wtorek, 1 kwietnia 2014

12. " - Nie pamiętasz Aleksandry Siemieniuk, którą to niby tak mocno kochałeś?!"

Grzesiek.


Zdaje sobie sprawę, że już za kilka dni pozna matkę swojej córki.  Nawet jak o tym myśli, to cała sytuacja wydaje mu się irracjonalna. Zastanawia się, czy ta sytuacja zwyczajnie mu się nie śni, czy nie obudzi się i wszystko zniknie jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki. Przecież nikt nie zagwarantuje mu tego, że od jutra nic się nie zmieni, bo to nie jest prawdą. Zmieni się wszystko. Od jutra będzie już stuprocentowo pewien, kim jest matka jego córki, a przypuszczenia i domniemania być może okażą się prawdą. Wszystko znów wywróci się do góry nogami, by poskładać jego życie od nowa. Konieczność zmian musi zachodzić, ale zwyczajnie ma ich już dosyć. Najchętniej uciekłby chyba gdzieś daleko, może do mroźnej Rosji, żeby się zaszyć i przestać o wszystkim myśleć. Minusem byłoby jednak to, że straciłby kontakt ze swoim dzieckiem, z Olimpią. 

- Oli, otwórz! - krzyknął z łazienki, gdzie brał prysznic do dziewczynki. 
- Tato, to jakiś list do ciebie... Wchodzę do łazienki! 
- Olimpia! - ledwo zdążył zakryć się ręcznikiem, a przed kabiną już stała mała dziewczynka.
- Przecież jestem już duża... - westchnęła zrezygnowana, podała mu kartkę papieru, a sama usiadła w wiklinowym fotelu, który zagościł w pomieszczeniu równo z przybyciem dziewczynki do Grześka. - Co tam pisze? 
- Zaraz się dowiem. 
- Dowiemy, Tatku... - uśmiechnęła się i kazała, by czytał na głos cały tekst.
- Nie ma mowy! Ty idziesz do Franka i dajesz mu jeść, a ja potem sam przeczytam - zarządził i wrócił do wykonywanej czynności, gdy dziewczynka opuściła pomieszczenie.

Godzinę później siedzi w pokoiku córki i wpatruje się w jej śpiącą sylwetkę. Nie potrafi zrozumieć, że jutro nie będzie już mógł ucałować jej czoła, okryć ciepłą kołdrą, zgasić lampkę i spokojnie przejść do swojej sypialni. Siada na kanapie z kartką papieru, którą dziś dostał od matki Olimpii. Wacha się, czy otworzyć, bo boi się tego, co może tam przeczytać. Boi się, że wszystko może stracić. Odkłada list na stolik, zakłada ciepłą kurtkę. Woła psa swojej córki, zapina smycz i wychodzi z nim na spacer. Swoje kroki od razu kieruje na osiedle, gdzie mieszka Ola. Potrzebuje jej tym właśnie momencie. Sam zdaje sobie sprawę z tego, że jego uczucie do blondynki jest irracjonalne. Od kilku dni strasznie brakuje mu jej obecności, chciałby, by była cały czas przy nim. A teraz potrzebuje jej najbardziej.

Dzwoni do jej drzwi, ale nikt ich nie otwiera. Jest rozczarowany. To z nią chciałby przeczytać ten list i poradzić się, co ma dalej robić. Chciałby powiedzieć jej, jak bardzo się boi. Że kompletnie nie wie, co będzie za tydzień. Rusza z powrotem do swojego mieszkania, jednak chęć widoku rozświetlonego nieba nad morzem zwycięża i to właśnie tam zmierza razem ze szczeniakiem. Siada na piasku. Nie przeszkadza mu nawet to, że temperatura nie zachęca do przesiadywania na dworze. Dopiero, gdy Franek zaczyna odczuwać zimno, zbiera tyłek z piasku i rusza z nim do domu. Po powrocie pies od razu układa się w swoim legowisku, a Grzesiek znów zasiada na kanapie i wreszcie rozrywa kopertę. Musi zmierzyć się z prawdą.


" Drogi Grzegorzu!
Przepraszam Cię za to, w jaki sposób dowiedziałeś się o istnieniu naszej córki. Przepraszam, że tak właśnie postąpiłam, ale nie miałam wyboru. Olimpia musi mieć ojca, gdyby mnie w najbliższym czasie zabrakło. Teraz wiem, że będziesz genialnym opiekunem dla naszego dziecka. Już jutro spotkamy się. Po meczu będę czekać na ciebie i Olimpię na środku boiska, pod siatka. Pamiętasz Grzesiu, jak byliśmy młodzi i całowałaś moje usta przez siatkę.  Teraz mi tego brakuje. Od siedmiu lat brakuje mi ciebie. Ale już jutro poznasz całą prawdę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.  Albo znienawidzisz...
Kocham cię,
Matka Olimpii.  "

Nie rozumie żadnego ze słów, które przelatują przez jego głowę. Albo innym słowem nawet nie chce zrozumieć, bo nadzwyczajnie w świecie boi się tego, co mogą one znaczyć. Jeszcze miesiąc temu był rozwydrzonym mężczyzną, który bardziej wydawał się małym chłopcem, niż dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem. W momencie, gdy stał się ojcem małej Olimpii jego życie wywróciło się do góry nogami, ale jednocześnie ta sytuacja wychowała go w niespełna kilka dni. Wie na pewno, że do poprzedniego życia już nie wróci. Nie chce znów być małym, nieporadnym chłopcem.  Chce być prawdziwym mężczyzną, który bierze odpowiedzialność za swoje czyny. Z taką myślą położył się w łóżku i zasnął, by wypocząć przed jutrzejszym meczem. Śnił niespokojnie. Wiedział, że nic nie będzie już takie samo.



Ola.

Dziś niedziela. Już za kilka godzin spotka się z Grześkiem i Olimpią na hali przed meczem. To będą ostatnie chwile, gdy dla rozgrywającego będzie anonimową kobietą. Wreszcie będzie mogła pokazać mu, że nigdy nie przestała go kochać, a uczucie, którym zaczęła znów go darzyć, nie jest fikcyjne. Od rana chodzi rozdygotana, zastanawiając się nad tym, co uczyni Grzesiek, jak się zachowa, czego będzie chciał. Wszystko się zmieni. Wie jednak, że musiała tak właśnie postąpić. Musiała już teraz powiedzieć prawdę i córce i jej ojcu. Nie mogła z tym czekać, okoliczności jej na to nie pozwalają. Powoli zwleka się z kanapy i biegnie do łazienki, by ulepszyć swój wygląd. W końcu dziś przed nią trudny dzień, a to podobno w makijażu kobieta czuje się pewnie. Oli właśnie tej pewności siebie potrzeba.

- Ola! - dziewczyna rzuca się w ramiona matki. Kobieta patrzy jedynie bojaźliwym wzrokiem na podchodzącego do niej rozgrywającego, bojąc się, że już za chwilę to wszystko znów może stracić.
- Przygotowany do meczu? - pyta niewinnie.
- Jeśli jesteś obok, to zawsze gram na maksa - to samo mówił te kilka lat temu, gdy był juniorem, gdy liczyła się beztroska.
- Powodzenia tato - rzuciła dziewczynka, wchodząc do kawiarenki na hali.
- Grześ, wszystko się uda, zobaczysz... - muska delikatnie jego usta, uśmiecha się pokrzepiająco i wchodzi do swojego miejsca pracy. 

Widzi go przez szybę, jak chwilę później rozciąga się już na parkiecie z innymi zawodnikami, jak podrzuca wysoko piłkę, jak rozgrywa ją precyzyjnie do swoich boiskowych kolegów, a oni robię z niej użytek i wbijają Mikasę w pomarańczowe. Od patrzenia na ukochanego odrywa ją dopiero Ala wchodząca radośnie do kawiarenki, by razem z Łomaczówną i Olą oglądać mecz z wysokości, zza szyby. Pierwszy set Gdańszczanie niestety przegrywają, więc panie schodzą na trybuny, bo to stamtąd zagrzewać swoich mężczyzn do boju. Tak, wydało się. Ala jest z Bartkiem, co wczoraj oficjalnie potwierdzili. Kolejne dwa sety padają łupem miejscowych siatkarzy, co jest gratką dla ich fanów i wszystkich kibiców zgromadzonych na hali. Ola czuje się właściwą osobą na właściwym miejscu, nawet jeśli to wszystko miałby się dziś skończyć.

Mecz kończy się po pięciu setach zwycięstwem Gdańszczan, za co dostają ogromne owacje. MVP dostaje nie kto inny, jak Grzesiek. Zawodnicy powoli zbierają się do szatni, a Ola wraz z córką udają się do kawiarenki, by posprzątać w niej i zamknąć lokal. Niespełna godzinę później cały budynek jest już praktycznie pusty. Są w nim jedynie ochroniarze i osoby zajmujące się demontażem band reklamowych oraz siatkarze i trenerzy obu drużyn. Olimpia wyrywa się matce i biegnie na boisko, by poodbijać Mikasę, a Ola siada cicho na trybunach patrząc, jak rozgrywający uczy swoją córkę gry. Po chwili siadają oboje na płycie boiska. Wszystkie główne światła gasną, hala zasypia, w budynku jest kilka osób. Między ojcem a córką zawiązuje się rozmowa.

- Już dziś, poznam twoją mamę...
- Wiem.
- Wreszcie zobaczę, jaka jest piękna, bo pewnie jesteś do niej bardzo podobna...
- Jestem.
- Jestem ciekawy, czy moje początkowe tropy się sprawdzą - śmieje się lekko.
- Ja też, tato...
- Olimpia, ty coś wiesz, prawda? Rozmawiałaś z mamą? - odwraca córkę w swoją stronę i patrzy prosto w jej oczy.
- Wiesz, co ci powiem tato? - milknie na chwilę, wstaje z miejsca. - Jesteś ślepy...

Ola widzi tą sytuację doskonale. Powinna chyba właśnie w tym momencie wstać z krzesełka, zejść na dół i ujawnić swoją obecność jak i powiązanie z Małą. Powinna, ale jednak nie potrafi. Patrzy na załamanego siatkarza. Jedna jej cześć chciałaby pobiec do niego i przytulić, a druga uderzyć w twarz, że do tej pory niczego się nie domyślił. Wstaje wreszcie, powoli przemierza kolejne rzędy w dół, bezszelestnie przedostaje się na parkiet, by usiąść obok rozgrywającego pod siatką, złapać go za rękę i posiedzieć chwilę w ciszy. Pierwszy raz w życiu widzi jego tak smutne i rozżalone oczy. Zdaje sobie sprawę, że taki ich wygląd spowodowany jest jej osobą, choć Grzegorz nie ma nawet o tym zielonego pojęcia. Kładzie głowę na jego ramieniu i czeka. Sama nie wie na co. Powinna przecież już dawno powiedzieć mu prawdę.

- Czekam na kogoś... - wyszeptał wreszcie po kilku minutach.
- Wiem.
- Skąd? Rozmawiałaś z Olimpią? - ożywia się. - Ale przecież ona nic nie wiedziała... - usilnie wpatruje się teraz w twarz blondynki. - Ola... 
- To na mnie czekasz... - wyszeptuje wreszcie, by od razu podnieść się z płyty boiska.
- Co?! Ola, proszę cię, powiedz prawdę! - Grzesiek zrywa się momentalnie za dziewczyną i łapie ją za rękę.
- Czy ty naprawdę nie zauważyłeś, ze pojawiłyśmy się w tym samym czasie?! Nie zauważyłeś, że od razu miałyśmy dobry kontakt?! Że była tak bardzo do mnie podobna?! Naprawdę tego nie zauważyłeś?! - wykrzyczała mu prosto w twarz, a z jej oczu pierwszy raz od miesiąca pociekły łzy. - Nie pamiętasz Aleksandry Siemieniuk, którą to niby tak mocno kochałeś?! - uderzyła kilka razy w jego klatkę piersiową. - Ja ją jestem... I to ze mną masz dziecko!

Wybiegła z budynku, a on nawet nie ruszył się z miejsca. Stał dalej na środku parkietu, pod tą nieszczęsną siatką, płakał. Tak samo, jak te siedem lat temu, gdy nagle zniknęła z jego życia. A ona? Wybiegła w lejący się strumieniami z nieba deszcz. Nie chciała wracać do domu razem z bratem i córką, uciekła od nich. Wolała moknąć w strugach deszczu. Tak samo z resztą zrobił Łomacz. Szkoda tylko, że poszli w dwie różne strony. Ich drogi znów się rozeszły. Może już nigdy więcej nie będzie im dane, żeby się skrzyżowały? Może to właśnie był ostatni moment, żeby naprawić przeszłość i zaznać prawdziwego szczęścia? Może to Bóg rozplótł po raz kolejny ich ścieżki, bo do siebie nie pasują? Może zwyczajnie nie potrafią już kochać?


"Stoimy na roz­sta­ju dróg myśląc, że nic się nie zmienia, 
 a la­ta lecą i już nig­dy nie będziemy ta­cy sa­mi, jak jesteśmy teraz..."




~*~*~



Witamy :*

Dzuzeppe: Mnie dziś będzie mało, bo jak to wywnioskowałyście, my z Maniek skłócone jesteśmy :P
A wracając do rozdziału, to wiecie, że ja jestem wredna, prawda?
To co wymyśliłyśmy z Maniek was zaskoczy ;-) Z resztą o tym później :P
Całuję was wszystkie, a wyjątkowo mocno moją Maniek :*


Maniek: Ja Was bardzo przepraszam, znowu. Nie jestem aktywna na blogach, bo w moim życiu doszło parę ważnych osób jak i spraw o które muszę zadbać :) Jestem ciekawa jak zareagujecie na dalszą część opowiadania, oby pozytywnie :)

Chcę podziękować Dzuzeppe, że zajęła się wszystkim, bo ja jestem nie odpowiedzialny bachorem :P Zresztą trzymam za nią kciuki bo egzaminy nadchodzą :D
I nie, nie pokłóciłyśmy się! Nie miałybyśmy jak, bo nie miałyśmy jak się skontaktować :D Więc kłótnia nie byłabym adekwatna do sytuacji :P

Pozdrawiam, do następnego :*

Muzyka, Przyjaźń/ Zaczynamy z niczym