Bezpieczeństwo. Błogość. Ciepło. To wszystko otulało mnie tej nocy ze zdwojoną siłą. Nie potrafiłam odepchnąć go od siebie, zabrać jego dłoni obejmującej mnie w pasie, odsunąć głowy od drażniącego mnie jego oddechu. Byłam tym wszystkim odurzona. To wszystko mnie do niego jeszcze bardziej przyciągało. Całą noc czułam jego obecność za swoimi plecami. To cudowne uczucie. Simone nie okazywał mi czułości. Prawie zawsze spał na swojej połówce łóżka, nie przytulał mnie, nie okrywał szczelnie kołdrą, nie troszczył się o mnie i nie dawał poczucia bezpieczeństwa oraz przede wszystkim miłości. Winiarski był inny. Spaliśmy ze sobą drugi raz w życiu, aczkolwiek z pewnością mogę stwierdzić, że to dwie najlepsze w moim życiu noce, mimo że obie całkowicie różne. Ta pierwsza to noc napalonych nastolatków. Obecna to chwila, której nie chcę przerywać. Ale zarówno jedna jak i druga kojarzą mi się z bliskością, troską, ciepłem. Dokładnie taki jest siatkarz.
Dopiero rano uświadamiam sobie, że z Oliwierem jesteśmy tylko znajomymi, dwójką samotnych dorosłych ludzi. Nawet, jeśli chciałabym, by między nami ponownie coś się zrodziło, to wiem, że jest to wręcz niemożliwe, że nie dam rady być z nim tak, jak oboje byśmy tego chcieli. Nie jestem gotowa, aby rzucić się w jego ramiona tak krótko po tym, co zrobił mi Simone. Najpierw muszę się pozbierać po tym. Później pomyślę, co dalej ze mną, z moim życiem. Może jednak moim miejscem na ziemi nie jest Polska, a jakiś inny europejski kraj, gdzie ponownie stanę na najwyższym stopniu podium razem z drużyną, której będą gwiazdą. Każdy będzie ze mnie wtedy dumny, szczęśliwy, że mi się udało, że spełniam swoje marzenia. W gruncie rzeczy będzie to jedynie pozorne szczęście.
Czym prędzej wstałam z łóżka, mimo nadgorliwych dłoni Oliwera, które cały czas przyciągały mnie do siebie, ubrałam się i po cichu wyszłam z jego domu. Na dworze było jeszcze ciemno. Przy ulicy świeciły się latarnie, nie było widać żadnej żywej duszy. Rodzice od lat zostawiali jeden komplet kluczy pod parapetem przy oknie na werandzie, żebyśmy w razie czego nie marzli z Mateuszem, gdy kiedyś zapomnimy kluczy. Chyba pierwszy raz w życiu skorzystam z nich nad ranem po nocy spędzonej poza domem. Zdarzało mi się używać ich jedynie wtedy, gdy chciałam zrobić niespodziankę rodzicom. Na dole spotkałam tylko rozespanego Franka, który radośnie zamerdał ogonem, przegryzając karmę. Podszedł do mnie, połasił się, a potem błagalnym wzrokiem spojrzał na drzwi, więc wypuściłam go na podwórko, by zrobił co swoje. Po cichu weszłam na górę, przebrałam się w piżamę i położyłam grzecznie do łóżka o 6 nad ranem, słysząc, że mama właśnie wychodzi z sypialni, a Franek szczeka rozpaczliwie, żeby wpuścić go do domu.
- Olimpia! - ktoś nagle wparował do mojego pokoju, budząc mnie ze snu. - Jedziesz ze mną kupić jakiś prezent na urodziny i jednocześnie na święta dla Magdy!
- To już teraz? - zdziwiona podniosłam głowę i spojrzałam na Sebastiana, który stał jeszcze w kurtce i w zimowych butach. - Pojadę z tobą, tylko daj mi trochę czasu, nie pojadę w końcu w piżamie. - Zaśmiałam się, namówiłam Ignaczaka, żeby poszedł na dół i zrobił mi gorącą czekoladę, a sama umyłam zęby, ubrałam się i zeszłam do niego, czując cudowny zapach napoju Bogów, którym dla mnie i chłopaka była czekolada. - No to opowiadaj. Co tam u was słychać? - stanęłam na przeciwko niego przy wysepce kuchennej i zaczęłam robić sobie kanapki. - Jesteś głodny?
- Nie, dzięki, jadłem rano zanim przyjechałem do ciebie - Franek położył mu łeb na kolanach, a ten zaczął go głaskać.
- Nie zaszkodzi, jak zjesz coś jeszcze.
- Oli, mam problem...
- Co jest?
- Chcą dać mi awans...
- No to powinieneś się cieszyć, a nie przejmować. - Poklepałam go po ramieniu. - Gratuluję!
- Dzięki... Ale to nie wszystko... Awans wiąże się z koniecznością przeprowadzki do Warszawy.
- No i?
- Nie rozumiesz, że nie zostawię Magdy samej w Rzeszowie, a nie wiem czy byłaby w stanie wyjechać ze mną... - zasmucił się. - Jestem w patowej sytuacji.
- Nie mów tak... Kochasz Madzię, a ona ciebie, jesteście ze sobą szczęśliwi od lat... Musisz powiedzieć jej o wszystkim, a razem znajdziecie rozwiązanie tej sytuacji. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. - Dokończyłam jeść śniadanie, posprzątałam po sobie i byłam gotowa do wyjścia. - Jedziemy czy marudzimy dalej? - spytałam, ale Sebastian był za bardzo zamyślony. - Halo! Ziemia do Sebastiana!
- Co?... A dobra, jesteś gotowa. No to jedźmy.
Po kilku chwilach Ignaczak wrócił do siebie, zaczął się śmiać, żartować, po prostu znów zaczął być sobą. Oboje zgodnie doszliśmy do wniosku, że najlepszym prezentem będzie biżuteria. Odkąd pamiętam mój przyjaciel miał dobry gust, jeśli chodzi o dobór tego rodzaju prezentów. Mam wrażenie, że bardziej chciał pogadać, niż szukał mojej pomocy. Uwielbiam spędzać czas z tym przezabawnym człowiekiem, który jest dla mnie jak drugi brat. Sebastian wybrał piękne srebrne kolczyki. Wypiliśmy jeszcze dobrą kawę i chłopak odwiózł mnie do domu, a sam ruszył w podróż do Rzeszowa. W domu zastałam mamę, która podgrzewała gołąbki na obiad. Nie poruszała tematu tego, gdzie spędziłam noc, po prostu spytała, jak mi się spało i zagoniła do zjedzenia obiadu. Chwilę później do domu wrócił tato. Mateusz siedział u Oliwii, chwili nie mogą bez siebie wytrzymać. Cały kolejny tydzień spędziłam na leniuchowaniu, spotkaniach z koleżankami oraz wizytach na hali. Nadal nie mogłam grać, ale lubiłam patrzeć na zawodników, jaką pasję wkładają w to, co robią.
W piątkowe popołudnie jak za dawnych lat chwyciłam smycz i powędrowałam z Frankiem na spacer po naszym osiedlu. W młodości często robiłam tak po to, by pomyśleć. Teraz też tego potrzebowałam. Z Oliwierem nie miałam kontaktu od wspólnie spędzonej nocy. Ani ja ani jak widać on nie mieliśmy odwagi, żeby się do siebie odezwać. Labrador miał już swoje lata, nawet bardzo dużo lat, ale nadal uwielbiał chodzić na spacery. Nie biegał już tak jak za dawnych lat, ale wielką radość sprawiał mu sama przechadzka.
- Cześć Oli... - przestraszyłam się, słysząc za swoimi plecami włoski język.
- Co ty tu robisz?! - odwróciłam się gwałtownie, mocno trzymając smycz z warczącym na Włocha Frankiem.
- Ja... Chciałem się z tobą jeszcze raz zobaczyć, potrzebowałem tego - zbliżył się do mnie, ale na szczęście obecność Franka nie pozwoliła mu na za wiele.
- Ale ja tego nie potrzebuje! Czego ode mnie chcesz? Nie wrócę do ciebie! - odwróciłam się i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Przypomniały mi się chwile grozy z naszego mieszkania. To jak mocno mnie skrzywdził.
- Olimpia! Zaczekaj, proszę! - krzyczał głośno za mną. - Chciałem Cię tylko przeprosić... Olimpia, proszę, wybacz mi! - zatrzymałam się. Przez chwilę stałam nieruchomo, dopiero po chwili odwróciłam się i miałam odwagę, by spojrzeć mu prosto w oczy i zobaczyć w nim tego samego człowieka co rok temu. Był prawdziwym sobą. Osobą, w której kiedyś się zakochałam. - Wiem, co zrobiłem. Wiem, że powinienem gnić za to w więzieniu... Olimpia, chciałbym Cię przeprosić... Tylko tyle. Przepraszam, sole*. - Spuścił wzrok, obrócił się i odszedł.
- Simone! Zaczekaj... Przejdziemy się kawałek?
- Jeśli tylko chcesz... - Uśmiechnął się i ruszyliśmy dalej razem.
Rozmawialiśmy, pierwszy raz od bardzo długiego czasu potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Nie kłóciliśmy się, nie dąsaliśmy na siebie, nie rzucaliśmy przykrymi słowami. To był człowiek, który mi się oświadczał, który był ze mną naprawdę blisko, z którym chciałam spędzić każdą chwilę swojego życia. Włoch opowiedział mi, że wyprowadził się z naszego mieszkania, że po moim wyjeździe nie mógł spędzić tam ani chwili dłużej, że chce się zmienić. Pół godziny później pożegnaliśmy się, przyjechała po niego taksówka, a za kilka godzin miał być już we Włoszech. W momencie, gdy taksówka odjechała, poczułam, że uwolniłam się od przeszłości, że od teraz mogę budować na nowo swoją przyszłość. Postanowiłam wracać do domu, bo labrador już ledwo zipał. Przed domem zobaczyłam dwa obce samochody, których rejestracje mogły wskazywać tylko na jednych gości. Wujek Maciek i ciocia Blanka! Nie myliłam się. Z salonu słychać było głośne śmiechy całej rodziny, nawet Mateusz z Oliwią znaleźli się w domu. Przyjechali również moi kuzyni Karolina, Patryk i Marcelina.
Jak się później dowiedziałam, wszystko było zaplanowane od kilku dni i rodzina znad morza zostaje u nas na cały weekend. Nie przyjechali jednak bez okazji. W połowie stycznia bliźniaki mają 18 urodziny. Dostaliśmy piękne zaproszenia, z zdjęciem Karoliny i Patryka prosto z porodówki w środku. Wujostwo myślało, że nadal jestem razem z Simone, ponieważ zaproszenie dostałam z dopiskiem "Olimpia Łomacz z narzeczonym". Ciężko było mi wszystko wyjaśniać, ale dałam radę. Ciocia zaczęła mnie przepraszać. Oczywiście nie byłam na nikogo zła, zrozumiałam sytuację, rodzina również. Zjedliśmy wspólnie kolację, później rodzice wyszli do kina na podobno genialny polski film, a ja razem z młodzieżą zostaliśmy w domu. Postanowiliśmy zrobić sobie wieczór filmowy w domu z masą popcornu, butelką wina czy puszką piwa oraz większą swobodą niż w kinie. Po pierwszym filmie dałam za wygraną i poszłam do siebie do pokoju. Za oknem zaczął sypać śnieg. W końcu czas najwyższy, za tydzień święta. Ciekawe, jaka pogoda panować będzie nad morzem, gdzie jak w tym roku spędzimy święta. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Cieszę się, że jeszcze nie śpisz. Myślałem, że cię obudzę.
- Zrobiliśmy sobie w domu wieczór kinowy...
- No tak, chyba masz gości z Gdańska, prawda?
- Masz rację. Bliźniaki mają osiemnastkę i przyjechali z zaproszeniami - położyłam się w łóżku. Czułam zmęczenie, w końcu tyle wydarzyło się dzisiejszego dnia. - Coś się stało?
- Chciałem cię usłyszeć... Jesteś u siebie w pokoju, prawda?
- Skąd wiesz? - zaskoczył mnie, podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju.
- Bo stoję przed twoim domem, a u ciebie w pokoju świeci się światło... - zaśmiał się, uśmiechnął tak jak lubię. Skąd to wiedziałam? Znałam go. Podeszłam do okna. Faktycznie stał tam. Jak zwykle bez czapki, tylko z szalikiem owiniętym wokół szyi. Uśmiechnęłam się do niego.
- Pewnie nieźle tam marzniesz... - patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Razem byłoby cieplej... Dasz się wyrwać na spacer? Wiem, że jest późno, zimno, że ci się nie chce. Mi też nie. Kilka godzin temu graliśmy mecz w Rzeszowie, jestem zmęczony, jest mi zimno, ale chciałbym zobaczyć się z tobą na żywo, nie przez okno... - mówiąc to, cały czas uśmiechał się, ja również nie mogłam opanować tego odruchu. - Czekam na ciebie...
Na dole nikt nawet nie zauważył, że wychodzę. Młodzież świetnie się bawiła. Rodzicie w kinie, a dzieci szaleją... Ubrałam się ciepło, zamknęłam za sobą drzwi i zobaczyłam go przed furtką. Uśmiechał się do mnie. Bez słowa przytulił mnie do siebie, przez chwilę w ogóle nie puszczał. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Jedną z najlepszych chwil w moim życiu. Wokół nas prószył śnieg, chłopak głaskał mnie po plecach, czułam jego cudowne perfumy.
- Mówiłem, że razem będzie cieplej. - Uśmiechnął się, wziął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i pocałował w czoło. - To gdzie idziemy?
- Ty mnie wyciągnąłeś, więc prowadź - uśmiechnęłam się. Czułam się jak nastolatka, wymykająca się po cichu z domu, w tajemnicy przed rodzicami. Serce zabiło mi mocniej na widok ich samochodu, jadącego z naprzeciwka. Wpatrzony we mnie wzrok rodziców sprawił, że zaczęły piec mnie policzki. Tato pomachał mi tylko radośnie i wjechał do garażu.
- Czyżbyś się zarumieniła? - młody Winiarski zaśmiał się mi prosto w twarz. - Lubię cię taką. - Ruszyliśmy przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że coś go gryzło od środka. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. przeszliśmy już całą ulicę, zaproponował, byśmy obeszli całe osiedle, na co zgodziłam się. - Mama mówiła mi, że widziała cię dziś z tym Włochem... Okłamałaś mnie?
- Oliwer, to nie tak... - próbowałam się jakoś wytłumaczyć, ale jego błękitne tęczówki odebrały mi mowę. Stałam tak i patrzyłam w jego smutne oczy. - On... On chciał mnie tylko przeprosić, porozmawiać...
- Mama mówiła, że śmieliście się, że byłaś przy nim radosna...
- Bo tak było. Cieszyłam się, że się zmienił.
- W takim razie pozostaje mi tylko życzyć wam szczęścia... - odwrócił się i ruszył przed siebie, a mnie zamurowało.
- Oli, to nie tak! - podbiegłam do niego. - My to już przeszłość, rozumiesz?! - łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, te z kolei szczypały niemiłosiernie na mrozie. - Nie potrafiłabym być z nim po tym co mi zrobił!
- A co niby ci takiego zrobił?! Zdradził?! Oszukał?!
- On mnie zgwałcił... - wyszeptałam, nie patrząc nawet w jego błękitne oczy, po chwili odwróciłam się i odeszłam w stronę domu. Nie szlochałam nawet, łzy same spływały w dół.
- Olimpia, ja nie wiedziałem... - dogonił mnie,
- A skąd niby miałeś wiedzieć, co?! - biłam go po torsie. - To dla ciebie wróciłam wtedy do Włoch, żeby z nim zerwać... Chciałam zacząć wszystko od nowa, a on...
- Olimpia, spokojnie, jestem... - zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach i co chwilę szeptał, że jest ze mną, że już wszystko w porządku. - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Obiecuję, Oluś... - Zrobił coś. Pocałował mnie w taki sposób, jak kiedyś, kiedy byliśmy nastolatkami świeżo po maturze. Jak na tamtej imprezie, kiedy powiedział mi, że mnie kocha, kiedy dzięki niemu stałam się kobietą i poczułam się, jakbym była w raju. Wziął moją twarz w swoje dłonie. Kciukami otarł łzy. Najpierw delikatnie złożył jeden pocałunek na moich wargach, potem kolejny i kolejny. - Obronię cię przed wszystkim.
* Słońce - pieszczotliwy zwrot.
Dopiero rano uświadamiam sobie, że z Oliwierem jesteśmy tylko znajomymi, dwójką samotnych dorosłych ludzi. Nawet, jeśli chciałabym, by między nami ponownie coś się zrodziło, to wiem, że jest to wręcz niemożliwe, że nie dam rady być z nim tak, jak oboje byśmy tego chcieli. Nie jestem gotowa, aby rzucić się w jego ramiona tak krótko po tym, co zrobił mi Simone. Najpierw muszę się pozbierać po tym. Później pomyślę, co dalej ze mną, z moim życiem. Może jednak moim miejscem na ziemi nie jest Polska, a jakiś inny europejski kraj, gdzie ponownie stanę na najwyższym stopniu podium razem z drużyną, której będą gwiazdą. Każdy będzie ze mnie wtedy dumny, szczęśliwy, że mi się udało, że spełniam swoje marzenia. W gruncie rzeczy będzie to jedynie pozorne szczęście.
Czym prędzej wstałam z łóżka, mimo nadgorliwych dłoni Oliwera, które cały czas przyciągały mnie do siebie, ubrałam się i po cichu wyszłam z jego domu. Na dworze było jeszcze ciemno. Przy ulicy świeciły się latarnie, nie było widać żadnej żywej duszy. Rodzice od lat zostawiali jeden komplet kluczy pod parapetem przy oknie na werandzie, żebyśmy w razie czego nie marzli z Mateuszem, gdy kiedyś zapomnimy kluczy. Chyba pierwszy raz w życiu skorzystam z nich nad ranem po nocy spędzonej poza domem. Zdarzało mi się używać ich jedynie wtedy, gdy chciałam zrobić niespodziankę rodzicom. Na dole spotkałam tylko rozespanego Franka, który radośnie zamerdał ogonem, przegryzając karmę. Podszedł do mnie, połasił się, a potem błagalnym wzrokiem spojrzał na drzwi, więc wypuściłam go na podwórko, by zrobił co swoje. Po cichu weszłam na górę, przebrałam się w piżamę i położyłam grzecznie do łóżka o 6 nad ranem, słysząc, że mama właśnie wychodzi z sypialni, a Franek szczeka rozpaczliwie, żeby wpuścić go do domu.
- Olimpia! - ktoś nagle wparował do mojego pokoju, budząc mnie ze snu. - Jedziesz ze mną kupić jakiś prezent na urodziny i jednocześnie na święta dla Magdy!
- To już teraz? - zdziwiona podniosłam głowę i spojrzałam na Sebastiana, który stał jeszcze w kurtce i w zimowych butach. - Pojadę z tobą, tylko daj mi trochę czasu, nie pojadę w końcu w piżamie. - Zaśmiałam się, namówiłam Ignaczaka, żeby poszedł na dół i zrobił mi gorącą czekoladę, a sama umyłam zęby, ubrałam się i zeszłam do niego, czując cudowny zapach napoju Bogów, którym dla mnie i chłopaka była czekolada. - No to opowiadaj. Co tam u was słychać? - stanęłam na przeciwko niego przy wysepce kuchennej i zaczęłam robić sobie kanapki. - Jesteś głodny?
- Nie, dzięki, jadłem rano zanim przyjechałem do ciebie - Franek położył mu łeb na kolanach, a ten zaczął go głaskać.
- Nie zaszkodzi, jak zjesz coś jeszcze.
- Oli, mam problem...
- Co jest?
- Chcą dać mi awans...
- No to powinieneś się cieszyć, a nie przejmować. - Poklepałam go po ramieniu. - Gratuluję!
- Dzięki... Ale to nie wszystko... Awans wiąże się z koniecznością przeprowadzki do Warszawy.
- No i?
- Nie rozumiesz, że nie zostawię Magdy samej w Rzeszowie, a nie wiem czy byłaby w stanie wyjechać ze mną... - zasmucił się. - Jestem w patowej sytuacji.
- Nie mów tak... Kochasz Madzię, a ona ciebie, jesteście ze sobą szczęśliwi od lat... Musisz powiedzieć jej o wszystkim, a razem znajdziecie rozwiązanie tej sytuacji. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. - Dokończyłam jeść śniadanie, posprzątałam po sobie i byłam gotowa do wyjścia. - Jedziemy czy marudzimy dalej? - spytałam, ale Sebastian był za bardzo zamyślony. - Halo! Ziemia do Sebastiana!
- Co?... A dobra, jesteś gotowa. No to jedźmy.
Po kilku chwilach Ignaczak wrócił do siebie, zaczął się śmiać, żartować, po prostu znów zaczął być sobą. Oboje zgodnie doszliśmy do wniosku, że najlepszym prezentem będzie biżuteria. Odkąd pamiętam mój przyjaciel miał dobry gust, jeśli chodzi o dobór tego rodzaju prezentów. Mam wrażenie, że bardziej chciał pogadać, niż szukał mojej pomocy. Uwielbiam spędzać czas z tym przezabawnym człowiekiem, który jest dla mnie jak drugi brat. Sebastian wybrał piękne srebrne kolczyki. Wypiliśmy jeszcze dobrą kawę i chłopak odwiózł mnie do domu, a sam ruszył w podróż do Rzeszowa. W domu zastałam mamę, która podgrzewała gołąbki na obiad. Nie poruszała tematu tego, gdzie spędziłam noc, po prostu spytała, jak mi się spało i zagoniła do zjedzenia obiadu. Chwilę później do domu wrócił tato. Mateusz siedział u Oliwii, chwili nie mogą bez siebie wytrzymać. Cały kolejny tydzień spędziłam na leniuchowaniu, spotkaniach z koleżankami oraz wizytach na hali. Nadal nie mogłam grać, ale lubiłam patrzeć na zawodników, jaką pasję wkładają w to, co robią.
W piątkowe popołudnie jak za dawnych lat chwyciłam smycz i powędrowałam z Frankiem na spacer po naszym osiedlu. W młodości często robiłam tak po to, by pomyśleć. Teraz też tego potrzebowałam. Z Oliwierem nie miałam kontaktu od wspólnie spędzonej nocy. Ani ja ani jak widać on nie mieliśmy odwagi, żeby się do siebie odezwać. Labrador miał już swoje lata, nawet bardzo dużo lat, ale nadal uwielbiał chodzić na spacery. Nie biegał już tak jak za dawnych lat, ale wielką radość sprawiał mu sama przechadzka.
- Cześć Oli... - przestraszyłam się, słysząc za swoimi plecami włoski język.
- Co ty tu robisz?! - odwróciłam się gwałtownie, mocno trzymając smycz z warczącym na Włocha Frankiem.
- Ja... Chciałem się z tobą jeszcze raz zobaczyć, potrzebowałem tego - zbliżył się do mnie, ale na szczęście obecność Franka nie pozwoliła mu na za wiele.
- Ale ja tego nie potrzebuje! Czego ode mnie chcesz? Nie wrócę do ciebie! - odwróciłam się i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Przypomniały mi się chwile grozy z naszego mieszkania. To jak mocno mnie skrzywdził.
- Olimpia! Zaczekaj, proszę! - krzyczał głośno za mną. - Chciałem Cię tylko przeprosić... Olimpia, proszę, wybacz mi! - zatrzymałam się. Przez chwilę stałam nieruchomo, dopiero po chwili odwróciłam się i miałam odwagę, by spojrzeć mu prosto w oczy i zobaczyć w nim tego samego człowieka co rok temu. Był prawdziwym sobą. Osobą, w której kiedyś się zakochałam. - Wiem, co zrobiłem. Wiem, że powinienem gnić za to w więzieniu... Olimpia, chciałbym Cię przeprosić... Tylko tyle. Przepraszam, sole*. - Spuścił wzrok, obrócił się i odszedł.
- Simone! Zaczekaj... Przejdziemy się kawałek?
- Jeśli tylko chcesz... - Uśmiechnął się i ruszyliśmy dalej razem.
Rozmawialiśmy, pierwszy raz od bardzo długiego czasu potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Nie kłóciliśmy się, nie dąsaliśmy na siebie, nie rzucaliśmy przykrymi słowami. To był człowiek, który mi się oświadczał, który był ze mną naprawdę blisko, z którym chciałam spędzić każdą chwilę swojego życia. Włoch opowiedział mi, że wyprowadził się z naszego mieszkania, że po moim wyjeździe nie mógł spędzić tam ani chwili dłużej, że chce się zmienić. Pół godziny później pożegnaliśmy się, przyjechała po niego taksówka, a za kilka godzin miał być już we Włoszech. W momencie, gdy taksówka odjechała, poczułam, że uwolniłam się od przeszłości, że od teraz mogę budować na nowo swoją przyszłość. Postanowiłam wracać do domu, bo labrador już ledwo zipał. Przed domem zobaczyłam dwa obce samochody, których rejestracje mogły wskazywać tylko na jednych gości. Wujek Maciek i ciocia Blanka! Nie myliłam się. Z salonu słychać było głośne śmiechy całej rodziny, nawet Mateusz z Oliwią znaleźli się w domu. Przyjechali również moi kuzyni Karolina, Patryk i Marcelina.
Jak się później dowiedziałam, wszystko było zaplanowane od kilku dni i rodzina znad morza zostaje u nas na cały weekend. Nie przyjechali jednak bez okazji. W połowie stycznia bliźniaki mają 18 urodziny. Dostaliśmy piękne zaproszenia, z zdjęciem Karoliny i Patryka prosto z porodówki w środku. Wujostwo myślało, że nadal jestem razem z Simone, ponieważ zaproszenie dostałam z dopiskiem "Olimpia Łomacz z narzeczonym". Ciężko było mi wszystko wyjaśniać, ale dałam radę. Ciocia zaczęła mnie przepraszać. Oczywiście nie byłam na nikogo zła, zrozumiałam sytuację, rodzina również. Zjedliśmy wspólnie kolację, później rodzice wyszli do kina na podobno genialny polski film, a ja razem z młodzieżą zostaliśmy w domu. Postanowiliśmy zrobić sobie wieczór filmowy w domu z masą popcornu, butelką wina czy puszką piwa oraz większą swobodą niż w kinie. Po pierwszym filmie dałam za wygraną i poszłam do siebie do pokoju. Za oknem zaczął sypać śnieg. W końcu czas najwyższy, za tydzień święta. Ciekawe, jaka pogoda panować będzie nad morzem, gdzie jak w tym roku spędzimy święta. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Cieszę się, że jeszcze nie śpisz. Myślałem, że cię obudzę.
- Zrobiliśmy sobie w domu wieczór kinowy...
- No tak, chyba masz gości z Gdańska, prawda?
- Masz rację. Bliźniaki mają osiemnastkę i przyjechali z zaproszeniami - położyłam się w łóżku. Czułam zmęczenie, w końcu tyle wydarzyło się dzisiejszego dnia. - Coś się stało?
- Chciałem cię usłyszeć... Jesteś u siebie w pokoju, prawda?
- Skąd wiesz? - zaskoczył mnie, podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju.
- Bo stoję przed twoim domem, a u ciebie w pokoju świeci się światło... - zaśmiał się, uśmiechnął tak jak lubię. Skąd to wiedziałam? Znałam go. Podeszłam do okna. Faktycznie stał tam. Jak zwykle bez czapki, tylko z szalikiem owiniętym wokół szyi. Uśmiechnęłam się do niego.
- Pewnie nieźle tam marzniesz... - patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Razem byłoby cieplej... Dasz się wyrwać na spacer? Wiem, że jest późno, zimno, że ci się nie chce. Mi też nie. Kilka godzin temu graliśmy mecz w Rzeszowie, jestem zmęczony, jest mi zimno, ale chciałbym zobaczyć się z tobą na żywo, nie przez okno... - mówiąc to, cały czas uśmiechał się, ja również nie mogłam opanować tego odruchu. - Czekam na ciebie...
Na dole nikt nawet nie zauważył, że wychodzę. Młodzież świetnie się bawiła. Rodzicie w kinie, a dzieci szaleją... Ubrałam się ciepło, zamknęłam za sobą drzwi i zobaczyłam go przed furtką. Uśmiechał się do mnie. Bez słowa przytulił mnie do siebie, przez chwilę w ogóle nie puszczał. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Jedną z najlepszych chwil w moim życiu. Wokół nas prószył śnieg, chłopak głaskał mnie po plecach, czułam jego cudowne perfumy.
- Mówiłem, że razem będzie cieplej. - Uśmiechnął się, wziął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i pocałował w czoło. - To gdzie idziemy?
- Ty mnie wyciągnąłeś, więc prowadź - uśmiechnęłam się. Czułam się jak nastolatka, wymykająca się po cichu z domu, w tajemnicy przed rodzicami. Serce zabiło mi mocniej na widok ich samochodu, jadącego z naprzeciwka. Wpatrzony we mnie wzrok rodziców sprawił, że zaczęły piec mnie policzki. Tato pomachał mi tylko radośnie i wjechał do garażu.
- Czyżbyś się zarumieniła? - młody Winiarski zaśmiał się mi prosto w twarz. - Lubię cię taką. - Ruszyliśmy przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że coś go gryzło od środka. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. przeszliśmy już całą ulicę, zaproponował, byśmy obeszli całe osiedle, na co zgodziłam się. - Mama mówiła mi, że widziała cię dziś z tym Włochem... Okłamałaś mnie?
- Oliwer, to nie tak... - próbowałam się jakoś wytłumaczyć, ale jego błękitne tęczówki odebrały mi mowę. Stałam tak i patrzyłam w jego smutne oczy. - On... On chciał mnie tylko przeprosić, porozmawiać...
- Mama mówiła, że śmieliście się, że byłaś przy nim radosna...
- Bo tak było. Cieszyłam się, że się zmienił.
- W takim razie pozostaje mi tylko życzyć wam szczęścia... - odwrócił się i ruszył przed siebie, a mnie zamurowało.
- Oli, to nie tak! - podbiegłam do niego. - My to już przeszłość, rozumiesz?! - łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, te z kolei szczypały niemiłosiernie na mrozie. - Nie potrafiłabym być z nim po tym co mi zrobił!
- A co niby ci takiego zrobił?! Zdradził?! Oszukał?!
- On mnie zgwałcił... - wyszeptałam, nie patrząc nawet w jego błękitne oczy, po chwili odwróciłam się i odeszłam w stronę domu. Nie szlochałam nawet, łzy same spływały w dół.
- Olimpia, ja nie wiedziałem... - dogonił mnie,
- A skąd niby miałeś wiedzieć, co?! - biłam go po torsie. - To dla ciebie wróciłam wtedy do Włoch, żeby z nim zerwać... Chciałam zacząć wszystko od nowa, a on...
- Olimpia, spokojnie, jestem... - zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach i co chwilę szeptał, że jest ze mną, że już wszystko w porządku. - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Obiecuję, Oluś... - Zrobił coś. Pocałował mnie w taki sposób, jak kiedyś, kiedy byliśmy nastolatkami świeżo po maturze. Jak na tamtej imprezie, kiedy powiedział mi, że mnie kocha, kiedy dzięki niemu stałam się kobietą i poczułam się, jakbym była w raju. Wziął moją twarz w swoje dłonie. Kciukami otarł łzy. Najpierw delikatnie złożył jeden pocałunek na moich wargach, potem kolejny i kolejny. - Obronię cię przed wszystkim.
Przed sobą samym też?
* Słońce - pieszczotliwy zwrot.
~*~
Cześć! Znowu dłuższy czas nie pojawił się tu żaden rozdział.
Ale pojawił się dziś i mam nadzieję, że wam usatysfakcjonuje!
Trzymajcie kciuki za mnie, za Maniek, za wszystkich, którzy rozpoczęli właśnie nowy rok szkolny oraz za tych, którzy rozpoczną go od października, do którego grona będę i ja należeć.
Buziaki!
Wasza Dzuzeppe
Trzymajcie kciuki za mnie, za Maniek, za wszystkich, którzy rozpoczęli właśnie nowy rok szkolny oraz za tych, którzy rozpoczną go od października, do którego grona będę i ja należeć.
Buziaki!
Wasza Dzuzeppe