Nie myślałam, że ta chwila kiedykolwiek nastanie, że przestanę czuć się dobrze przy Simonie, że zacznę bać się jego osoby, jego zachowania, że zapragnę zamknąć się w pokoju, jak minionej nocy, niż poczekać na niego, przeprosić za swoje zachowanie. Boże! Co ja mówię?! Przecież nie mam go za co przepraszać, jestem w stosunku do niego w porządku. Nie mam ochoty teraz nawet opuścić łóżka w sypialni, by ruszyć się do kuchni po cokolwiek na śniadanie. Nie miałam ochoty patrzeć na pewnie ledwo przytomnego, będącego na kacu narzeczonego. Kiedy tylko moje powieki podniosły się do góry zdałam sobie sprawę, że to będzie jeden z najgorszych dni. Czułam to, spodziewając się ze strony zarówno Sebastiana jak i Simona wszystkiego. Począwszy od padnięcia sobie w ramiona, jak para najlepszych kumpli, po olanie siebie na wzajem twarzy do tego stopnia, że ślady zostawałyby im na długo. Dlaczego nie mogę przespać tych chwil i obudzić się w chwili, gdy wszystko będzie już dobrze?
Kiedy mam zamiar wreszcie zwlec się z łózka i opuścić pomieszczenie, słyszę dzwonek do drzwi, jednak wiem, że nie zdążę ich otworzyć, Włoch wstał kilkanaście sekund przede mną, więc to on pierwszy spojrzy w oczy Sebastianowi, bo tylko jego osoba może stać na klatce schodowej. Staram się jak najszybciej znaleźć się przy drzwiach, jednak i tak już nic nie wskóram. Obaj stoją twarzą w twarz i mierzą się spojrzeniem. Nie jestem jedynie pewna, który z nich pierwszy wybuchnie. W końcu aktor rzuca głośne "wychodzę" i opuszcza naszą dwójkę. Dopiero teraz mogę spokojnie spojrzeć na zafrasowaną twarz młodego Ignaczaka, który już za kilka miesięcy stanie na ślubnym kobiercu. Z Magdą, specjalistką od reklamy, którą zna od liceum, jest z przerwami już przeszło dziesięć lat. W między czasie było jeszcze kilka innych dziewczyn, jednak ta dwójka zawsze do siebie wraca, a teraz wreszcie wezmą ślub. Zazdroszczę mu tego, że znalazł kobietę swojego życia w liceum, że tyle już z nią przeżył, że niedługo staną się małżeństwem, będą mieć dzieci...
- Olka, powiedz mi do cholery, co tu się wczoraj stało! - minął mnie w przedpokoju, usiadł na kanapie i zaczął patrzeć na mnie tym wzrokiem, którego bałam się najbardziej. Bałam się, bo wiedziałam, że wtedy Sebastian zawsze ma rację, że się o mnie martwi. - Martwię się - wstał na potwierdzenie moich słów, podszedł blisko i przytulił mocno do siebie. - Wróć ze mną do Polski na kilka dni, chociaż na święta... - wyszeptał w moje włosy.
- Przecież wiesz, że mam jeszcze mecze. Wiesz, że nie mogę od tak wyjechać z Rzymu - uwolniłam się od jego ramion i podreptałam do kuchni.
- Wiem również to, że masz problemy z plecami i nie zagrasz do końca roku... - westchnęłam głośno.
- Napijesz się czegoś? Nie gwarantuje jednak, że będę mieć to, co sobie zażyczysz - starałam się roześmiać, jednak z pewnością zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas.
- Olimpia, przecież ty go nie kochasz, z resztą on też cię nie kocha - wyjął z moich dłoni czajnik elektryczny, by po chwili zalać dwie rozpuszczalne kawy, a następnie dolać do nich mleka, co było naszą odwieczną tradycją picia wspólnej kawy. - Nie potrafię dalej patrzeć na ciebie, jak ten dupek cię krzywdzi - stanął przede mną i nakazał spojrzeć w oczy. - Martwię się, że pewnego dnia on posunie się za daleko, że będziesz przez niego cierpieć - chwycił mnie za ramiona. - Oli, przecież ty możesz mieć każdego, więc dlaczego akurat ten typ?
- Bo go kocham...
- Gówno prawda! - zaklął jeszcze pod nosem, odchodząc ode mnie. - Gdybyś go kochała, to nie pozwoliłabyś na to, żeby kiedykolwiek mieć wątpliwości, a wiem, że miałaś je wielokrotnie! Mnie nie da się oszukać, Olimpia! Za długo cię znam... - ubrał kurtkę, buty i wyszedł tak samo, jak wczoraj Simone, trzaskając drzwiami dokładnie tak samo, jak Włoch.
Nie było żadnego, choć mocno pragnęłam tego, by byli obaj, śmiali i żartowali razem, a nie skakali sobie do gardeł, jak było to ostatnim razem, czy nie zamienili nawet słowa tak, jak dziś. Sama już nie wiedziałam, czy rzeczywiście dobrze postępuję, trzymając się boku Simone, będąc z nim nadal mimo tych wszystkich kłamstw, łez, smutków. Sebastian zdecydowanie miał rację, codziennie ma wątpliwości, czy nadal warto o niego walczyć i co raz to mu wybaczać. Martwiłam się jednak o obu, w końcu jeden nie zna miasta, a drugiego może nagle ktoś spotkać i narobić wstydu. W końcu ubrałam się, już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka, z po otworzeniu drzwi zobaczyłam przemokniętego Sebastiana. Nawet nie zorientowałam się z tego wszystkiego, że pogoda we Włoszech diametralnie zmieniła się. Bez słowa wpuściłam przyjaciela do łazienki, a po chwili podałam suche ubrania, w które poleciłam mu się przebrać, powiedziałam jeszcze, że czekam na niego w kuchni z gorącą herbatą i zostawiłam samego. Przez te kilka minut, które dłużyły mi się niemożliwie, starałam ułożyć sobie w głowie cokolwiek, na co pozwalało moje zamartwianie się dodatkowo Simonem. W końcu dostałam od niego sms-a, że pojechał do rodziców i nie wie, kiedy wróci, ale ma nadzieje, że Sebastiana już tu nie będzie, a ze mną jeszcze się policzy.
- Nadal nie widzisz, że on cię nie kocha? - wspomniany wyżej dziennikarz pojawił się za mną i siłą rzeczy przeczytał wiadomość. Jego głos wyrażał współczucie, troskę. - Olimpia, proszę, wracaj ze mną do Polski chociaż na święta. Zostanę do jutra, zagrasz mecz, a wieczorem wsiadasz ze mną w samolot - przytulił mnie mocno, nie potrzebując już nawet mojego potwierdzenia, wystarczyły mu moje zaszklone oczy i ukryty w nich smutek. - Wszystko jeszcze się ułoży, zobaczysz.
Tak jak mówił, tak również się stało. Zagrałam ostatni mecz w tym roku kalendarzowym, w klubie stawić miałam się dopiero drugiego stycznia. Potem oboje spakowaliśmy część moich rzeczy do jednej walizki, zapakowaliśmy to do mojego samochodu, ruszyliśmy na lotnisko, a stamtąd czekał nas już lot do Warszawy, do Polski, do rodziców, do przeszłości. Trzy lata temu wręcz uciekłam z kraju, nie chciałam być w miejscu, które mnie skrzywdziło, nie chciałam patrzeć na ludzi, którzy z dnia na dzień przestali się dla mnie liczyć. Początkowo miał być to jedynie rok, co najlepsze w Rosji, potem przyszła propozycja z Włoch, reszta sama się już potoczyła. Dobra gra, poznanie Simone, szybkie oświadczyny, podpisanie umowy na drugi sezon, gra w reprezentacji, a po powrocie pierwsze rozczarowanie, poważne kłótnie, wszystko zaczęło się sypać, straciło swoją magię. Może już wtedy powinnam podjąć radykalne kroki, powinnam zerwać z Włochem, może nawet już wtedy wrócić do Polski, zerwać kontrakt, przecież stać mnie na to! Jednak nic takiego nie miało miejsca. Jedno jest pewne, dopiero teraz, w momencie lądowania w stolicy, czuję, że żyłam w toksycznym związku, że nie miał on sensu, racji bytu. Dopiero teraz wiem, że od przyszłego sezonu chcę grać w Polsce, chcę być blisko rodziny, przyjaciół, może nawet zacząć nowe życie, może nawet bez narzeczonego, jednak oderwać się od Simona będzie niezmiernie trudno.
- Oli, to najlepsze wyjście z możliwych, zaufaj mi.
Nie miałam innej opcji, to było najlepsze rozwiązanie. Pragnęłam tego by zamknąć oczy i niejako przenieść się w czasie do momentu, gdy wszystko się już ułoży, a życie wreszcie pokryje się uśmiechem i radością moich bliskich i moim samym, kiedy będziemy wszyscy razem.
Maniek: A kto to wrócił? No proszę, proszę... obudził się Księżniczki! :)
Musicie nam wybaczyć z powodu tej przerwy, ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki okres, który dopadł właśnie nas dwie. Nie identyczny, ale podobny, dlatego musiałyśmy zająć się swoim prywatnym, nieblogowym życiem, za co ogromnie was przepraszamy. Mamy nadzieje, że nie zniechęci was do czytania naszych wypocin, bo musicie przyznać, że zaczyna się dziać :)
Dzuzeppe: Moje Drogie, przepraszam z całego serca za swoją nieobecność zarówno u siebie na blogach jak i na waszych opowiadaniach. Jednak Maniek wyjaśniła już Wam, dlaczego tak się dzieje...
Mam jednak nadzieję, że to, co przyszło lub przyjdzie Wam czytać, zrekompensuje naszą nieobecność.
Przyznam się, że rozdział został dodany właśnie teraz, bo przeczytałam komentarz, że się na nas zawodzicie :(
Myślę, że już nie będziecie :)
Całuję :*
PS. Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to zapraszam na gg - 15696793, ask - @Dzuzeppe, Twitter - @dzuzeppeee, Facebook - DzuzeppePisze
Zapraszam również na Słońce moje.. zniknęło... na drugi rozdział :)
Kiedy mam zamiar wreszcie zwlec się z łózka i opuścić pomieszczenie, słyszę dzwonek do drzwi, jednak wiem, że nie zdążę ich otworzyć, Włoch wstał kilkanaście sekund przede mną, więc to on pierwszy spojrzy w oczy Sebastianowi, bo tylko jego osoba może stać na klatce schodowej. Staram się jak najszybciej znaleźć się przy drzwiach, jednak i tak już nic nie wskóram. Obaj stoją twarzą w twarz i mierzą się spojrzeniem. Nie jestem jedynie pewna, który z nich pierwszy wybuchnie. W końcu aktor rzuca głośne "wychodzę" i opuszcza naszą dwójkę. Dopiero teraz mogę spokojnie spojrzeć na zafrasowaną twarz młodego Ignaczaka, który już za kilka miesięcy stanie na ślubnym kobiercu. Z Magdą, specjalistką od reklamy, którą zna od liceum, jest z przerwami już przeszło dziesięć lat. W między czasie było jeszcze kilka innych dziewczyn, jednak ta dwójka zawsze do siebie wraca, a teraz wreszcie wezmą ślub. Zazdroszczę mu tego, że znalazł kobietę swojego życia w liceum, że tyle już z nią przeżył, że niedługo staną się małżeństwem, będą mieć dzieci...
- Olka, powiedz mi do cholery, co tu się wczoraj stało! - minął mnie w przedpokoju, usiadł na kanapie i zaczął patrzeć na mnie tym wzrokiem, którego bałam się najbardziej. Bałam się, bo wiedziałam, że wtedy Sebastian zawsze ma rację, że się o mnie martwi. - Martwię się - wstał na potwierdzenie moich słów, podszedł blisko i przytulił mocno do siebie. - Wróć ze mną do Polski na kilka dni, chociaż na święta... - wyszeptał w moje włosy.
- Przecież wiesz, że mam jeszcze mecze. Wiesz, że nie mogę od tak wyjechać z Rzymu - uwolniłam się od jego ramion i podreptałam do kuchni.
- Wiem również to, że masz problemy z plecami i nie zagrasz do końca roku... - westchnęłam głośno.
- Napijesz się czegoś? Nie gwarantuje jednak, że będę mieć to, co sobie zażyczysz - starałam się roześmiać, jednak z pewnością zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas.
- Olimpia, przecież ty go nie kochasz, z resztą on też cię nie kocha - wyjął z moich dłoni czajnik elektryczny, by po chwili zalać dwie rozpuszczalne kawy, a następnie dolać do nich mleka, co było naszą odwieczną tradycją picia wspólnej kawy. - Nie potrafię dalej patrzeć na ciebie, jak ten dupek cię krzywdzi - stanął przede mną i nakazał spojrzeć w oczy. - Martwię się, że pewnego dnia on posunie się za daleko, że będziesz przez niego cierpieć - chwycił mnie za ramiona. - Oli, przecież ty możesz mieć każdego, więc dlaczego akurat ten typ?
- Bo go kocham...
- Gówno prawda! - zaklął jeszcze pod nosem, odchodząc ode mnie. - Gdybyś go kochała, to nie pozwoliłabyś na to, żeby kiedykolwiek mieć wątpliwości, a wiem, że miałaś je wielokrotnie! Mnie nie da się oszukać, Olimpia! Za długo cię znam... - ubrał kurtkę, buty i wyszedł tak samo, jak wczoraj Simone, trzaskając drzwiami dokładnie tak samo, jak Włoch.
Nie było żadnego, choć mocno pragnęłam tego, by byli obaj, śmiali i żartowali razem, a nie skakali sobie do gardeł, jak było to ostatnim razem, czy nie zamienili nawet słowa tak, jak dziś. Sama już nie wiedziałam, czy rzeczywiście dobrze postępuję, trzymając się boku Simone, będąc z nim nadal mimo tych wszystkich kłamstw, łez, smutków. Sebastian zdecydowanie miał rację, codziennie ma wątpliwości, czy nadal warto o niego walczyć i co raz to mu wybaczać. Martwiłam się jednak o obu, w końcu jeden nie zna miasta, a drugiego może nagle ktoś spotkać i narobić wstydu. W końcu ubrałam się, już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka, z po otworzeniu drzwi zobaczyłam przemokniętego Sebastiana. Nawet nie zorientowałam się z tego wszystkiego, że pogoda we Włoszech diametralnie zmieniła się. Bez słowa wpuściłam przyjaciela do łazienki, a po chwili podałam suche ubrania, w które poleciłam mu się przebrać, powiedziałam jeszcze, że czekam na niego w kuchni z gorącą herbatą i zostawiłam samego. Przez te kilka minut, które dłużyły mi się niemożliwie, starałam ułożyć sobie w głowie cokolwiek, na co pozwalało moje zamartwianie się dodatkowo Simonem. W końcu dostałam od niego sms-a, że pojechał do rodziców i nie wie, kiedy wróci, ale ma nadzieje, że Sebastiana już tu nie będzie, a ze mną jeszcze się policzy.
- Nadal nie widzisz, że on cię nie kocha? - wspomniany wyżej dziennikarz pojawił się za mną i siłą rzeczy przeczytał wiadomość. Jego głos wyrażał współczucie, troskę. - Olimpia, proszę, wracaj ze mną do Polski chociaż na święta. Zostanę do jutra, zagrasz mecz, a wieczorem wsiadasz ze mną w samolot - przytulił mnie mocno, nie potrzebując już nawet mojego potwierdzenia, wystarczyły mu moje zaszklone oczy i ukryty w nich smutek. - Wszystko jeszcze się ułoży, zobaczysz.
Tak jak mówił, tak również się stało. Zagrałam ostatni mecz w tym roku kalendarzowym, w klubie stawić miałam się dopiero drugiego stycznia. Potem oboje spakowaliśmy część moich rzeczy do jednej walizki, zapakowaliśmy to do mojego samochodu, ruszyliśmy na lotnisko, a stamtąd czekał nas już lot do Warszawy, do Polski, do rodziców, do przeszłości. Trzy lata temu wręcz uciekłam z kraju, nie chciałam być w miejscu, które mnie skrzywdziło, nie chciałam patrzeć na ludzi, którzy z dnia na dzień przestali się dla mnie liczyć. Początkowo miał być to jedynie rok, co najlepsze w Rosji, potem przyszła propozycja z Włoch, reszta sama się już potoczyła. Dobra gra, poznanie Simone, szybkie oświadczyny, podpisanie umowy na drugi sezon, gra w reprezentacji, a po powrocie pierwsze rozczarowanie, poważne kłótnie, wszystko zaczęło się sypać, straciło swoją magię. Może już wtedy powinnam podjąć radykalne kroki, powinnam zerwać z Włochem, może nawet już wtedy wrócić do Polski, zerwać kontrakt, przecież stać mnie na to! Jednak nic takiego nie miało miejsca. Jedno jest pewne, dopiero teraz, w momencie lądowania w stolicy, czuję, że żyłam w toksycznym związku, że nie miał on sensu, racji bytu. Dopiero teraz wiem, że od przyszłego sezonu chcę grać w Polsce, chcę być blisko rodziny, przyjaciół, może nawet zacząć nowe życie, może nawet bez narzeczonego, jednak oderwać się od Simona będzie niezmiernie trudno.
- Oli, to najlepsze wyjście z możliwych, zaufaj mi.
Nie miałam innej opcji, to było najlepsze rozwiązanie. Pragnęłam tego by zamknąć oczy i niejako przenieść się w czasie do momentu, gdy wszystko się już ułoży, a życie wreszcie pokryje się uśmiechem i radością moich bliskich i moim samym, kiedy będziemy wszyscy razem.
~*~
Maniek: A kto to wrócił? No proszę, proszę... obudził się Księżniczki! :)
Musicie nam wybaczyć z powodu tej przerwy, ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki okres, który dopadł właśnie nas dwie. Nie identyczny, ale podobny, dlatego musiałyśmy zająć się swoim prywatnym, nieblogowym życiem, za co ogromnie was przepraszamy. Mamy nadzieje, że nie zniechęci was do czytania naszych wypocin, bo musicie przyznać, że zaczyna się dziać :)
Dzuzeppe: Moje Drogie, przepraszam z całego serca za swoją nieobecność zarówno u siebie na blogach jak i na waszych opowiadaniach. Jednak Maniek wyjaśniła już Wam, dlaczego tak się dzieje...
Mam jednak nadzieję, że to, co przyszło lub przyjdzie Wam czytać, zrekompensuje naszą nieobecność.
Przyznam się, że rozdział został dodany właśnie teraz, bo przeczytałam komentarz, że się na nas zawodzicie :(
Myślę, że już nie będziecie :)
Całuję :*
PS. Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to zapraszam na gg - 15696793, ask - @Dzuzeppe, Twitter - @dzuzeppeee, Facebook - DzuzeppePisze
Zapraszam również na Słońce moje.. zniknęło... na drugi rozdział :)