poniedziałek, 24 marca 2014

11. " - Kim pan jest?"

Grzesiek


Dziś niedziela, którą wreszcie spędzi z córką. Nie widział jej od od czwartku, gdy zostawił ją u Oli. W tym czasie spędził wiele chwil na przemyśleniach o swoim życiu i aktualnej sytuacji, która zrodziła się w momencie, gdy do jego mieszkania weszła mała blondyneczka. Rozmyślał o wszystkich zabiegach okoliczności, które spadły na niego w tamtym czasie. Myślał również o Oli. O kobiecie, która pokazała mu, jak dobrze jest nie być na tym świecie samemu. Ta dziewczyna wlała w jego serce miłość, o której już prawie zapomniał. Sprawiła, że odkrył lepsze strony swojego życia. Pokazała mu, jak wiele go w egzystencji na tym świecie ominęło. Odkryła prawdziwe oblicze Grzegorza Łomacza. Odkryła chłopaka, którym był ostatnio jeszcze w liceum.

- Kim pan jest? - zapytał, gdy drzwi mieszkania Oli otworzył mu równie wysoki co on mężczyzna. Jego zdaniem przystojny mężczyzna.
- Ty pewnie do Oli i Olimpii, prawda? - chłopak uśmiechnął się przyjaźnie do Grześka, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Jestem Maciek, brat Oli - dopiero wtedy mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Tata! - z salonu wybiegła Mała, a tuż za nią wyłoniła się Ola.
- Widzę, że już się poznaliście - zaczęła.
- No jak widać - przesunął się do dziewczyny i musnął jej usta pocałunkiem.
- To ja się będę zbierać. Dziewczyny, dziękuję za wspaniały weekend, a z tobą - wskazał na rozgrywającego - mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.

Pół godziny później siedzieli już razem przy stole i delektowali się zapiekanką ziemniaczaną. Chłopakowi bardzo się taki obrazek spodobał. Spodobał mu się obrazek szczęśliwej rodziny, której sam w przyszłości może być częścią.  Razem z córką i Olą. Poczuł przyjemne ciepło w okolicy serca, gdy obie bliskie mu kobiety uśmiechały się do siebie, zmywając naczynia w kuchni. Patrzył na nie i zaczął zauważać, jak wiele je łączy ale i różni. Widział piękną kobietę oraz biegającą obok niej małą dziewczynkę. Dwie blondynki, które wywróciły jego życie do góry nogami, które zawładnęły jego sercem i uczuciami, które nauczyły go kochać oraz okazywać swoje emocje światu.

Zauważył, że są do siebie złudnie podobne, jednak nie uznał tego za dziwne a śmieszne.  W końcu kiedyś może będą rodziną, a wtedy będzie się śmiał, że córka i żona są do siebie tak strasznie podobne, a wcale ze sobą nie spokrewnione. Wyobrażał sobie, jak to by mogło być. Zamknął na chwile oczy i zaczął marzyć. Marzyć o swoim przyszłym życiu; o osobach, które będą mu towarzyszyć; o siatkówce i dalszym rozwoju kariery; o wielkim, ciepłym i pełnym ludzi domu nad morzem; o swoim dalszym egzystowaniu na tym świecie w gronie bliskich. W każdej tej myśli gościły dwie drobne blondynki, które pokochał całym swoim sercem.

- Zbierajcie się - zaczyna, gdy obie ładują się na jego kolana i obejmują ramionami.
- Gdzie niby?
- Zbierasz nas gdzieś, Tatku?
- A zabieram - uśmiecha się, całując je obydwie w policzki.
- A zdradzisz nam chociaż, czy nasz strój będzie pasował do klimatu miejsca? - Ola zmienia głos na postać arystokratyczna, a Olimpia od razu podłapuje temat.
- Tatku, a gdzie twoja biała peruka? Przecież teraz nie pokazać się w peruce to zbrodnia - dziewczynka staje przed dorosłymi i śmieje się od ucha do ucha. 

Ubrali się szybko i ruszyli w kierunku samochodu siatkarza. Grzesiek po raz kolejny w ciągu ostatnich trzech tygodni zastanowił się, czy na to tak naprawdę zasługuje. Przecież nie zrobił czegoś nadzwyczajnego, za co mógłby dostać taką nagrodę w postaci tych dwóch blondynek, które teraz wesoło śpiewają jeden z hitów polskiego radia. W tej chwili czuł się prawdziwie szczęśliwy. Czuł, że wszystko, czego potrzebuje, ma przy sobie. Śmiał się w duchu do siebie. W końcu był wielkim szczęściarzem. 



Ola. 

Od wielu już lat nie czuła się jak mała dziewczynka. Od dobrych sześciu lat była jedynie matką. Zwariowaną, szaloną, radosną, ale cały czas matką. Dziś może poczuć się jak swoja córka. Może swobodnie biegać razem z nią i Grześkiem po wesołym miasteczku i cieszyć się ostatnimi ciepłymi promieniami październikowego słońca w tym roku. Może zwyczajnie huśtać się na kolorowych huśtawkach ze swoim dzieckiem i chłopakiem. Może skakać wśród kolorowych piłeczek i rzucać nimi w dwie najbliższe sobie osoby. Może bezkarnie muskać usta siatkarza, jeszcze bardziej uświadamiając sobie, jak wiele dla niej znaczy. Może zwyczajnie znów poczuć się szczęśliwa.

Siada na chwilę na jednej z parkowych ławek i przygląda się swoim dwóm największym szczęściom, które kręcą się właśnie dookoła, siedząc na dwóch konikach na karuzeli. Śmieją się od ucha do ucha, a ich głosy rozbrzmiewają w oddali. Są szczęśliwi. Tak sobie właśnie wyobrażała w dzieciństwie wizję swojego przyszłego życia. Miał być On. Idealny. Męski. Kochany. Twój. Miało być dziecko. Największy skarb. Teraz ma to właśnie przed oczami. Dwójkę ludzi, za których oddałaby wszystko. Zamyka na chwilę oczy i myśli, co by było, gdyby wtedy powiedziała prawdę i nie pozwoliła zwyczajnie mu wyjechać. Wtedy usunęła się w cień. Nie chciała, żeby był nadal z nią jedynie ze względu na dziecko. Nie chciała, żeby przestał realizować się jako siatkarz. Nie wiedziała jednak, że on kochał ją mimo wszystko, a dziecko byłoby dla niego największą radością.

- Mamo, chodź! - usłyszała głosik swojej córki i od razu zerwała się na równe nogi, by wzrokiem odnaleźć dziewczynkę.
- Gdzie jesteś?
- Ciociu, tata chyba zemdlał... - dziewczynka powiedziała, gdy Ola była już przy niej. Zaczęła cucić swojego chłopaka, który po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do niej perliście.
- Jednak ci na mnie trochę zależy - skradł jej całusa podnosząc głowę, a Olimpia wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ukartowaliście to? - spytała głośno, a siatkarz wraz ze swoją córką pokiwali delikatnie głową, bojąc się spojrzenia panny Siemieniuk. - Wy tak oboje przeciwko mnie?! Dobra to wracacie sami, a ja idę do kawiarni z powrotem. - odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku parkowej ścieżki prowadzącej do wyjścia z terenu zielonego. Daleko jednak nie uszła, bo po chwili straciła grunt pod nogami za sprawą zwinnego siatkarza, który przewiesił sobie ją na ramieniu, Olimpię chwycił za rękę i ruszył w przeciwnym kierunku, czyli do swojego samochodu.

- Jeszcze się odegram, zobaczycie! - odkrzyknęła jedynie i postanowiła więcej się nie odzywać.

Broniła swojego postanowienia zawzięcie, ale dwie pary łaskoczących ją dłoni, gdy leżała rozwalona plackiem na kanapie potrafiły wskórać wszystko. A już szczególnie dłonie osób, które kocha. Śmiała się wniebogłosy razem ze swoją córką i rozgrywającym. Uspokoili się dopiero w momencie, gdy usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, co oznaczało, że coś potłukli. Grzesiek z Olimpią od razu umyli od wszystkiego ręce zmywając się do kuchni w jej mieszkaniu w poszukiwaniu produktów potrzebnych do przygotowania naleśników. Została sama. rozsiadła się wygodnie i delektowała głosami zza ściany. Po chwili zerwała się, by posprzątać szkło i udała się do swoich gości. Uśmiechnęła się na widok ojca z córką podczas wspólnego przekręcania naleśnika metodą "rzucę do góry i zobaczę czy się uda". Udało się. O tym właśnie marzyła. O pełnej rodzinie dla swojego dziecka.

Tego wieczora straciła jeden wazon, dwa talerze i swój ulubiony kubek. Wszystko oczywiście przez przypadek roztrzaskiwało się na panelach czy beżowych matowych płytkach. Mimo wszystko nie była zła, bo widok dwóch radosnych buzi rekompensował jej wszystko, a pocałunki z siatkarzem były nawet bonusem do tej rekompensaty. Po zjedzonej kolacji zgodnie z córką stwierdziła, sprzeciwiając się Łomaczowi, który chciał oglądać kolejną kompromitację polskich kopaczy nożnych, że czas na kalambury. Dziewczynka specjalizowała się w bajkach, Grzesiek w komediach, a Ola w serialach. Najśmieszniej było, jak Mała zaczęła udawać, że jest osłem ze Shreaka, a jej rodzice nie mogli tego odgadnąć.

- Fajtłapy jesteście i tyle - wystawiła im obojgu język i ziewnęła przeciągle.
- Na ciebie już pora, moja panno... - powiedziała i zabrała śpiącą dziewczynkę do łazienki.
- Mamo, ja chcę, żeby tak było już codziennie... - dziewczynka wyszeptała wprost do jej ucha, gdy zostały same w łazience.
- Już niedługo, Skarbie... - skończyła wycierać włosy córce i puściła ją roześmianą do ojca, żeby ten poczytał jej na dobranoc.

W czasie, gdy Grzesiek i Olimpia znajdowali się w sypialni Oli, ona sama pogasiła światła, zaświeciła kilka zapachowych świeczek, rozłożyła się na swojej kanapie z lampką czerwonego wina, przymrużyła oczy i pomyślała, że tak właśnie mogłoby być już codziennie. Dźwięki z sąsiedniego pokoju ucichły, drzwi jedynie zaskrzypiały, usłyszała szuranie stóp po parkiecie, aż wreszcie poczuła, jak ktoś układa się obok niej, muska usta i przytula mocno do siebie. Odstawia szklane naczynie na stolik, podpiera się na łokciach i zerka w oczy mężczyzny, którego kocha od blisko ośmiu lat. Mimo znikomego światła zobaczyła w nich dokładnie to samo, co widziała lata temu w Zakopanym. Zobaczyła w nich przenikliwe i prawdziwe uczucie bijące do jej osoby.

- Czuję się jak gówniarz... Jak chłystek, który pierwszy raz w życiu się zakochał... Ale tak jest. Jestem zakochanym po uszy gówniarzem... - poczuła jego usta na swoich, dłonie wkradające się pod materiał koszulki. Poddała się mu. Bo przecież kochała go...



~*~*~

Witamy :*

Z góry przepraszamy, że znów zawaliłyśmy (Dzuzeppe zawaliła) i rozdziału nie było w zeszłym tygodniu. :(
Mamy nadzieję, że ten zrekompensuje Wam tak długie oczekiwanie na wpis ;)
Dzuzeppe: Jak Widzicie atmosfera rodzinna kwitnie.
Ale zobaczymy jak to będzie za chwilę. Grześkowi został tydzień...
Do końca chyba już bliżej niż dalej. Już wygląda zza rogu ;)

Teraz z innej beczki :P
Chciałabym Was wszystkie serdecznie zaprosić na nowy projekt.
Mianowicie duet z Evi.
Bohaterami Zbyszek i Ewa.
Start kompletnie nie znany...
Tchnienie życia.

Pozdrawiam :*

Zapraszam:
Sobotnia noc #18

niedziela, 9 marca 2014

10. "Bo ty nigdy nie przestałeś Jej kochaś, Grzesiu... "

Grzesiek.

Niedawna rozmowa z córką naprawdę wiele mu uświadomiła. Pokazała, jak bardzo spoczął na laurach i przestał się starać o wszystko, co go otacza. Zdał sobie sprawę, że zaczęło zadowalać go to, co już zdobył, a o resztę nie chciało mu się starać. Przecież on jest Grzegorzem Łomaczem, człowiekiem, który ma wszystko, który niczego nie może stracić. Skąd jedynie może wiedzieć, że kiedyś nadejść mogą takie dni, w których zostanie sam jak palec, bo o nic nie będzie się starał. Zadowolił się teraźniejszością, nie myśląc o tym, co będzie. Na szczęście w jego życiu gości jedna mała istotka, która nie pozwala mu przestać się starać. Ma Olimpię.

Dzisiejszy wieczór spędzi jednak najprawdopodobniej sam, gdyż dziewczynka dzisiejszą noc spędzi u Oli razem ze swoim psem, Frankiem. Zwyczajnie spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torby i powiedziała, że potrzebuje damskiego towarzystwa. Nie miał nic do powiedzenia. Zawiózł więc dziewczynkę i zwierzaka do Oli. Nie wszedł jednak nawet do środka. Dzisiejszy wieczór chciał spędzić na przemyśleniach. Najpierw bezczynnie jeździł ciemnymi już ulicami Gdańska i obserwował, jak ludzie w różnym wieku próbują dostać się do domów, jak młodzież zmierza najpewniej na jakieś imprezy. Czuł się tak, jakby jedynie on nie miał celu podróży. W końcu postanowił kupić wino i udać się w bardzo dobrze znanym sobie kierunku.

- Grzesiek? Co ty tu robisz? - Ala przywitała go w dresie. Otworzyła szeroko drzwi i wpuściła do środka.

Od razu poszedł do kuchni i sam znalazł lampki do wina oraz drobne przekąski, które jego przyjaciółka zawsze trzymała w tym samym miejscu, w szafce nad zlewem. Dziewczyna zmieniła jedynie stary dres na dżinsy oraz wełniany sweter i zasiadła na kanapie, czekając na to, aż  mężczyzna wszystko przygotuje. U niej w mieszkaniu czuł się tak jak u siebie, więc Ala zawsze pozwalała mu się krzątać po jej kuchni. Wreszcie wkroczył do salonu z paczką chipsów, krakersami, winem oraz informacją, że zaraz będą mogli jeść również i pizzę. Usiadł obok przyjaciółki na kanapie i odetchnął głęboko, opierając głowę o oparcie. Tego właśnie potrzebował. Chwili odpoczynku.

- Aluś, dlaczego nam nie wyszło nigdy? - zapytał godzinę później, gdy dziewczyna leżała z głową na jego kolanach i śledziła akcję filmu, który oglądali.
- Bo ty nigdy nie przestałeś Jej kochaś, Grzesiu... - odpowiedziała, podnosząc się i wpatrując się w jego oczy. - Ja nigdy nie byłam dziewczyną, którą traktowałbyś jako kandydatkę na dziewczynę, żonę... Ja od zawsze zakodowana w twojej głowie byłam jako przyjaciółka. Tylko  pokochałeś tak mocno. 
- Ale przecież można powiedzieć, że my... byliśmy ze sobą - westchnął, opróżniając do końca kieliszek.
- Nie Grzesiek... To ja zawsze byłam przy tobie. Ty byłeś ze mną jedynie w łóżku.
- Przepraszam cię... - przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Najdziwniejsze jest to, że dopiero twoja córka potrafiła uświadomić mi to, że nigdy nic między nami nie będzie... Grzesiek, nie spiernicz tego, co jest między tobą a Olą. Nie strać jej ponownie...
- Co?
- Nic... Nigdy nie odpuszczaj.

Nie wiedział do końca, co mogą znaczyć słowa jego przyjaciółki. Nawet nie próbował jednak domyślić się, co miała na myśli i dlaczego miałby znów stracić Olę, skoro zna ją od niedawna. Zajął się szczerymi rozmowami z dziewczyną na temat Bartka, jego przyjaciela z boiska. Ucieszył się, gdy powiedziała mu, że być może coś z tego będzie. Zawsze pragnął tego, by była szczęśliwa, bo sam podświadomie wiedział, że nie jest w stanie tego szczęście jej dać. Może Alicja rzeczywiście ma rację i nigdy nie przestał kochać swojej pierwszej miłości? Może teraz krzywdzi Olę, bo nie jest w stanie odciąć się od tamtych wydarzeń? Może los da mu jeszcze szansę, by być szczęśliwym?



Ola.

Pierwszy raz od przyjazdu do Gdańska spędza dzień z Małą. Obie już parę dni wcześniej to zaplanowały, a dzisiejszego dnia była ku temu najlepsza okazja, gdyż sam Grzesiek miał dość bycia ojcem. Nie dziwiła mu się.  W końcu nie każdy z dnia na dzień zostaje ojcem i świetnie odnajduje się w nowej roli,  jak zrobił to rozgrywający. Ponadto i Olimpii brakowało obecności matki. Cieszyła się, bo i ona tęskniła. Brakowało jej śmiechu córki, która zawsze była przy niej. Brakowało jej obecności tej Małej kruszynki, którą nosiła pod sercem przez dziewięć miesięcy, która przyszła na świat jako owoc miłości. To że ojciec dziewczynki nie wiedział o jej istnieniu, nie znaczy że nie kochał jej matki, że nie kochał Oli. 


- Olimpia otwórz! - krzyknęła do córki, gdyż sama zajęta była przygotowywaniem kolacji. 
- Wujek! - usłyszała radosny głos córki, a po chwili w kuchni zobaczyła dziewczynkę oraz swojego brata. 
- O proszę, kto do mnie zawitał! - uśmiechnęła się do Maćka, by zatonąć w jego ramionach. - Nawet nie zadzwoniłeś, że przyjedziesz. Ciesz się, że Olimpia akurat jest. 
- Cieszę się, że widzę was obie - przytulił siostrę i siostrzenice.

Kobieta poczuła się tak, jakby była w swoim rodzinnym mieście, przebywała w rodzinnym domu, razem z najbliższymi. Z bratem miała niepowtarzalnie dobry kontakt, który zawdzięcza poniekąd swojej córce. Doskonale pamięta, jak z jej ust padło wyznanie, że zostanie mamą. Pamięta, jak rodzice niemal wyrzucili ją początkowo z domu, a jedynie znienawidzony do tej pory młodszy o dwa lata brat się za nią wstawił. Pamięta, jak wybiegł za nią z domu uprzednio krzycząc na matkę i ojca. To on całą noc plątał się z nią po mieście, sprawiając, że przestała płakać, a nawet uśmiechnęła się i zaczęła cieszyć się tym, że nosi pod sercem małą cząstkę siebie i swojej miłości. Jako jedyny się od niej nie odwrócił. Wręcz przeciwnie. Był z nią przez cały ten czas i jest do tej pory. 

To dopiero tamtej nocy zdała sobie sprawę, że ma brata, na którego zawsze może liczyć. To było wspaniałe uczucie, gdy po raz pierwszy usłyszała bicie serca swojego Maluszka. Popłakała się wtedy, ale miała obok siebie Maćka. Razem chodzili do sklepów dziecięcych i wybierali śpioszki czy zabawki dla jej dziecka. To on pomógł jej odnowić pokój na poddaszu, to on malował ściany, odnowił ich starą kołyskę. To on obrywał za jej zmieniający się humor i biegał do kuchni po zachcianki. To on był przy niej, gdy dowiedziała się, że na świat przyjdzie jej córeczka.  To wreszcie on trzymał ją za rękę, gdy w jednym z Warszawskich szpitali na świat  przyszła Olimpia. Olimpia Łomacz.

- Zasnęła - wyszeptał. Usiadł obok niej na kanapie i przytulił. 
- W końcu swojego ukochanego wujka nie widziała prawie miesiąc, więc ja się nie dziwię, że padła. 
- Dzięki temu możemy pogadać. Ola... - uniósł jej podbródek, ucałował czoło i zmusił spojrzeniem, żeby się uśmiechnęła. 
- To wszystko nie ma sensu... - westchnęła, podchodząc do okna. - Grzesiek mnie nie kocha. 
- Gdyby cię nie kochał, to nie oddałby córki obcej kobiecie, a o tym, że jesteś jej matką, nie wie na pewno.
- To dlaczego jeszcze ani razu nie usłyszałam, że coś do mnie czuje? - odwróciła się w stronę brata. - Maciek, on ma mnie jedynie za opiekunkę dla Olimpii, gdy ma mecze i treningi - jej oczy zrobiły się szkliste. Poczuła na swoich ramionach dłonie brata, który mocno ją przytulił. - Zrozum, ja zwyczajnie boje się tego, że narobiłam tylko niepotrzebnych nadziei Olimpii i niejako też Grześkowi...


~*~*~


Cześć Wam :D
To znowu ja (Dzuzeppe) :)
Maniek się rozchorowała, z resztą ja też i to dlatego tak długo nas tu nie było. :(
Jak widzicie zarówno Grzesiek jak i Ola przeprowadzają poważne rozmowy ze swoimi przyjaciółmi, które miejmy nadzieje przyniosą jakieś skutki :D
Mam pytanie do Was.
Ile jeszcze chciałyście epizodów, żeby się tu pojawiło? :P
Bo my otwarte na propozycje jesteśmy i śmiało możecie pisać do nas na Gadu i zgłaszać pomysły odnośnie dalszych losów naszych bohaterów (namiary znajdziecie w odpowiedniej zakładce KONTAKT) ;-)

Pozdrawiam,
Dzuzeppe:*
 
 Zapraszam: