mu wyjechać. Wtedy usunęła się w cień. Nie chciała, żeby był nadal z nią jedynie ze względu na dziecko. Nie chciała, żeby przestał realizować się jako siatkarz. Nie wiedziała jednak, że on kochał ją mimo wszystko, a dziecko byłoby dla niego największą radością.
- Mamo, chodź! - usłyszała głosik swojej córki i od razu zerwała się na równe nogi, by wzrokiem odnaleźć dziewczynkę.
- Gdzie jesteś?
- Ciociu, tata chyba zemdlał... - dziewczynka powiedziała, gdy Ola była już przy niej. Zaczęła cucić swojego chłopaka, który po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do niej perliście.
- Jednak ci na mnie trochę zależy - skradł jej całusa podnosząc głowę, a Olimpia wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ukartowaliście to? - spytała głośno, a siatkarz wraz ze swoją córką pokiwali delikatnie głową, bojąc się spojrzenia panny Siemieniuk. - Wy tak oboje przeciwko mnie?! Dobra to wracacie sami, a ja idę do kawiarni z powrotem. - odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku parkowej ścieżki prowadzącej do wyjścia z terenu zielonego. Daleko jednak nie uszła, bo po chwili straciła grunt pod nogami za sprawą zwinnego siatkarza, który przewiesił sobie ją na ramieniu, Olimpię chwycił za rękę i ruszył w przeciwnym kierunku, czyli do swojego samochodu.
- Jeszcze się odegram, zobaczycie! - odkrzyknęła jedynie i postanowiła więcej się nie odzywać.
Broniła swojego postanowienia zawzięcie, ale dwie pary łaskoczących ją dłoni, gdy leżała rozwalona plackiem na kanapie potrafiły wskórać wszystko. A już szczególnie dłonie osób, które kocha. Śmiała się wniebogłosy razem ze swoją córką i rozgrywającym. Uspokoili się dopiero w momencie, gdy usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, co oznaczało, że coś potłukli. Grzesiek z Olimpią od razu umyli od wszystkiego ręce zmywając się do kuchni w jej mieszkaniu w poszukiwaniu produktów potrzebnych do przygotowania naleśników. Została sama. rozsiadła się wygodnie i delektowała głosami zza ściany. Po chwili zerwała się, by posprzątać szkło i udała się do swoich gości. Uśmiechnęła się na widok ojca z córką podczas wspólnego przekręcania naleśnika metodą "rzucę do góry i zobaczę czy się uda". Udało się. O tym właśnie marzyła. O pełnej rodzinie dla swojego dziecka.
Tego wieczora straciła jeden wazon, dwa talerze i swój ulubiony kubek. Wszystko oczywiście przez przypadek roztrzaskiwało się na panelach czy beżowych matowych płytkach. Mimo wszystko nie była zła, bo widok dwóch radosnych buzi rekompensował jej wszystko, a pocałunki z siatkarzem były nawet bonusem do tej rekompensaty. Po zjedzonej kolacji zgodnie z córką stwierdziła, sprzeciwiając się Łomaczowi, który chciał oglądać kolejną kompromitację polskich kopaczy nożnych, że czas na kalambury. Dziewczynka specjalizowała się w bajkach, Grzesiek w komediach, a Ola w serialach. Najśmieszniej było, jak Mała zaczęła udawać, że jest osłem ze Shreaka, a jej rodzice nie mogli tego odgadnąć.
- Fajtłapy jesteście i tyle - wystawiła im obojgu język i ziewnęła przeciągle.
- Na ciebie już pora, moja panno... - powiedziała i zabrała śpiącą dziewczynkę do łazienki.
- Mamo, ja chcę, żeby tak było już codziennie... - dziewczynka wyszeptała wprost do jej ucha, gdy zostały same w łazience.
- Już niedługo, Skarbie... - skończyła wycierać włosy córce i puściła ją roześmianą do ojca, żeby ten poczytał jej na dobranoc.
W czasie, gdy Grzesiek i Olimpia znajdowali się w sypialni Oli, ona sama pogasiła światła, zaświeciła kilka zapachowych świeczek, rozłożyła się na swojej kanapie z lampką czerwonego wina, przymrużyła oczy i pomyślała, że tak właśnie mogłoby być już codziennie. Dźwięki z sąsiedniego pokoju ucichły, drzwi jedynie zaskrzypiały, usłyszała szuranie stóp po parkiecie, aż wreszcie poczuła, jak ktoś układa się obok niej, muska usta i przytula mocno do siebie. Odstawia szklane naczynie na stolik, podpiera się na łokciach i zerka w oczy mężczyzny, którego kocha od blisko ośmiu lat. Mimo znikomego światła zobaczyła w nich dokładnie to samo, co widziała lata temu w Zakopanym. Zobaczyła w nich przenikliwe i prawdziwe uczucie bijące do jej osoby.
- Czuję się jak gówniarz... Jak chłystek, który pierwszy raz w życiu się zakochał... Ale tak jest. Jestem zakochanym po uszy gówniarzem... - poczuła jego usta na swoich, dłonie wkradające się pod materiał koszulki. Poddała się mu. Bo przecież kochała go...
Z góry przepraszamy, że znów zawaliłyśmy (Dzuzeppe zawaliła) i rozdziału nie było w zeszłym tygodniu. :(
Mamy nadzieję, że ten zrekompensuje Wam tak długie oczekiwanie na wpis ;)
- Kim pan jest? - zapytał, gdy drzwi mieszkania Oli otworzył mu równie wysoki co on mężczyzna. Jego zdaniem przystojny mężczyzna.
- Ty pewnie do Oli i Olimpii, prawda? - chłopak uśmiechnął się przyjaźnie do Grześka, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Jestem Maciek, brat Oli - dopiero wtedy mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Tata! - z salonu wybiegła Mała, a tuż za nią wyłoniła się Ola.
- Widzę, że już się poznaliście - zaczęła.
- No jak widać - przesunął się do dziewczyny i musnął jej usta pocałunkiem.
- To ja się będę zbierać. Dziewczyny, dziękuję za wspaniały weekend, a z tobą - wskazał na rozgrywającego - mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.
Pół godziny później siedzieli już razem przy stole i delektowali się zapiekanką ziemniaczaną. Chłopakowi bardzo się taki obrazek spodobał. Spodobał mu się obrazek szczęśliwej rodziny, której sam w przyszłości może być częścią. Razem z córką i Olą. Poczuł przyjemne ciepło w okolicy serca, gdy obie bliskie mu kobiety uśmiechały się do siebie, zmywając naczynia w kuchni. Patrzył na nie i zaczął zauważać, jak wiele je łączy ale i różni. Widział piękną kobietę oraz biegającą obok niej małą dziewczynkę. Dwie blondynki, które wywróciły jego życie do góry nogami, które zawładnęły jego sercem i uczuciami, które nauczyły go kochać oraz okazywać swoje emocje światu.
Zauważył, że są do siebie złudnie podobne, jednak nie uznał tego za dziwne a śmieszne. W końcu kiedyś może będą rodziną, a wtedy będzie się śmiał, że córka i żona są do siebie tak strasznie podobne, a wcale ze sobą nie spokrewnione. Wyobrażał sobie, jak to by mogło być. Zamknął na chwile oczy i zaczął marzyć. Marzyć o swoim przyszłym życiu; o osobach, które będą mu towarzyszyć; o siatkówce i dalszym rozwoju kariery; o wielkim, ciepłym i pełnym ludzi domu nad morzem; o swoim dalszym egzystowaniu na tym świecie w gronie bliskich. W każdej tej myśli gościły dwie drobne blondynki, które pokochał całym swoim sercem.
- Zbierajcie się - zaczyna, gdy obie ładują się na jego kolana i obejmują ramionami.
- Gdzie niby?
- Zbierasz nas gdzieś, Tatku?
- A zabieram - uśmiecha się, całując je obydwie w policzki.
- A zdradzisz nam chociaż, czy nasz strój będzie pasował do klimatu miejsca? - Ola zmienia głos na postać arystokratyczna, a Olimpia od razu podłapuje temat.
- Tatku, a gdzie twoja biała peruka? Przecież teraz nie pokazać się w peruce to zbrodnia - dziewczynka staje przed dorosłymi i śmieje się od ucha do ucha.
Ubrali się szybko i ruszyli w kierunku samochodu siatkarza. Grzesiek po raz kolejny w ciągu ostatnich trzech tygodni zastanowił się, czy na to tak naprawdę zasługuje. Przecież nie zrobił czegoś nadzwyczajnego, za co mógłby dostać taką nagrodę w postaci tych dwóch blondynek, które teraz wesoło śpiewają jeden z hitów polskiego radia. W tej chwili czuł się prawdziwie szczęśliwy. Czuł, że wszystko, czego potrzebuje, ma przy sobie. Śmiał się w duchu do siebie. W końcu był wielkim szczęściarzem.
Ola.
Od wielu już lat nie czuła się jak mała dziewczynka. Od dobrych sześciu lat była jedynie matką. Zwariowaną, szaloną, radosną, ale cały czas matką. Dziś może poczuć się jak swoja córka. Może swobodnie biegać razem z nią i Grześkiem po wesołym miasteczku i cieszyć się ostatnimi ciepłymi promieniami październikowego słońca w tym roku. Może zwyczajnie huśtać się na kolorowych huśtawkach ze swoim dzieckiem i chłopakiem. Może skakać wśród kolorowych piłeczek i rzucać nimi w dwie najbliższe sobie osoby. Może bezkarnie muskać usta siatkarza, jeszcze bardziej uświadamiając sobie, jak wiele dla niej znaczy. Może zwyczajnie znów poczuć się szczęśliwa.
Siada na chwilę na jednej z parkowych ławek i przygląda się swoim dwóm największym szczęściom, które kręcą się właśnie dookoła, siedząc na dwóch konikach na karuzeli. Śmieją się od ucha do ucha, a ich głosy rozbrzmiewają w oddali. Są szczęśliwi. Tak sobie właśnie wyobrażała w dzieciństwie wizję swojego przyszłego życia. Miał być On. Idealny. Męski. Kochany. Twój. Miało być dziecko. Największy skarb. Teraz ma to właśnie przed oczami. Dwójkę ludzi, za których oddałaby wszystko. Zamyka na chwilę oczy i myśli, co by było, gdyby wtedy powiedziała prawdę i nie pozwoliła zwyczajnie mu wyjechać. Wtedy usunęła się w cień. Nie chciała, żeby był nadal z nią jedynie ze względu na dziecko. Nie chciała, żeby przestał realizować się jako siatkarz. Nie wiedziała jednak, że on kochał ją mimo wszystko, a dziecko byłoby dla niego największą radością.
- Mamo, chodź! - usłyszała głosik swojej córki i od razu zerwała się na równe nogi, by wzrokiem odnaleźć dziewczynkę.
- Gdzie jesteś?
- Ciociu, tata chyba zemdlał... - dziewczynka powiedziała, gdy Ola była już przy niej. Zaczęła cucić swojego chłopaka, który po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do niej perliście.
- Jednak ci na mnie trochę zależy - skradł jej całusa podnosząc głowę, a Olimpia wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ukartowaliście to? - spytała głośno, a siatkarz wraz ze swoją córką pokiwali delikatnie głową, bojąc się spojrzenia panny Siemieniuk. - Wy tak oboje przeciwko mnie?! Dobra to wracacie sami, a ja idę do kawiarni z powrotem. - odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku parkowej ścieżki prowadzącej do wyjścia z terenu zielonego. Daleko jednak nie uszła, bo po chwili straciła grunt pod nogami za sprawą zwinnego siatkarza, który przewiesił sobie ją na ramieniu, Olimpię chwycił za rękę i ruszył w przeciwnym kierunku, czyli do swojego samochodu.
- Jeszcze się odegram, zobaczycie! - odkrzyknęła jedynie i postanowiła więcej się nie odzywać.
Broniła swojego postanowienia zawzięcie, ale dwie pary łaskoczących ją dłoni, gdy leżała rozwalona plackiem na kanapie potrafiły wskórać wszystko. A już szczególnie dłonie osób, które kocha. Śmiała się wniebogłosy razem ze swoją córką i rozgrywającym. Uspokoili się dopiero w momencie, gdy usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, co oznaczało, że coś potłukli. Grzesiek z Olimpią od razu umyli od wszystkiego ręce zmywając się do kuchni w jej mieszkaniu w poszukiwaniu produktów potrzebnych do przygotowania naleśników. Została sama. rozsiadła się wygodnie i delektowała głosami zza ściany. Po chwili zerwała się, by posprzątać szkło i udała się do swoich gości. Uśmiechnęła się na widok ojca z córką podczas wspólnego przekręcania naleśnika metodą "rzucę do góry i zobaczę czy się uda". Udało się. O tym właśnie marzyła. O pełnej rodzinie dla swojego dziecka.
Tego wieczora straciła jeden wazon, dwa talerze i swój ulubiony kubek. Wszystko oczywiście przez przypadek roztrzaskiwało się na panelach czy beżowych matowych płytkach. Mimo wszystko nie była zła, bo widok dwóch radosnych buzi rekompensował jej wszystko, a pocałunki z siatkarzem były nawet bonusem do tej rekompensaty. Po zjedzonej kolacji zgodnie z córką stwierdziła, sprzeciwiając się Łomaczowi, który chciał oglądać kolejną kompromitację polskich kopaczy nożnych, że czas na kalambury. Dziewczynka specjalizowała się w bajkach, Grzesiek w komediach, a Ola w serialach. Najśmieszniej było, jak Mała zaczęła udawać, że jest osłem ze Shreaka, a jej rodzice nie mogli tego odgadnąć.
- Fajtłapy jesteście i tyle - wystawiła im obojgu język i ziewnęła przeciągle.
- Na ciebie już pora, moja panno... - powiedziała i zabrała śpiącą dziewczynkę do łazienki.
- Mamo, ja chcę, żeby tak było już codziennie... - dziewczynka wyszeptała wprost do jej ucha, gdy zostały same w łazience.
- Już niedługo, Skarbie... - skończyła wycierać włosy córce i puściła ją roześmianą do ojca, żeby ten poczytał jej na dobranoc.
W czasie, gdy Grzesiek i Olimpia znajdowali się w sypialni Oli, ona sama pogasiła światła, zaświeciła kilka zapachowych świeczek, rozłożyła się na swojej kanapie z lampką czerwonego wina, przymrużyła oczy i pomyślała, że tak właśnie mogłoby być już codziennie. Dźwięki z sąsiedniego pokoju ucichły, drzwi jedynie zaskrzypiały, usłyszała szuranie stóp po parkiecie, aż wreszcie poczuła, jak ktoś układa się obok niej, muska usta i przytula mocno do siebie. Odstawia szklane naczynie na stolik, podpiera się na łokciach i zerka w oczy mężczyzny, którego kocha od blisko ośmiu lat. Mimo znikomego światła zobaczyła w nich dokładnie to samo, co widziała lata temu w Zakopanym. Zobaczyła w nich przenikliwe i prawdziwe uczucie bijące do jej osoby.
- Czuję się jak gówniarz... Jak chłystek, który pierwszy raz w życiu się zakochał... Ale tak jest. Jestem zakochanym po uszy gówniarzem... - poczuła jego usta na swoich, dłonie wkradające się pod materiał koszulki. Poddała się mu. Bo przecież kochała go...
~*~*~
Witamy :*
Z góry przepraszamy, że znów zawaliłyśmy (Dzuzeppe zawaliła) i rozdziału nie było w zeszłym tygodniu. :(
Mamy nadzieję, że ten zrekompensuje Wam tak długie oczekiwanie na wpis ;)
Dzuzeppe: Jak Widzicie atmosfera rodzinna kwitnie.
Ale zobaczymy jak to będzie za chwilę. Grześkowi został tydzień...
Do końca chyba już bliżej niż dalej. Już wygląda zza rogu ;)
Teraz z innej beczki :P
Chciałabym Was wszystkie serdecznie zaprosić na nowy projekt.
Mianowicie duet z Evi.
Bohaterami Zbyszek i Ewa.
Start kompletnie nie znany...
Tchnienie życia.
Ale zobaczymy jak to będzie za chwilę. Grześkowi został tydzień...
Do końca chyba już bliżej niż dalej. Już wygląda zza rogu ;)
Teraz z innej beczki :P
Chciałabym Was wszystkie serdecznie zaprosić na nowy projekt.
Mianowicie duet z Evi.
Bohaterami Zbyszek i Ewa.
Start kompletnie nie znany...
Tchnienie życia.
Pozdrawiam :*
Zapraszam:
Sobotnia noc #18
Sobotnia noc #18